W dniu 9 lipca 2018 roku zniesiono zasadę, zgodnie z którą przedawnienie roszczenia przeciwko konsumentowi może być brane przez sąd pod uwagę tylko w przypadku zgłoszenia zarzutu. To sprawiło, że sądy mogą w końcu wyjść z wielu postępowań z ludzką twarzą. W sprawie która rozegrała się w Człuchowie, sąd uznał, że pozwany nie musi płacić za stare rachunki za telefon. A to mimo tego, że on sam nie miał właściwie nic przeciwko, a nawet uznał swój dług przed sądem.
Instytucji przedawnienia towarzyszy mały paradoks. Przedawnienie pozwala dłużnikom nie płacić długu. A to tylko dlatego, że wpłynęło dość dużo czasu od dnia, w którym roszczenie stało się wymagalne. Termin przedawnienia tzw. roszczeń okresowych (czynsz najmu, rachunki za telefon) wynosi 3 lata (chociaż warto tu zaznaczyć, że są także inne terminy przedawnienia). Można sobie wyobrazić, że sam upływ czasu nie jest zbyt przekonującym uzasadnieniem tego, żeby ktoś miał nie płacić za to, co otrzymał – szczególnie dla wierzyciela. Podobne uczucia budzi 20 albo 30-letni termin zasiedzenia nieruchomości. Przykładem niech będzie sprawa, w której mężczyzna zasiedział nieruchomość w Krakowie, bo sadził na niej rabarbar.
Przedawnienie roszczenia przeciwko konsumentowi
Tymczasem ci, którzy zapłacili, bo nie wiedzieli o tym, że roszczenie się przedawniło, często czuli się po fakcie skrzywdzeni. Naczelną zasadą w postępowaniu cywilnym przed sądem jest (a w przypadku sporów przeciwko konsumentom było) to, że żeby skorzystać z instyrucji przedawnienia, należy podnieść stosowny zarzut. Czyli napisać w treści pisma procesowego, że kwestionuje się dochodzone roszczenie w całości ze względu na upływ terminu przedawnienia. Ewentualnie zgłosić taki zarzut ustnie na rozprawie. Bez tych paru słów cały proces toczy się normalnie, a na końcu dłużnik może przegrać, tak jakby przedawnienia nie było. Wszystko to przez brak stosownego zarzutu.
Nie ma się co dziwić, że zazwyczaj sprawy takie przegrywali konsumenci. Często są to osoby występujące w sądzie bez adwokata czy radcy prawnego. Jak już później zorientowały się, że mogły w taki banalny sposób uniknąć obowiązku spłaty, zostawało poczucie krzywdy oraz snucie teorii i podejrzeń. Oczywiście dotyczących tego, że sędzia z drugim prawnikiem zawarli tajne porozumienie, żeby naciągnąć go na zapłatę starych długów. A wszystko wynika po prostu z tego, że przeciętna osoba nie traktuje sądu jako pola bitwy z drugą stroną. Na salę rozpraw idzie w pełnym zaufaniu, że otrzyma sprawiedliwy wyrok. Niekoniecznie przy tym – co jednak jest trochę lekkomyślne – chce zapoznawać się z procedurą cywilną czy wynająć profesjonalnego pełnomocnika.
Przedawnienie roszczenia przeciwko konsumentowi – co się zmieniło?
Jednak od czasu wejścia nowelizacji kodeksu cywilnego w 2018 r., w sprawach przedsiębiorców przeciwko konsumentom, sąd bierze pod uwagę zarzut przedawnienia z urzędu. Nowelizacja wprowadziłą mi.in. nowe terminy przedawnienia oraz artykuł 117 § 2 (1) KC zgodnie z którym:
Po upływie terminu przedawnienia nie można domagać się zaspokojenia roszczenia przysługującego przeciwko konsumentowi.
Sąd zachował także prawo do nieuwzględniania przedawnienia zgodnie z art. 117 (1) KC:
§ 1. W wyjątkowych przypadkach sąd może, po rozważeniu interesów stron, nie uwzględnić upływu terminu przedawnienia roszczenia przysługującego przeciwko konsumentowi, jeżeli wymagają tego względy słuszności.
§ 2. Korzystając z uprawnienia, o którym mowa w § 1, sąd powinien rozważyć w szczególności:
1) długość terminu przedawnienia;
2) długość okresu od upływu terminu przedawnienia do chwili dochodzenia roszczenia;
3) charakter okoliczności, które spowodowały niedochodzenie roszczenia przez uprawnionego, w tym wpływ zachowania zobowiązanego na opóźnienie uprawnionego w dochodzeniu roszczenia.
