Michał Dworczyk koordynuje budowę sieci szpitali tymczasowych w całej Polsce, ale ma nadzieję że będą stały puste. Lekarze załamują ręce, bo liczyli że trafią tam pacjenci z Covid-19, a ich oddziały wrócą do przyjmowania pacjentów z innymi schorzeniami. Wygląda na to, że szpitale tymczasowe to dla rządu jedynie PR-owa zabawka. Szkoda, bo te miejsca naprawdę pozwoliłyby ocalić wiele istnień.
Szpitale tymczasowe będą puste?
Na razie działa jeden szpital tymczasowy – ten na Stadionie Narodowym w Warszawie. O problemach z nim związanych pisaliśmy już wielokrotnie. Chociażby wczoraj szpital postanowił… ogłosić w sieci: „Zobaczcie! Pacjent na Narodowym!” i umieścić serię zdjęć z przyjęcia chorego w social mediach. To miała być odpowiedź na doniesienia mówiące o tym, że na stadion mają trafiać tylko lekko przechodzący chorobę pacjenci. Chyba nie podziałało, tym bardziej że kryteria przyjęcia nadal są takie same.
Tymczasem w wielu innych miastach powstają kolejne szpitale tymczasowe. Na przykład w Ciechocinku, Nidzicy, Szczytnie, Wrocławiu, Poznaniu, Sopocie czy Gdańsku. Za koordynację całego procesu odpowiedzialny jest szef KPRM Michał Dworczyk, który wczoraj na konferencji prasowej powiedział coś, co wprawiło mnie w osłupienie. Minister stwierdził bowiem, że „ma nadzieję, że te szpitale nigdy nie będą wykorzystywane, bo zawsze mówiliśmy że to nasza czwarta linia obrony”. Tak, dobrze rozumiecie, te szpitale powstają, ale rząd chciałby żeby nie było tam pacjentów.
Minister @michaldworczyk w #KPRM: Mamy nadzieję, że te szpitale nigdy nie będą wykorzystane. Zawsze mówiliśmy, że to nasza 4. linia obrony. Budujemy bufory na ten czas, kiedy szpitale stacjonarne nie będą już mogły przyjmować pacjentów.
— Kancelaria Premiera (@PremierRP) November 17, 2020
A przecież można odciążyć oddziały covidowe
Dlaczego słowa Michała Dworczyka są niedorzeczne? Otóż dlatego, że dziś pacjenci z koronawirusem trafiają nie tylko do szpitali zakaźnych. Trafiają też do szpitali przemianowanych na jednoimienne, które musiały pożegnać się ze swoimi pacjentami i poodwoływać im planowane zabiegi. Chorych przyjmują też tymczasowe oddziały „covidowe”, które jeszcze kilka tygodni temu były oddziałami chorób wewnętrznych, kardiologii, nefrologii, transplantologii itd. Co z pacjentami, którzy normalnie by do nich trafili? To już polskiego rządu nie obchodzi, bo przyjął on strategię, którą można określić mianem „covid only”. Złośliwi określiliby też ją cytatem z premiera Morawieckiego „kto umrze to umrze” (choć te słowa zostały oczywiście wyjęte z kontekstu).
Lekarze liczyli, że gdy otwarte zostaną szpitale tymczasowe, to właśnie do nich zaczną trafiać pacjenci z Covid-19. Dzięki temu sukcesywnie miały zwalniać się łóżka w tymczasowych oddziałach „covidowych”, co spowoduje powrót do normalnego diagnozowania i leczenia. Wydaje się logiczne, prawda? No niestety – rząd z niewiadomych przyczyn zapowiada, że szpitale tymczasowe zaczną przyjmować pacjentów dopiero wtedy, gdy wszystkie szpitale będą tak zapchane, że pacjenci będą dosłownie wysypywać się z izb przyjęć.
To gra na pośrednie ofiary koronawirusa
W codziennych statystykach nie uwzględnia się setek osób, które zmarły w związku z epidemią koronawirusa. Nigdy nie zdiagnozowano u nich SARS-CoV-2, ale za to nie zgłaszają się z zawałami serca, nie diagnozują u siebie nowotworów, nie kontynuują leczenia które według zaleceń może działać tylko wtedy, jeśli trwa regularnie. Dramatyczna dzienna liczba zgonów, która przebiła dziś barierę 600, jest zatem i tak zaniżona. Nigdy jednak nie uda się ustalić do ilu niepotrzebnych śmierci doprowadziła strategia „covid only”.
Nie jestem w stanie znaleźć żadnego argumentu za tym, żeby szpitale tymczasowe, z pełnym personelem, zbiornikami na tlen i respiratorami miałyby stać puste, tak jak w wymarzonym świecie ministra Dworczyka. I na szczęście wszystko wskazuje na to, że podejścia szefa KPRM nie podzielają ani dyrektorzy szpitali, ani nawet wojewodowie. Zarówno na Pomorzu, jak i na Warmii i Mazurach (ale zakładam że tak też jest w innych regionach) nowe szpitale mają od pierwszego dnia przyjmować pacjentów z koronawirusem. Bo zdroworozsądkowi ludzie wiedzą doskonale, że szpitalne oddziały trzeba odciążyć i należy wrócić do normalnego leczenia. Dla nich życie pacjenta jest ważniejsze od pustego szpitala tymczasowego. Czyli myślą odwrotnie niż rząd.