Sklepy z elektroniką w okresie przedświątecznym przeżywają istne oblężenie. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu żyjemy w świecie, w którym nie ma odwrotu od technologii. Z tego samego powodu wszelkiej maści elektroniczne gadżety są idealnym pomysłem na prezent. Sklepy z tym sprzętem idealnie wyczuwają koniunkturę i ułatwiają podjęcie decyzji, oferując korzystne zakupy na raty 0%. Sęk w tym, że to nie są raty 0%.
Raty 0% w swoim założeniu powinny być banalnie proste. Klient kupuje sprzęt za 1000 zł i decyduje się spłacać go w 20 ratach. Te, po zsumowaniu nie powinny wynosić więcej niż 1000 zł. W tym konkretnym przykładzie oznacza to 20 rat po 50 złotych i ani złotówki więcej. Przy takich założeniach promocji ani sklep, ani bank nie zarabiają ani złotówki dlatego możliwość zakupu na raty zero procent nie są częstym widokiem, a dwa największe sklepy z elektroniką takie promocje organizują jedynie w okolicy świat Bożego Narodzenia oraz Wielkanocy. Za każdym razem wzbudzają zainteresowanie nie tylko klientów, ale również UOKIK, który ma liczne zastrzeżenia do promocji. Okazuje się, że raty 0% wcale nie są ratami 0%.
Przy zakupie towaru w promocji raty 0 procent okazuje się, że w domyślnych warunkach umowy bank oferuje również ubezpieczenie kredytu w wysokości 0,5% wartości zakupów oraz opłatę za kartę kredytową w wysokości 4,90 zł miesięcznie. Słowa oferuję użyłem z przymrużeniem oka, bo bardziej przypomina to wciskanie niepotrzebnego towaru nieświadomym konsumentom. Po zsumowaniu wszystkich rat okazuje się, że z raty 0 procent nie miały nic wspólnego z ratami 0 procent.
Raty 0 procent w Saturnie nie mają za wiele wspólnego z ratami 0 procent
Można by to było uznać za chwyt marketingowy, których codziennie widzimy setki. Jak opisuje Gazeta Wyborcza, w żadnych reklamach zakupów na raty 0 procent nie ma mowy o dodatkowych opłatach. Dokładnie takie same zarzuty wobec tych cyklicznych promocji ma UOKiK. Co prawda banki mogą oferować dodatkowe zabezpieczenia udzielanych kredytów, lecz muszą klientom dać wybór, czy taką dodatkową polisę chcą wykupić. Nie trzeba też wspominać tego, że konsument musi zostać poinformowany o tym, jaką ochronę daje mu ubezpieczenie. W tej sprawie UOKiK prowadzi postępowanie już od 2016 roku, ale do tej pory sprawa jest w toku.
Prawo i rekomendacje Komisji Nadzoru Finansowego nie zakazują bankowi zabezpieczania swoich wierzytelności na przykład poprzez umowę ubezpieczenia. Ważne tylko, żeby klient miał możliwość wyboru ubezpieczenia lub zakładu ubezpieczeń – Jacek Barszczewski z KNF
Tymczasem w praktyce nieświadomi niczego konsumenci swoje zainteresowanie podpisywaną umową kończą na tym, aby gdzieś w jej tytule było napisane „raty 0%”, a przecież za dwa lata nie będzie już o niczym pamiętał, a już na pewno nie będzie liczył z kalkulatorem czy w ostatecznym rozrachunku nie zapłacił te 100 złotych więcej. Sprzedawcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie mamy nawyku czytania podpisywanych umów, a o 100 zł nikt przecież nie będzie bił piany. O ile w ogóle się zorientuje.