Składka zdrowotna zabija małe polskie firmy? Szymon Hołownia powinien się wstydzić tych słów

Firma Podatki Dołącz do dyskusji
Składka zdrowotna zabija małe polskie firmy? Szymon Hołownia powinien się wstydzić tych słów

Jest sobie plebiscyt „Klimatyczna Bzdura Roku”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przydałby się jakiś jego polityczno-ekonomiczny odpowiednik. W tym roku jednym z poważnych kandydatów do wygrania takiej hipotetycznej antynagrody byłby Marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Stwierdzenie, że składka zdrowotna zabija małe polskie firmy, jest nie do obrony.

Marszałek Sejmu najwyraźniej nie ma pojęcia, jak ustalana jest wysokość stawki zdrowotnej

Chyba wszyscy wolelibyśmy płacić państwu mniej niż więcej. Zakładamy oczywiście, że jakość usług publicznych i administracji na najwyższych szczeblach pozostaje bez zmian. Są jednak takie sytuacje, gdy poszczególne daniny na rzecz poszczególnych macek państwowej ośmiornicy są niezbędne. Dobrym przykładem jest tutaj awantura o składkę zdrowotną przedsiębiorców i ich pracowników.

Prawdę mówiąc, mamy do czynienia przede wszystkim z kolejnym PR-owym koszmarem polityków, którzy nawet sensowne postulaty potrafią „sprzedać” w taki sposób, że aż się w społeczeństwie gotuje. Na przykład Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, będący także szefem koalicyjnej Polski 2050, wypowiedział w poniedziałek bardzo interesującą i zarazem kontrowersyjną opinię dotyczącą właśnie składki zdrowotnej.

Ona nie leczy niczyjego zdrowia. Ona zabija polskie firmy, polskie małe firemki, przedsiębiorstwa, jednoosobowych przedsiębiorców. I temu też trzeba zaradzić. Pan minister był otwarty na to, żeby rozmawiać, jak to powinno wyglądać w kolejnych latach. Wiemy też, że od przyszłego tygodnia zaczynają się prace ministrów nad budżetem.

Czy rzeczywiście jest tak źle? W końcu jedna z ważniejszych osób w państwie powinna mieć pojęcie o tym, co mówi. Są zresztą przesłanki, by rzeczywiście sądzić, że z tą składką zdrowotną jest coś nie tak. W końcu ledwo co doszliśmy do siebie po „rewolucji” Polskiego Ładu. Jednym z najważniejszych założeń tej jednej z najgorszych reform dekady było ujednolicenie składki zdrowotnej na poziomie 9 proc. Przy okazji odebrano przedsiębiorcom możliwość odliczenia jej sobie od dochodu.

Warto wspomnieć, że opór społeczeństwa był tak duży, że poprzednia władza musiała złagodzić przedsiębiorcom założenia Polskiego Ładu. Wciąż mamy zróżnicowaną stawkę, preferencyjne formy opodatkowania zachowały możliwość dokonania częściowych odliczeń. Wydaje się, że politycy Polski 2050 źle odebrali nastroje społeczne. Dzisiaj mało kto głośno się domaga jakichś drastycznych reform. Można by zaryzykować stwierdzenie, że przedsiębiorcy trochę się do połatanego Polskiego Ładu przyzwyczaili. Są zresztą ku temu powody, które Szymonowi Hołowni najwyraźniej umknęły.

Jeśli stawka zdrowotna zabija firmy, to na pewno nie te prowadzone przez ryczałtowców

Rozważania nad tym, czy składka zdrowotna zabija małe polskie firmy, powinniśmy zacząć od jakiegoś punktu odniesienia. Najlepszym są oczywiście pracownicy. W ich przypadku stosujemy stawkę 9 proc. podstawy. Tą jednak nie jest jego pensja brutto. Musimy najpierw pomniejszyć ją o obowiązkowe składki na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i chorobowe płacone przez pracownika. Czyli podstawa składkowa będzie niższa o 13,71 proc. Na przykład pracownik zarabiając 5 000 zł brutto, zapłaci 388,31 zł składki zdrowotnej. Od dochodu nie odliczy sobie z tego tytułu nic.

Skoro Szymon Hołownia twierdzi, że składka zdrowotna zabija akurat najmniejszych przedsiębiorców, to należy zwrócić uwagę na formy opodatkowania typowe właśnie dla małych firm. Będzie to ryczałt od przychodów ewidencjonowanych oraz karta podatkowa, z której wciąż niektórym przedsiębiorcom wolno korzystać.

Przy ryczałcie występują trzy progi składkowe uzależnione od dochodów. Działa to tak, że dla każdego progu ustawodawca ustalił podstawę opartą na wskaźniku średniego wynagrodzenia: 80 proc., 100 proc. oraz 180 proc.. Składka zdrowotna to 9 proc. podstawy. Ile więc zapłacimy?

