"Wytrzymajmy jeszcze najbliższy czas" - rzecze rzecznik. Zastanówmy się więc, co wytrzymać musi on, a co wytrzymać musi właściciel lokalu gastronomicznego, pubu czy siłowni.

Patryk Słowik – dwukrotny laureat nagrody Grand Press, prawnik, dziennikarz Dziennika Gazety Prawnej, felietonista Bezprawnika
Andrusiewicz - o ile dobrze wiem - musi wytrzymać jedynie to, że nie może wygodnie się rozsiąść w restauracji przy obiedzie ugotowanym przez profesjonalnego kucharza. Wytrzymać musi też, że w kilka godzin po tym posiłku nie będzie mógł spalić pochłoniętych kalorii na atlasie do ćwiczeń, orbitreku czy ergowiosłach - o ile oczywiście nie ma tego sprzętu w domu.
A co wytrzymać muszą przedsiębiorcy, których biznes od dawna jest pozamykany? Długi, niepewność co do przyszłości, konieczność zapożyczania się u znajomych, przeświadczenie, że jednak trzeba rozbić skarbonkę, w której zbierało się pieniądze na zagraniczne studia córki czy syna. Wreszcie wytrzymać trzeba też to, że wyjdzie do mediów rzecznik Ministerstwa Zdrowia i powie "wytrzymajmy jeszcze".
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Tak jak pisałem już kilka dni temu na łamach Bezprawnika, jasnym dla mnie jest, że większość przedsiębiorców bynajmniej nie ma ochoty pokazywać środkowego palca rządzącym ani nie lekceważy ryzyka związanego z pandemią koronawirusa. Coraz więcej firm jednak otwiera się wbrew obowiązującym regulacjom, bo trzeba za coś żyć, mieć pieniądze na utrzymanie rodziny, na zakup leków i – jeśli się uda – na wakacje w przyszłości. Dla przedsiębiorcy, który prowadził od kilkunastu lat swoją działalność i udało mu się dzięki biznesowi spłacić dom i odłożyć na bankowym rachunku 100 tys. zł, a dziś ma 100 tys. zł długu, sytuacja jawi się jako dramatyczna. Tym bardziej że przytłaczająca jest niepewność – bo nikt z nas nie wie, kiedy obostrzenia zostaną zdjęte.
I dla jasności: ja wcale nie twierdzę, że ograniczenia wprowadzone przez rząd są bezsensowne i części z nich nie należałoby utrzymać. Rządzący powinni jednak umieć precyzyjnie wyjaśnić przedsiębiorcom, dlaczego jedna branża może działać, a inna nie może. Dlaczego ludzie w jednym miejscu mogą siedzieć, a w innym nie. Tego bardzo brakuje. Brakuje też rozsądnego planowania. Jakkolwiek bowiem zdaję sobie sprawę, że koronawirus to nieprzewidywalny wróg i może ponownie uderzyć w najmniej spodziewanym momencie, to oczekiwałbym od władzy przedstawienia kilku wariantów działania w zależności od sytuacji. Gdy zaś jaśnie panujący nam politycy jakiś plan prezentują, to pewne jest to, że na pewno się do niego nie zastosują. I nawet nie wyjaśnią dlaczego.
Wreszcie - gdy już politycy zaczynają nam coś tłumaczyć, to używają okrągłych słów, z których najczęściej nic nie wynika. A jednak większość przedsiębiorców to ludzie czynu, a nie jedynie słowa. Dochodzi do tego fakt sztucznego bratania się polityków i urzędników z biznesem, czego najlepszym Przykładem jest wypowiedź rzecznika Ministerstwa Zdrowia. Ewentualnie pojawiają się znakomite porady, jak ta udzielona właśnie przez senatora Stanisława Karczewskiego, który stwierdził, że gdy na szali są ludzkie życie i bankructwo, to on osobiście wolałby zbankrutować. Na szczęście bankructwo mu nie grozi, gdyż od 16 lat jest na utrzymaniu między innymi przedsiębiorców.
Prawda jest taka, że biznes - czy tego chce, czy nie - musi to wszystko... wytrzymać.