Dyrektywa EPBD, zwana potocznie dyrektywą budynkową, oznacza ogromne zmiany dla wszystkich mieszkańców Unii Europejskiej. Wczoraj Parlament Europejski przyjął nowelizację, zgodnie z którą wszystkie budynki mają stać się zeroemisyjne do 2050 r. Dla mieszkańców UE, w tym Polaków, oznacza to szereg zmian – w tym m.in. wielką falę renowacji.
Wielka fala renowacji powinna wystartować już wkrótce. O ile Polska chce zdążyć ze zmianami
Dyrektywa EPBD jest kojarzona przez wiele osób wyłącznie z zakazem pieców na paliwa kopalniane (takie piece mają zostać wycofane maksymalnie do 2040 r.) oraz – ewentualnie – z obowiązkowym montażem fotowoltaiki dla nowych budynków mieszkalnych. W praktyce jednak dyrektywa pociąga za sobą znacznie większe zmiany. Mowa m.in. o wielkiej fali renowacji.
Pierwsze zmiany czekają nas już wkrótce. Jeszcze w tym roku mają ostatecznie wejść w życie klasy energetyczne budynków (od A do G, przy czym budynki o klasie G będą charakteryzować się najgorszą efektywnością energetyczną). Do 2030 r. wszystkie nowe budynki – niezależnie czy mowa o budynkach prywatnych, czy też np. należących do instytucji państwowych – powinny być zeroemisyjne. To oznacza, że zarówno prywatni inwestorzy, jak i deweloperzy, będą musieli odpowiednio zmodyfikować proces budowlany.
Jeszcze istotniejsze jest to, że zeroemisyjne mają stać się ostatecznie wszystkie budynki (w założeniu – do 2050 r.). To z kolei wiąże się z koniecznością modernizacji nie tysięcy, a milionów budynków – i to w samej Polsce. Zgodnie z obecnym planem termomodernizacji budynków w Polsce (który może zresztą okazać się niewystarczający, jeśli chodzi o narzucone w nim tempo) w latach 2020-2030 zaplanowano modernizację 236 tys. budynków rocznie. W latach 2030-2040 – już 271 tys. budynków rocznie, 2040-2050 – 244 tys. Oprócz tego do 2050 r. zaplanowano też 7,5 mln termomodernizacji.
Warto jeszcze dodać, że dyrektywa EPBD zakłada specjalny harmonogram podnoszenia klas efektywności energetycznej dla części budynków. Teoretycznie już od 2030 r. budynki mieszkalne powinny osiągnąć co najmniej klasę energetyczną E; od 2033 – klasę D.
Kraje UE mogą nie wytrzymać narzuconego tempa modernizacji. Potrzebne są zmiany
Należy oczywiście podkreślić, że zmiany obejmą wszystkie państwa UE – a w części z nich sytuacja jest jeszcze gorsza niż w Polsce. Nie ma raczej wątpliwości, że tempo narzucone przez Unię jest mordercze. Już nawet pomijając kwestię finansowania modernizacji (zwłaszcza jeśli chodzi o prywatne osoby fizyczne, zamieszkujące nierzadko domy będące w opłakanym stanie), to dyrektywa EPBD wymusi ogromne zmiany w budownictwie w krótkim czasie. Pytanie brzmi również, jak branża budowlana miałaby udźwignąć jednoczesne budowy w nowym standardzie wraz z masowymi zleceniami modernizacji budynków.
O ile dyrektywa EPBD wydaje się potrzebna, o tyle tempo narzucone przez UE jest zdecydowanie zbyt mocne – i jest mało prawdopodobne, by którykolwiek kraj Unii był w stanie się do niego w całości dostosować. Lepiej by było zatem, by założenia dyrektywy zostały urealnione – i bardziej dostosowane do możliwości państw UE, w tym do możliwości Polski.