Pomysł powstał w odpowiedzi na rekordową falę kradzieży w brytyjskich sklepach. Według oficjalnych statystyk policji, w Anglii i Walii w roku do marca 2025 odnotowano aż 530 643 przestępstw tego typu - o 20% więcej niż rok wcześniej i najwięcej od początku prowadzenia takich zestawień w 2002 roku.
Sklep traci miliony, ale płacą za to wszyscy
Iceland szacuje, że kradzieże towaru kosztują firmę około 20 mln funtów rocznie. To nie tylko utracony towar - jak podkreśla prezes wykonawczy sieci, Richard Walker, ale również mniej pieniędzy na wynagrodzenia dla pracowników, pogorszenie poczucia bezpieczeństwa w sklepach i wyższe ceny dla uczciwych klientów.
Program ma więc podwójny cel: z jednej strony zachęcić klientów do większej czujności, a z drugiej ograniczyć straty i w efekcie utrzymać niższe ceny. Zasada jest prosta: widzisz złodzieja, zgłaszasz, dostajesz funta. Dla jednych brzmi to jak dobry sposób na poprawę bezpieczeństwa, dla innych jak otwarcie furtki do nieporozumień czy fałszywych oskarżeń.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Czy to zadziała w Polsce?
Nie sposób nie zadać pytania, czy podobny model mógłby przyjąć się nad Wisłą. W końcu polskie sklepy również zmagają się z rosnącą falą kradzieży, a branża handlowa od dawna podnosi alarm, że ochrona sklepowa i monitoring to za mało. Wystarczy przejść się do większej Biedronki czy Lidla w godzinach szczytu, by zobaczyć, jak trudno pracownikom jednocześnie obsługiwać klientów i pilnować, czy ktoś nie wynosi towaru bez płacenia. Czasem pracownikom Biedronki trudno nawet tylko kasować towar, nie mówiąc już o innych zadaniach.
System nagradzania klientów za zgłoszenie kradzieży mógłby teoretycznie pomóc, szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie społeczność jest bardziej zżyta, a społeczny ostracyzm wobec złodziei działa lepiej niż monitoring. Z drugiej strony, w Polsce mogłoby się to wiązać z problemami natury prawnej (np. ryzyko pomówień) czy kulturowej - nie każdy czuje się komfortowo, „donosząc” na innych, nawet jeśli chodzi o kradzież.
Ja osobiście nie potrafię też sobie wyobrazić, jak kwota jednego funta, miałaby kogokolwiek motywować do zgłoszenia. Przyjmijmy, że w Polsce byłoby to 5 złotych. Ryzyko ewentualnego odwetu jest w takiej sytuacji dość spore, a korzyść majątkowa znikoma. Chyba, że to oferta dedykowana do osób spod znaku "kierowniku, popilnować auta?".
Złodziej droższy niż inflacja
W ostatnich latach sklepy w Polsce coraz częściej wliczają koszty strat spowodowanych kradzieżami w ceny towarów. Branżowe analizy wskazują, że w przypadku dużych sieci różnego rodzaju straty, w tym kradzieże, mogą stanowić nawet 1,5-2% obrotów. Może się wydawać, że to niewiele, ale w praktyce oznacza miliony złotych rocznie, które trzeba „odrobić” podnosząc ceny.
Dlatego pomysł Icelanda, by zaprosić klientów do współpracy i dać im choćby symboliczne wynagrodzenie za pomoc w walce z kradzieżami, wcale nie jest tak absurdalny, jak może się wydawać. Brytyjczycy potraktowali to jako element lojalnościowy: w końcu nagroda trafia na kartę bonusową, więc klient i tak musi wrócić na kolejne zakupy.
Czekamy na ruch Biedronki?
Polskie sieci handlowe nie mają jeszcze podobnych programów, choć wiele z nich boryka się z tym samym problemem. Możliwe, że pomysł może stać się inspiracją,zwłaszcza jeśli okaże się skuteczny i przyniesie realny spadek kradzieży.