Białoruś najwyraźniej nie tylko nie zamierza odpuścić Polsce i krajom bałtyckim, ale wręcz zwiększyć skalę przerzutu nielegalnych migrantów przez granicę. Ruch bezwizowy na Białorusi obejmie Pakistan, Jordanię i państwa afrykańskie. Prawdopodobnie lotnisko w Grodnie będzie przyjmować tego typu połączenia międzynarodowe.
Białoruś najwyraźniej zamierza dostarczyć na granicę Unii Europejskiej jeszcze więcej migrantów
Myliłby się ten, kto myślał, że po wprowadzeniu przez Polskę, Litwę i Łotwę stanu wyjątkowego Białoruś odpuści. Zmasowany i zorganizowany przez tamtejsze służby przerzut nielegalnych migrantów nie tylko trwa, ale i zwiększa skalę. Polska Agencja Prasowa informuje o tym, że ruch bezwizowy na Białorusi obejmie Pakistan, Jordanię i państwa afrykańskie.
PAP wskazuje także na rolę lotniska w Grodnie, jako tego, które miałoby przyjmować loty międzynarodowe. Warto zauważyć, że Grodno jest położone niemalże tuż przy granicy z Polską i Litwą. Takie działania ze strony Białorusi jednoznacznie świadczą o chęci zintensyfikowania całego procederu. Nie jest to w sumie nic nadzwyczajnego. W ten sposób Aleksander Łukaszenko realizuje kilka celów naraz.
Najważniejszym z nich wydaje się czysta złośliwość względem Polski, Litwy i Łotwy. Mowa o państwach, które najbardziej aktywnie wspierały białoruską opozycję po protestach związanych z zeszłorocznymi sfałszowanymi wyborami prezydenckimi. Wilno właściwie stało się schronieniem dla białoruskich opozycjonistów. Polska wymieniła z Białorusią szereg wrogich gestów.
Nasz kraj w trakcie igrzysk w Tokio przyjął biegaczkę Kryscinę Cimanouską, która uciekła z rąk tamtejszych działaczy i która słusznie spodziewała się represji w swoim kraju. Wcześniej Białoruś uprowadziła polski samolot z opozycyjnym dziennikarzem Ramanem Pratasiewiczem. Polskie władze wręcz oskarżyły Białoruś o piractwo powietrzne.
Aleksander Łukaszenko bierze przykład z Recepa Tayyipa Erdogana
Bezpośrednim skutkiem wsparcia dla białoruskiej opozycji były sankcje gospodarcze na Białoruś. Drugim celem wypychania migrantów na polską czy litewką stronę granicy jest uzyskanie środka nacisku na Unię Europejską. Łukaszenko odrobił tym samym lekcję kryzysu migracyjnego na granicy Grecji i Turcji.
Prezydent Recep Tayyip Erdogan od dłuższego czasu skutecznie szachuje państwa zachodnie perspektywą szerokiego otworzenia granic dla tysięcy, jeśli nie milionów, migrantów. Dzięki temu Turcja uzyskuje nie tylko mniejsze i większe ustępstwa ze strony Brukseli, ale też miliardy euro. Zgodnie z umową zawartą w 2016 r. Ankara miała otrzymać 6 mld euro na politykę uchodźczą. Być może Aleksander Łukaszenko liczy na podobny rezultat?
Co ciekawe, nasze władze również wyciągnęły wnioski z greckich prób przeciwdziałania wypychania migrantów na terytorium tego państwa. Umocnienie granicy zasiekami, skierowanie w tamtej region dodatkowy sił i stanowcza odmowa przyjmowania migrantów to posunięcia, które pozwoliły Atenom opanować sytuację. To właściwie jedyny sposób na radzenie sobie z tego typu zagrywkami innych państw.
Od tego czasu zmieniła się również sytuacja w Unii Europejskiej, która wcale już nie chce przyjmować „uchodźców”, bez sprawdzania skąd pochodzą i czy rzeczywiście grozi im jakieś niebezpieczeństwo. Warto zauważyć, że dzisiaj Komisja Europejska – skonfliktowana przecież z rządem w Warszawie – i reszta państw członkowskich stoją murem za Polską i krajami bałtyckimi. Nasze granice to w końcu także granice Unii Europejskiej a sami migranci chcą się dostać do bogatych krajów zachodniej Europy.
Rozszerzony ruch bezwizowy na Białorusi jasno dowodzi, że w kryzysie migracyjnym nie chodzi o względy humanitarne
Ostatni cel, jaki zamierza uzyskać Białoruś jest bardzo przyziemny i jednocześnie unaocznia perfidię całego procederu. Chodzi o pieniądze – uzyskiwane od samych migrantów za przerzut na polską stronę granicy. Mowa o koszcie rzędu 5000 euro od osoby. Rozszerzony ruch bezwizowy na Białorusi ma rozszerzyć bazę potencjalnych „klientów” tamtejszych służb.
Sam mechanizm jest znany i dość dobrze opisany. Białoruskie biura turystyczne oferują w poszczególnych krajów przylot do tego kraju. Na miejscu migrantów przejmują przedstawiciele służb, którzy dostarczają ich na granicę. Bardzo często przekonuje się ich, że to droga do Niemiec, czy po prostu do Unii Europejskiej. Po przejściu na drugą stronę takie osoby stanowią już „problem” polskich służb. Opcji powrotu na Białoruś nie ma – to podróż w jedną stronę.
Teraz, gdy na polsko-białoruskiej granicy mamy pierwsze ofiary śmiertelne, Białoruś oskarża Polskę. Równocześnie zarzuca naszym pogranicznikom… wypychanie migrantów na białoruską stronę granicy. Co zresztą wcale nie musi być jedynie wymysłem tamtejszej propagandy. Wszystko wskazuje, że nasze służby przyłapanych migrantów rzeczywiście siłowo zawracają tam, skąd przyszli. Nie ma w tym ani nic nadzwyczajnego, ani nic niezgodnego z interesem naszego państwa. Nasz rząd wybrał, co tu dużo mówić, najmniej złe spośród dostępnych rozwiązań.
Należy pamiętać, że mówimy o osobach zaproszonych i sprowadzonych przez Białoruś, które przekraczają granice Polski w sposób niezgodny z prawem. Najczęściej też wcale nie są uchodźcami. Rozszerzony ruch bezwizowy na Białorusi tylko potwierdza, że kwestie humanitarne nie mają tu większego znaczenia. Zszarganie reputacji Polski i podsycenie sporów wewnętrznych w naszym kraju z pewnością stanowią element planu Łukaszenki.