Wybór Rzecznika Praw Obywatelskich na kolejną pięcioletnią kadencję przybrał formę tragifarsy, która w dodatku wydaje się nie mieć końca. Rządzący nie cierpią tej instytucji, tym bardziej nie mogą pogodzić się z faktem, że mógłby nią kierować ktoś spoza obozu PiS. Przy okazji do granic śmieszności doprowadzono Trybunał Konstytucyjny, ale także obie izby parlamentu.
Wybór Rzecznika Praw Obywatelskich
Najnowsze informacje mówią o tym, że Zjednoczona Prawica jeszcze w tym tygodniu zaproponuje swojego nowego kandydata. Będzie to Bartłomiej Wróblewski. Tak, kompetentny człowiek i prawnik. Ale też poseł PiS, głęboki konserwatysta i jeden z autorów wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, którego efektem jest wprowadzenie w Polsce niemal całkowitego zakazu aborcji. Rządzący więc po raz drugi zgłaszają na kandydata swojego partyjnego kolegę. Wcześniej był to Piotr Wawrzyk, teoretycznie bezpartyjny poseł PiS i wiceminister spraw zagranicznych, który jednak tuż po utrąceniu jego kandydatury przez Senat zdecydował się… wstąpić do partii.
Nowy Rzecznik Praw Obywatelskich nie może zostać wybrany, bo kandydaturę przyjętą przez Sejm musi zatwierdzić zdominowany przez opozycję Senat. Kilkukrotnie o to stanowisko ubiegała się społeczna kandydatka na RPO Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, wieloletnia współpracowniczka Adama Bodnara, ale właśnie z tego powodu była ona nie do zaakceptowania przez obóz rządzący. Ostatecznie młoda prawniczka zrezygnowała z dalszego kandydowania, mówiąc że nie zamierza więcej uczestniczyć w tej farsie. Ja się tej decyzji nie dziwię. Tym bardziej, że słowo „farsa” jest w tym wypadku chyba zbyt delikatne.
Bo równolegle do procedury wyboru RPO toczy się drugi wątek tej sprawy. Grupa posłów PiS złożyła bowiem do trybunału Julii Przyłębskiej wniosek o zbadanie czy zgodne z prawem jest zasiadanie Adama Bodnara na stanowisku już po upływie jego pięcioletniej kadencji. Teoretycznie bowiem, gdyby zapasy parlamentarne w tej sprawie trwały w nieskończoność, Bodnar mógłby pracować wręcz jako dożywotni Rzecznik Praw Obywatelskich. Ale w tej sprawie wcale nie chodzi o dbałość i jakość polskiego prawa. Gdyby tak było, trybunał zająłby się sprawą niezwłocznie. A co robi instytucja kierowana przez Julię Przyłębską? Już po raz bodajże ósmy przekłada w czasie termin rozpoznania sprawy. Łatwo się domyślić, że robi to po to, by umożliwić rządzącym przepchnięcie jakimś cudem swojego kandydata. Wczoraj rozprawa w TK została przełożona po raz kolejny.
Z państwa robi się kabaret
Ośmieszony Trybunał Konstytucyjny to jednak dla nas nic nowego. Problem w tym, że ośmiesza się też samą instytucję Rzecznika Praw Obywatelskich. Co rusz pojawiają się nowe, często kuriozalne potencjalne kandydatury – Marek Jurek, Robert Gwiazdowski, Piotr Ikonowicz czy Jan Maria-Rokita na RPO. Nie rozmawia się już o wybitnych prawnikach czy osobach od lat zaangażowanych w obronę praw obywatelskich (wyjątkiem jest tu Ikonowicz, który jednak na szersze poparcie nie może liczyć). W podzielonym na pół kraju można zapomnieć o marzeniach o bezstronnej osobie, która znajdzie poparcie chociaż większości środowisk politycznych.
Ośmiesza się zatem Sejm, w którym członkowie komisji odrzucają kandydaturę Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz „bo nie”, nie zadając jej praktycznie żadnych pytań. Kompletną farsę odstawia wybrany przez niższą izbę parlamentu Piotr Wawrzyk, który milczy w sprawach praw kobiet, za to chętnie wrzuca na Twittera swoje zdjęcie z parówką z Orlenu w dłoni. A podczas głosowania oddaje głos… na siebie. W Senacie też nie dzieje się najlepiej, bo przed głosowaniem politycy stają na głowie, by któryś z konserwatywnych senatorów nie zatrzasnął się przypadkiem w toalecie. Zresztą w przypadku posła Wróblewskiego już mówi się o tym, że może on liczyć na głos jednego z senatorów PSL.
I tak sobie tańczymy w chocholim stylu wokół instytucji szalenie ważnej, szczególnie w dzisiejszych, trudnych czasach. Dopóki kieruje nią Adam Bodnar i tak nie jest źle. Ale kto wie jaki scenariusz kreśli pociągający za wszelkie sznurki prezes Prawa i Sprawiedliwości. Być może czeka na odpowiedni moment by, rękoma Julii Przyłębskiej, po prostu opróżnić urząd polskiego ombudsmana. Mam wrażenie, że byłoby to spełnienie jednego z marzeń Jarosława Kaczyńskiego.
(zdjęcie pochodzi z Twittera @bwroblewski)