Ostatnie wypadki śmiertelne spowodowane przez piratów drogowych uzmysłowiło nam ważną rzecz. W Polsce nie istnieje żaden rejestr kierowców z zakazem prowadzenia pojazdów. Nazwanie takiego stanu rzeczy czystym absurdem byłoby bardzo daleko posuniętym eufemizmem. Skoro jednak minister sprawiedliwości zamierza naprawić ten błąd, to można pójść o krok dalej. Rejestr powinien być jawny i przypominać sprawców przestępstw na tle seksualnym.
Piraci drogowi mają w Polsce stanowczo zbyt łatwo. Państwo nawet się nie stara ich zwalczać
Analizując sprawy Sebastiana M., Łukasza Ż i innych podobnych piratów drogowych można dojść do wielu zatrważających wniosków. Przede wszystkim organy ścigania nie traktują domorosłych rajdowców dostatecznie poważnie, przez co ci często pozostają bezkarni.
Taki stan rzeczy wspiera nazbyt łagodne prawo, które nie uwzględnia żadnej formy „zabójstwa drogowego„. Przy czym chciałbym uspokoić prawników pohukujących o populizmie penalnym. Nie mam na myśli typu uprzywilejowanego przestępstwa z art. 149 kodeksu karnego. Dodatkowa przesłanka zaostrzenia odpowiedzialności karnej w art. 178 w zupełności nam wystarczy. To jednak nie koniec problemów z obowiązującymi przepisami oraz praktyką.
Nie da się ukryć, że sądowy zakaz prowadzenia pojazdów stał się ogólnonarodowym obiektem kpin i szyderstw. W końcu jak to możliwe, że osobnik z kilkoma takimi zakazami i tak wsiada za kółko, a później kogoś zabija? Odpowiedź na to pytanie jest wręcz żałosna. Nie istnieje w Polsce żaden rejestr kierowców z zakazem. Tym samym co z tego, że takowy orzeknie sąd, jeśli policja nie może szybko i łatwo sprawdzić, że wobec złapanego kierowcy orzeczono taki właśnie środek karny?
Aż dziwne, że dopiero Adam Bodnar w drugiej połowie 2024 roku wpadł na to, że może jednak warto by taki rejestr kierowców z zakazem prowadzenia pojazdów utworzyć. Owszem, sprawy Sebastiana M. i Łukasza Ż. stanowiły dla prawodawców pewną zachętę. Nie da się jednak odmówić obecnemu ministrowi sprawiedliwości zasługi w tym, że jednak jako pierwszy postanowił coś z tym problemem zrobić.
Skoro zaś rejestr ma powstać, to warto się zastanowić nad tym, jaką formę miałby przyjąć. Postawiłbym tezę, że warto byłoby uczynić go całkowicie jawnym, na wzór rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym.
Częściowo jawny rejestr kierowców z zakazem prowadzenia pojazdów to wariant nastawiony na prewencję
Zacznijmy od krótkiego objaśnienia, jak słynny „rejestr pedofilów” działa w praktyce. Wbrew pozorom nie jest on wcale taki jawny, jak by się mogło wydawać. Istnieją bowiem trzy osobne kanały dostępu. Każdy obywatel ma dostęp do bazy danych zawierającej informacje o sprawcach najcięższych przestępstw na tle seksualnym. Istnieje też ogólnodostępny rejestr osób, których dane znalazły się w nim decyzją specjalnej Państwowej Komisji. Możemy go jednak śmiało zignorować, bo w momencie pisania tych słów jest zupełnie pusty.
Trzecia baza zawiera dane wszystkich skazanych przestępców seksualnych. Dostęp do niej jest jednak ograniczony. Może z niej skorzystać sądy, prokuratury, policja i inne uprawnione służby oraz organy. Do grona uprawnionych należą także pracodawcy i organizatorzy działalności jakoś związanej z dziećmi. Wręcz mają obowiązek sprawdzić, czy osoba, którą chcą zatrudnić, nie figuruje w tym rejestrze. W tym przypadku dostęp wymaga rejestracji i weryfikacji swojej tożsamości przy logowaniu za pomocą platformy ePUAP albo kwalifikowanym podpisem elektronicznym.
Wpis w rejestrze zawiera dane osobowe danego skazanego wraz ze zdjęciem. Dodatkowo możemy ustalić aktualne miejsce jego pobytu. Szczegóły pozwalają nam zapoznać się z wyrokiem, w tym, za jakie dokładnie przestępstwo taka osoba została skazana.
Jak w takim razie miałby wyglądać rejestr kierowców z zakazem prowadzenia pojazdów? Bardzo podobnie. Mielibyśmy część dostępną dla uprawnionych organów i służb, a także przedsiębiorców jakkolwiek zajmujących się transportem, w tym wypożyczalnie samochodów. Część ogólnodostępna obejmowałaby recydywistów, pijanych kierowców czy urządzających sobie nielegalne wyścigi. Siłą rzeczy w tym przypadku nie będziemy podawać miejsca pobytu osoby z zakazem. Całą resztę jak najbardziej można zaadaptować.
Czemu mielibyśmy traktować osoby z zakazem prowadzenia pojazdów tak, jak sprawców przestępstw seksualnych? Ponownie chodzi o prewencję oraz ostracyzm. W pierwszym przypadku chcemy, by taka osoba nie siadała za kółkiem. Jeśli zaś to zrobi, to właściwe służby powinny mieć możliwość natychmiastowego zidentyfikowania, z kim mają do czynienia.
Sprawcy najcięższych przestępstw drogowych lekceważących zakaz stanowią zaś zagrożenie nie tylko dla siebie, ale także dla innych uczestników ruchu drogowego. Być może jawny charakter takiego rejestru sprawiłby, że nikt nie wsiadłby z takim piratem drogowym do jednego samochodu, ani nie mógłby wypożyczyć mu auta. W ten sposób z pewnością uratowalibyśmy ludzkie życie.