Gdy kolejne stacje Lotosu stopniowo zyskują barwy węgierskiego MOL, ostały nam się już tylko dwie duże, rodzime sieci paliw – Orlen i Moya. To może się jednak niebawem zmienić.
Grupa Anwim może sprzedać stacje Moya. Właściciele firmy, jak wynika z komunikatu, chcą znaleźć „optymalne drogi dalszego rozwoju na nadchodzące lata”. W praktyce – jak czytamy w „Pulsie Biznesu” chodzi prawdopodobnie o sprzedaż całej firmy.
Mówimy o bardzo dużej sieci. Moya ma obecnie ponad 400 stacji i jest liderem jeśli chodzi o „niekoncernowe” sieci w Polsce. Jest to też ciągle polska firma, kontrolowana przez Anwim, którego z kolei większościowym akcjonariuszem jest warszawski fundusz Enterprise Investors. Ten fundusz zresztą pozwolił mocno rozkręcić się sieci. No ale jak to z funduszami zwykle bywa – na pewnym etapie wypada wyjść z inwestycji. Enterprise Investors najwyraźniej uznał, że ten czas właśnie nadszedł.
Sieć Moya może zniknąć? Byłoby naprawdę szkoda
Fundusz rzecz jasna można zrozumieć. Sprzedaż sieci ma sens nie tylko dlatego, że fundusze są od tego, by firmy rozkręcać i sprzedawać. W końcu już wiadomo, że silniki spalinowe będą odchodzić do przeszłości, a w 2035 r. ma wejść zakaz sprzedaży „tradycyjnych” aut w UE. Polski rynek jest jednak ciągle chłonny i można na nim przez te najbliższe przynajmniej kilkanaście lat sporo zwojować. Zakaz sprzedaży oczywiście nie sprawi, że nagle przestaniemy jeździć spalinowymi autami. Ciągle one będą na drogach, ciągle będą tankować. No ale wiadomo, że motoryzacja będzie się żegnać już z tradycyjnymi napędami. Moment na taki zakup może być też dobry, bo ze względu na wysokie ceny paliw firmy naftowe ostatnio po prostu śpią na pieniądzach.
Kto może przejąć sieć Moya i czy może być to PKN (PKM?) Orlen? Przeprawa z Unią może być tu trudna, wszak koncern Obajtka ma już 2 tys. stacji w Polsce. Na dodatkowe 400 może zatem zwyczajnie nie być zgody. Ale „PB” sugeruje, że może być zainteresowanie ze strony BP czy Cirlce K. Niewykluczone jest też, że do zakupu szykuje się MOL, ten który kupił wiele stacji Lotosu. Więc nawet jeśli nie mamy jeszcze Budapesztu w Warszawie, to możemy mieć Węgry przy naszych drogach.