Gdzie są granice prowokacji dziennikarskiej? Pytanie stare jak media. Jedno jest pewne: Uwaga TVN te granice przekroczyła. Podrzucanie kierowcom nadajników GPS z użyciem podstawionych hostess to przegięcie. Stacja jednak szkodzi przede wszystkim sama sobie – teraz anty-TVN-owe hasła będą jeszcze popularniejsze.
Tydzień temu o tym rozmawiali wszyscy. Ktoś podarował, niby w ramach promocji wypożyczali, uczestnikom rajdów WNR Warsaw Night Racing zabawkowe samochodziki. Wręczały je atrakcyjne hostessy, więc skusiło się całkiem sporo osób. Poza tym, jak dają za darmo, to czemu by nie brać? Ktoś jednak pokusił się, by rozmontować samochodzik. I co się okazało? Że wewnątrz są nadajniki GPS. Może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale w nielegalnych rajdach WNR biorą udział naprawdę „wypasione” samochody – takie często za kilkaset tysięcy.
Wydawało się więc, że to jakiś nowy sposób złodziei luksusowych samochodów – dać uczestnikom rajdu nadajnik i tym sposobem śledzić ofiary. Szybko pojawiły się jednak głosy, że to nie są sposoby złodziei. Sugerowano więc, że za wszystkim mogą stać… polskie służby. I to mogłoby mieć sens, w końcu wyścigi WNR stanowią całkiem spore zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Okazało się, że jednak wszyscy byli w błędzie.
Nadajniki GPS w samochodzikach. Za wszystkim stała… Uwaga TVN
Po emisji ostatniego programu Uwaga TVN okazało się, że jednak za wszystkim stoją… dziennikarze. Uwaga TVN robiła materiał o nielegalnych wyścigach i wpadła na taki oto pomysł: niech hostessy rozdadzą samochodziki z GPS-ami, to dowiemy się jak szybko jeżdżą samochody w ramach „rajdów” WNR. Cóż, okazało się, że szybko – co chyba nie jest też wielkim zaskoczeniem.
Jeden z samochodów jechał 101 km/h po ulicy Jagiellońskiej, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi 60 km/h. Inny samochód jechał 117 km/h na odcinku al. Niepodległości – mówił w programie specjalista od GPS-ów.
Jakie były reakcje? Nietrudno się domyślić, że kierowcy są wściekli. Organizatorzy WNR Warsaw Night Racing grożą pozwem – to może już zaskakiwać, w końcu to ludzie, którzy organizują nielegalne rajdy. Internet jest generalnie natomiast bardziej oburzony prowokacją TVN niż samymi rajdami.
I trudno się dziwić. Są naprawdę udane prowokacje dziennikarskie, jedna z nich przecież ujawniła aferę Cambridge Analytica. Ale zagranie TVN to raczej nie jest udana prowokacja dziennikarska, a raczej cwaniactwo dziennikarskie. Takie metody to po prostu nie jeden most za daleko, a pewnie o kilka mostów za daleko.
A jednym z efektów całej sytuacji jest to, że zamiast rozmawiać o problemie nielegalnych wyścigów (a problem to gigantyczny), rozmawiamy o prowokacji TVN. Jeśli taki jest skutek prowokacji, to znaczy, że prowokacja się nie udała. A internet, który i tak nie kocha TVN, będzie miał o stacji jeszcze gorsze zdanie.