A więc w Polsce jest już drożej niż w Niemczech. Przynajmniej jeśli chodzi o niektóre produkty spożywcze. Para aktywistów udowodniła to robiąc w obu krajach te same zakupy w tej samej sieci marketów w odstępie jednego dnia. Rachunek z Niemiec okazał się nieznacznie niższy od tego w Polsce. I mówimy tu o kraju, w którym zarabia się średnio trzy razy więcej niż nad Wisłą.
W Polsce jest już drożej niż w Niemczech
Zabawa w zakupowy koszyk znana jest nie od dziś. Swego czasu, w środku kampanii wyborczej, urządził ją w jednym z osiedlowych sklepów Jarosław Kaczyński. Kilka lat temu odgryźli się mu dziennikarze Gazety Wyborczej, choć ich wybór produktów wzbudził pewne kontrowersje. W dyskusji o drożejących produktach błysnął też całkiem niedawno prezydent Andrzej Duda, który podkreślił że może i coś podrożało, ale za to potaniał olej. Tym razem za porównanie cen wzięli się dwaj aktywiści – Jakub i Dawid – znani przede wszystkim z promowania tolerancji wobec osób LGBT, ale też z innych akcji (w tekście „Drogie śmieci” pisaliśmy między innymi o tym jak posprzątali plażę w Helu).
Jakub i Dawid postanowili zrobić identyczne zakupy w Lidlu w Polsce i w Niemczech. Na liście mieli między innymi pomidory, banany, mleko, piwo, coca-colę czy jogurt grecki. Co się okazało? Otóż w Warszawie zakupy kosztowały 43,79 zł, natomiast w Niemczech – 9,46 euro, czyli (patrząc na aktualny przelicznik walutowy) 42,76 zł (po odliczeniu łącznie 1 euro kaucji). Wniosek jest prosty – drożyzna w Polsce tak galopuje, że zrównaliśmy się cenowo z naszymi zachodnimi, znacznie lepiej sytuowanymi sąsiadami. Jakub i Dawid przypominają bowiem, że przeciętne wynagrodzenie w Polsce wynosi 5681 złotych brutto, podczas gdy w Niemczech to równowartość 17967 złotych. Nasi sąsiedzi, zarabiający trzy razy więcej niż my, płacą zatem mniej za zakupy od nas. Szaleństwo?
Za co płacimy wyjątkowo dużo?
Analizując paragony, dołączone przez Jakuba i Dawida, można zauważyć że za dużą kwotę na „polskim” rachunku odpowiada szczególnie jedna grupa produktów. Weźmy Coca-Colę. W Polsce bohaterowie naszego tekstu zapłacili za nią 7,39 zł, w Niemczech zaledwie 1,11 euro (około 5 złotych). Dlaczego? Odpowiedź nasuwa się sama – podatek cukrowy. A pamiętajmy, że przecież owa danina miała być wzorowana na rozwiązaniach właśnie z zachodniej Europy. Tymczasem okazuje się, że wywindowała u nas ceny znacznie powyżej tych obowiązujących w Niemczech.
Znacząca różnica jest też w cenie za sok 100%. W Polsce butelka kosztowała 6,49 zł, w Niemczech zalewie 0,99 euro. Tu – co ciekawe – o bezpośrednim wpływie podatku cukrowego mówić nie możemy, bo nie obejmuje on takich napoi. Ale to tylko częściowo prawda. Bo ich producenci, co przewidywaliśmy już wiele miesięcy temu, w różny sposób rekompensują sobie straty spowodowane nowym podatkiem. I odbija się to właśnie chociażby na cenach innych, zdrowszych napojów.
Pozostałe pozycje z paragonu są do siebie w miarę zbliżone cenowo. Co oczywiście nie powinno nas uspokajać. Bo, przypomnę raz jeszcze, zarabiamy średnio trzy razy mniej niż Niemcy. I to u nas galopuje inflacja, a zarobki znacznej części Polaków stoją w miejscu. Trudno się dziwić, że z miesiąca na miesiąc stać nas na coraz mniej.