  • Do  60 tys. zł przychodu: 419,46 zł;
  • W przedziale 60 tys. zł a 300 tys. zł przychodu: 699,11 zł;
  • Powyżej 300 tys. zł przychodu: 1258,39 zł.

Różnica rzeczywiście jest, ale stosunkowo niewielka i przy przychodach ryczałtowca poniżej średniej krajowej. Składka zdrowotna dla tej formy opodatkowania w drugim progu odpowiada mniej-więcej składce płaconej przez pracownika zarabiającego 9 000 zł brutto. Przy karcie podatkowej sprawa jest oczywista. Tacy przedsiębiorcy płacą 9 proc. minimalnego wynagrodzenia na początku roku składkowego, a więc 381,78 zł w 2024 r.

Przy czym rozliczający się w formie karty podatkowej mogą odliczyć 19 proc. zapłaconej składki zdrowotnej od podatku dochodowego, ryczałtowcy zaś aż 50 proc. Trudno byłoby twierdzić, że najmniejsi polscy przedsiębiorcy są dzisiaj w jakiś sposób pokrzywdzeni w kwestii składki zdrowotnej.

Najgorzej wypada skala podatkowa, ale nawet w jej przypadku nie ma tragedii

Być może jednak składka zdrowotna zabija firmy przedsiębiorców, którzy wybrali skalę podatkową albo podatek liniowy? Trzeba przyznać, że w pierwszym przypadku płacą więcej od swoich pracowników. Podstawą wymiaru są tutaj miesięczne dochody brutto, stawka ponownie wynosi 9 proc.

Musimy uwzględnić rok składkowy trwający od 1 lutego do 31 stycznia następnego roku kalendarzowego. Ma to znaczenie przy jedynie przy minimum składkowym wynoszącym 9 proc. minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w pierwszym dniu poprzedniego roku składkowego. W styczniu 2024 r. interesuje nas najniższa krajowa z 1 stycznia 2023 r., w pozostałych miesiącach ta z 1 stycznia tego roku.

Siłą rzeczy, w naszych przykładach relatywnie słabo zarabiających przedsiębiorców powyższe minimum nas nie interesuje. Przy dochodach rzędu 5 000 zł taki przedsiębiorca zapłaci składkę zdrowotną 450 zł. Miesięczny dochód 9 000 zł to składka wynosząca 810,00 zł. Rozliczając się na zasadach ogólnych, również niczego nie odliczymy od podatku.

Liniowcy są w zauważalnie lepszym położeniu. W ich przypadku naliczamy 4,9 proc. podstawy wymiaru, a więc dochodu za dany miesiąc.  Nie możemy jednak zapłacić mniej niż 9 proc. kwoty minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w pierwszym dniu roku składkowego. Składka zdrowotna liniowca zarabiającego 5 000 zł byłaby właśnie niższa, więc wracamy do kwoty 381,78 zł. Przy dochodach rzędu 9 000 zł składka zdrowotna przedsiębiorcy rozliczającego dochody w formie podatku liniowego mamy składkę wynoszącą raptem 441,00 zł.

Przy podatku liniowym możemy także odliczyć 10 200 zł zapłaconej składki zdrowotnej od dochodu.

Okazuje się, że składka zdrowotna zabija co najwyżej powagę partii politycznej

Czy może być gorzej? Jak najbardziej. Zatrudnieni wyłącznie na umowę o dzieło korzystają z dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego płacą 9 proc., ale ich minimalną podstawę stanowi 100 proc. średniej krajowej. Jakby tego było mało, kwota ta waloryzowana jest nie raz do roku, ale raz na kwartał. Za lipiec i sierpień wynosi ona co najmniej 735,18 zł.

Co dokładnie możemy wywnioskować z tych wyliczeń? Nie jest prawdą, że składka zdrowotna zabija najmniejszych przedsiębiorców i ich firmy. Prawdę mówiąc, nieproporcjonalnie wysokie kwoty zapłaconej składki pojawiają się dopiero przy naprawdę ogromnych dochodach z działalności. Równocześnie jednak nie jest prawdą, że przedsiębiorcy płacą niższe składki niż ich pracownicy przy takich samych dochodach, co skądinąd jest zwykle sytuacją hipotetyczną.

Trudno także komentować sugestie marszałka Hołowni, że składka zdrowotna „nie leczy niczyjego zdrowia”. Chcemy czy nie, kluczowym elementem finansowania opieki zdrowotnej w Polsce jest właśnie składka zdrowotna. Nie jest to danina o progresywnym charakterze. Różnice przy względnie niskich dochodach ubezpieczonych są na tyle niskie, że właściwie nie ma większej potrzeby zaprzątać sobie nimi głowy. Wydaje się więc, że Polska 2050 swoją narracją wpada w tę samą pułapkę, co Koalicja Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe forsując niepopularny Kredyt na start.