Sprawa dłużnika z Człuchowa
Dlatego właśnie sędzia z Człuchowa w sprawie o sygn. akt I C 138/19 upr. oddaliła powództwo przedsiębiorcy, który odkupił zapewne od jakiejś dużej firmy telekomunikacyjny dług pozwanego powstały przez opóźnienia w spłacie abonamentu. Terminy zapłaty rachunków przypadał na kolejne miesiące roku 2015 r. Przedawnienie wynosiło 3 lata, a więc roszczenia przedawniły się w roku 2018. Pozew (który przerywa bieg przedawnienia) wniesiono w roku 2019. A więc już po upływie terminu po którym nastepuje przedawnienie roszczenia przeciwko konsumentowi.
Pozwany nawet nie wiedział, że roszczenia te uległy przedawnieniu. Co więcej, przyznał przed sądem, że zawarł umowę o świadczenie usług i że otrzymał przedprocesowe wezwanie do zapłaty.
Innymi słowy, nie zakwestionował w żaden sposób długu i przyznał, że istnieje.
Mimo to sąd sam zbadał czy doszło w sprawie do przedawnienia i powództwo oddalił.
Przy okazji uznał też, że niedozwolona jest kara umowna za nieutrzymywanie aktywnej karty sim. Nawiasem warto sprawdzić swoją umowę abonamentu, bo jest duża szansa, że też taką macie.
Przedawnienie nie sprawia, że zobowiązanie przestaje istnieć, a jedynie że nie można go skutecznie dochodzić przed sądem. Po upływie terminu przedawnienia, zobowiązanie przekształca się w naturalne (innym rodzajem zobowiązania naturalnego jest np. zakład o butelkę alkoholu). Polega to na tym, że jeżeli dłużnik z Człuchowa chciałby zapłacić, to oczywiście może i nie będzie mógł się domagać zwrotu pieniędzy. Wierzyciel nie może jednak zmusić go do świadczenia stosując tzw. przymus państwowy prowadzący od procesu cywilnego do egzekucji komorniczej. Warunkiem aby przedawnienie zadziałało w praktyce przed zmianą z lipca 2018r. było wciąż podniesienie zarzutu przedawnienia. W związku z nowelizacją sąd bada przedawnienie roszczenia przeciwko konsumentowi bez zgłaszania zarzutu. Co ciekawe – zasada ta znajdzie zastosowanie do wszystkich sporów, nie tylko tych powstałych po nowelizacji. Przepisy te nie obowiązują w sporach między konsumentami czy przedsiębiorcami.
Zmienione przedawnienie roszczenia przeciwko konsumentowi to zmiana na lepsze
Nowelizacja dotycząca przedawnienia powstała na kanwie nasilenia handlu wierzytelnościami. Odsprzedawanie długów firmom windykacyjnym sprawiło, że do sądu sprawy trafiały po znacznym upływie czasu. To z kolei oznaczało, że zapadało wiele wyroków na niekorzyść dłużników, mimo upływu terminu przedawnienia. Ustawodaca uznał więc, że trzeba coś z tym zrobić, bo dłużnicy zbyt często przegrywają tylko przez to, że nie podnieśli przed sądem zarzutu.
Warto zaznaczyć, że wciąż aktualne pozostają zasady przerwania biegu przedawnienia. Dłużnik może swoim zachowaniem np. przez zawarcie ugody albo nawet oznajmienie, że wie, że dług istnieje sprawić, że bieg terminu przedawnienia będzie biegł na nowo.
Abstrahując od słuszności samej instytucji przedawnienia, trzeba przyznać, że to rozwiązanie na pewno pozwala sądowi przybrać ludzką twarz. Skoro każdy na prawo i lewo broni się przedawnieniem, nie ma powodów, aby robić z niego jakąś tajemną wiedzę. Ba, zarzut przedawnienia jest tak powszechy, że strony reprezentowane przez pełnomocników podnoszą go czasami tylko „na wszelki wypadek”. A nuż sędzia zakwalifikuje umowę jako taką do której zastosowanie znajdzie krótszy termin przedawnienia, mimo tego, że jej kwalifikacja wydaje się oczywista i zarzut „chwyci”?
Sytuacja, w której i pełnomocnik drugiej strony i sędzia wiedzą, że w każdej innej konfiguracji, w której nie występowałby po drugiej stronie człowiek nieznający się na prawie, który nie wie, że przysługuje mu zarzut przedawnienia, roszczenie byłoby oddalone, jest z gruntu nie w porządku. Dzięki zmianie sąd nie musi siedzieć z pokerową twarzą w trakcie wygłaszania uzasadnienia, wiedząc, że parę niewypowiedzianych z niewiedzy słów zmieniłoby o 180 stopni werdykt. Z kolei osoby, które stają przed sądem w charakterze pozwanych, wychodzą z niego z chociaż trochę większym zaufaniem.