Gdy piszę te słowa, wszystko wskazuje na to, że Donald Trump ponownie zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych. Już zapowiedział, że „to będzie złoty wiek Ameryki”. Oprócz tego zamierza się skupić na gospodarce, obniżce podatków, imigracji i Chinach. Co właściwie wygrana Trumpa oznacza dla świata i Polski?
Nowy prezydent USA po wyborach skupi się na inflacji, podatkach i migrantach
Donald Trump najprawdopodobniej wygrał wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że znowu był niedoszacowany w sondażach i tym razem rzeczywiście przez kluczowe stany przetoczyła się czerwona fala. Czerwona od tradycyjnych kolorów partii republikańskiej, a nie od komunizmu. W tym momencie Trump zdobył już ok. 266-267 głosów elektorskich, a do wygranej potrzebuje ich 270. Nie powinno więc dziwić, że ogłosił się już zwycięzcą. Zapowiedział przy okazji swego rodzaju motyw przewodni swojej następnej kadencji.
Z każdym uderzeniem mojego serca nie spocznę, dopóki nie zrealizujemy marzeń o silnej Ameryce. To będzie złoty wiek Ameryki. To cudowne zwycięstwo dla naszego narodu, co pozwoli nam uczynić Amerykę znowu wielką.
Pytanie brzmi: jak dokładnie Trump zamierza zrealizować swoje zapowiedzi? W trakcie kampanii Trump skupiał się w dużej mierze na sprawach związanych z gospodarką oraz kwestii nielegalnej imigracji. Z polskiej perspektywy istotne może się wydawać zapatrywanie nowego-starego amerykańskiego prezydenta na politykę zagraniczną.
Zacznijmy od gospodarki. W tym przypadku chyba najłatwiej o przewidywania. Trump obiecywał przede wszystkim kontynuowanie polityki cięć podatkowych. W grę wchodzi między innymi utrzymanie stawki podatku CIT na poziomie 21 proc., likwidacja podatku od nadgodzin oraz napiwków, a także analogicznej daniny od benefitów emerytalnych.
Można się także spodziewać, że najbogatsi będą się czuć w trakcie rządów Donalda Trumpa niczym przysłowiowe pączki w maśle. W końcu sam prezydent wciąż pozostaje miliarderem, a szarą eminencją jego kampanii okazał się właściciel SpaceX, Tesli i niegdysiejszego Twittera w osobie Elona Muska. Wygrana Trumpa oznacza, że Amerykanie marzący o bardziej proporcjonalnym opodatkowaniu dochodów na cztery lata będą mogli co najwyżej pomarzyć o realizacji swoich postulatów.
Wygrana Trumpa może stanowić prawdziwy cios dla unijnej polityki klimatycznego przodownictwa
Jedną z ważnych zapowiedzi Donalda Trumpa jest sprawienie, że inflacja w USA „kompletnie zniknie”. Obecnie wynosi ona raptem ok. 2,5 proc. Gdybyśmy mówili o Europie, to Trump mógłby właściwie nie robić nic poza odtrąbieniem sukcesu już teraz. Problem w tym, że jego plan sprowadza się do nałożenia ogromnych ceł na zagraniczne towary oraz ułatwienie administracji wpływania na politykę monetarną państwa. Kluczem jest tutaj amerykański bank centralny zwyczajowo zwany Rezerwą Federalną.
Wspomniane cła to dość istotny z polskiej perspektywy wątek. W końcu na kogo Stany Zjednoczone miałyby je nałożyć? Oczywiście na Chiny, a więc głównego światowego rywala USA. Jest jednak także Unia Europejska. Różnica jest taka, że cło na chińskie towary miałoby wynieść 60 proc., na europejskie zaś „zaledwie” 10 proc. Stany Zjednoczone nie są możne jednym z głównych nabywców polskich towarów, ale wciąż nasz eksport do USA w ciągu roku to paręnaście miliardów dolarów. Osłabienie konkurencyjności polskiej produkcji przez wzrost ceł może zaboleć.
Omawiając sprawy gospodarcze, nie sposób nie wspomnieć o ekologii. Donald Trump wraz z republikanami deklarowali chęć odejścia od Nowego Zielonego Ładu. Zamiast tego Stany Zjednoczone mają korzystać z taniej energii pochodzącej z ropy naftowej i gazu ziemnego. Tak się składa, że państwo to jest eksporterem obydwu surowców. Przyszły prezydent zapowiedział także uchylenie przepisów dotyczących emisji z elektrowni węglowych. W przeciwieństwie do poprzednika nie zamierza forsować przestawienie się Amerykanów na samochody elektryczne.
Stany Zjednoczone już teraz są jednym z głównych źródeł emisji CO2. Eksperci sugerują, że realizacja zapowiedzi Trumpa przyniesie do 2030 r. dodatkowe 4 miliardy ton dwutlenku węgla. Istotne jest także to, że wygrana Trumpa może w praktyce przekreślić klimatyczne aspiracje Brukseli. Odpowiedzią może być albo urealnienie unijnych planów, albo ostry zwrot w stronę wręcz fanatyzmu.
Ameryka Donalda Trumpa raczej nie będzie chętna do angażowania się w europejskie konflikty, zwłaszcza ten w Ukrainie
Jeżeli chodzi o migrację, to Donald Trump ma bardzo proste rozwiązanie problemu. Zamierza po prostu zatrzymać nielegalnych imigrantów próbujących masowo dostać się do Stanów Zjednoczonych i wyrzucić z kraju tych, którzy już się dostali. Czy to wykonalne? Raczej nie. Uczą tego chociażby doświadczenia Polski z zatrzymywaniem migrantów przerzucanych nam przez granicę przez Białoruś i Rosję. Nie oznacza to jednak, że administracja Trumpa nie spróbuje drastycznego zaostrzenia polityki migracyjnej. Możemy się także spodziewać dokończenia budowy słynnego muru na granicy z Meksykiem.
W kwestii polityki obronnej Donald Trump zamierza powrócić do polityki odstraszania „Pokój poprzez siłę”. Oznacza to zwiększenie nakładów na zbrojenia o jakieś 400 miliardów dolarów rocznie. Przy czym nie da się ukryć, że przyszły prezydent jest raczej izolacjonistą stawiającym interesy swojego kraju na pierwszym miejscu. Relacje międzynarodowe zwykł traktować biznesowo. To oznacza poważny problem dla sojuszników z NATO.
Donald Trump wielokrotnie powtarzał, że nie zamierza bronić państw, które nie przeznaczają na obronę dostatecznie wysokiego procentu swojego PKB. Warto jednak wspomnieć, że problem dotyczy przede wszystkim bogatych państw zachodnich, które przez długie dekady szukały oszczędności właśnie w wydatkach na swoje wojsko. Mniej zamożne kraje naszego regionu nie miały akurat większego wyboru, będąc w geograficznym pobliżu Rosji. Tym samym Polska wydaje już ponad 4 proc. PKB na obronność. Z październikowych wypowiedzi Trumpa wynika, że mniej-więcej takich nakładów oczekuje teraz.
Powody do zmartwienia ma Ukraina. Donald Trump jest zwolennikiem koncepcji doprowadzenia do zakończenia wojny tak szybko jak to możliwe, za cenę ustępstw terytorialnych ze strony Kijowa. Czy uda mu się do tego zmusić także Władimira Putina, który wcale nie musi mieć ochoty na zakończenie konfliktu? Trudno powiedzieć. Wygrana Trumpa prawie na pewno sprawi, że Stany Zjednoczone skupione na Chinach będą mniej chętne do angażowania się w sprawy europejskie.
Co ciekawe, Trump dość podobnie podchodzi do innego punktu zapalnego na mapie świata. Mowa o konflikcie izraelsko-palestyńskim. Przy czym siłą rzeczy „ukochane dziecko Ameryki” jest traktowane z dużo większym wyczuciem i delikatnością niż Ukraina, nawet przez Donalda Trumpa. Nie zmienia to faktu, że preferowałyby ona szybkie zakończenie konfliktu w Gazie. Równocześnie deklarował on chęć dania Izraelowi większej swobody w działaniach przeciwko na przykład Iranowi.