Na półmetku wakacji plan wyszczepienia Polaków i nabycia odporności zbiorowej stanął w miejscu na dobre. Dotychczasowe zachęty do szczepień prezentowane przez rząd przestały działać. Ani kampania medialna i outdoorowa, ani loteria nie dały pożądanego efektu. To jednak nie znaczy, że środki inne niż przymus się wyczerpały. Po prostu ze szczepieniami trzeba zejść na najbardziej lokalny poziom.
Zachęty do szczepień
W ubiegłym tygodniu doglądałem kilku małych, drobnych inicjatyw, które właśnie z racji swojej mikroskali działały. Chodzi między innymi o szczepionkowy autobus jeżdżący po dzielnicach, akcje promocyjne organizowane przez koła gospodyń wiejskich czy proszczepienne kampanie prowadzone przez proboszczów na swoich parafiach. I to właśnie w tych miejscach pojawiają się nowe osoby, które do tej pory nie przyjęły ani jednej dawki (do punktów masowych przychodzi się już właściwie tylko po drugą). Jeśli więc planować promocję zastrzyków, to właśnie tak, po sąsiedzku. Może dzięki temu nie trzeba będzie dyskutować o przymusie szczepień.
Po pierwsze – Szczepibus
Autobus, w którym wykonywane są zabiegi, to autorski pomysł Wrocławia. Niedawno podchwyciła go Gdynia. Byłem przy nim w tym tygodniu, gdy zaparkował w dzielnicy Wielki Kack. To faktycznie część miasta dość mocno oddalona choćby od punktu szczepień masowych w gdyńskiej arenie widowiskowej. I faktycznie na miejscu spotkałem kilkanaście osób, które w jednym momencie przyszły się zaszczepić właśnie dlatego, że punkt stanął akurat pod ich domem. Oczywiście – każdy z nich mógł przyjąć swoją dawkę znacznie wcześniej chociażby w pobliskiej przychodni. Ale pamiętajmy, ze wielu osobom takie miejsce (a punkt szczepień masowych to już w ogóle) kojarzy się z kolejkami, tłumem i generalnym dyskomfortem. Ludzie, którzy generalnie nie są przeciwni szczepieniom, ale nie mają w sobie aż tak dużej determinacji do ich przyjęcia, potrzebują właśnie czegoś takiego – pojawienia się w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Gdyński Szczepibus taką misję wykonuje, w dodatku po prostu dobrze wygląda i parkuje zwykle w pobliskim parku, gdzie oczekiwanie na szczepienie i odczekanie kwadransu po zabiegu upływa całkiem przyjemnie.
„Gdzie indziej były kolejki a tu nie ma”, „przyszedłem bo stanął prawie tuż pod moim domem”, „przekonałam się po paru miesiącach namysłu” – tak mieszkańcy Wielkiego Kacka w Gdyni uzasadniali mi dzisiejszą wizytę w Szczepibusie. Czyli takie rozwiązanie działa! @RadioZET_NEWS pic.twitter.com/fUZwo2OvBr
— Maciej Bąk (@MaciejBk1) July 27, 2021
Po drugie – koła gospodyń wiejskich
To program, o którym media mówiły niewiele, a jest on moim zdaniem jednym z lepszych pomysłów rządu. A już na pewno lepszym niż loteria Narodowego Programu Szczepień, która – można odnieść wrażenie – nie zachęciła praktycznie nikogo. Chodzi o program dotacji dla kół gospodyń wiejskich, w wysokości do 8 tysięcy złotych, na zorganizowanie wydarzenia promującego szczepienia. Chodzi o to, by zachęcić do nich mieszkańców najmniejszych miejscowości i, w miarę możliwości, zorganizować punkt do takich zabiegów działający w trakcie takiej imprezy. Tak zrobiło na przykład KGW Karlikowo Lęborskie, które postanowiło połączyć promocję szczepień z organizowanym corocznie… Festiwalem Ziemniaka. Przyjeżdża tam zawsze sporo ludzi z okolicy, a że dwie członkinie koła pracują w służbie zdrowia, to planują one osobiście szczepić ludzi w świetlicy wiejskiej. I to jest pomysł na zachęcanie ludzi, którzy „może i by się zaszczepili ale mają za daleko” albo po prostu nie mają ku temu okazji. Panie z koła gospodyń wiejskich na prowincji mają o wiele większą siłę przebicia niż występujący w sztampowych spotach Cezary Pazura czy Maciej Musiał.
Są już pierwsze wnioski Kół Gospodyń Wiejskich o dofinansowanie imprez promujących szczepienia (do 8 tys zł). Złożyło go między innymi KGW Karlikowo Lęborskie. Będą szczepić w swojej świetlicy na Festiwalu Ziemniaka :) na który przyjeżdzają ludzie z całego powiatu. @RadioZET_NEWS pic.twitter.com/x4Vk59DoKO
— Maciej Bąk (@MaciejBk1) July 29, 2021
Po trzecie – cel: najgorzej wyszczepione gminy
W ten weekend do kaszubskich Sierakowic wybiera się ekipa medyków ze Szpitali Pomorskich, by zorganizować tam wyjazdowy punkt szczepień. Dlaczego tam? Otóż Sierakowice są najgorzej wyszczepioną gminą na Pomorzu (24% osób po dwóch dawkach). Stąd pomysł, by ten wskaźnik poprawić, kusząc mieszkańców nie tylko zabiegiem blisko domu, ale też dodatkowym pakietem badań profilaktycznych. Bo wcale nie chodzi o to, że mamy do czynienia z antyszczepionkową gminą. Jest to po prostu miejsce, jakich wiele w Polsce, gdzie panuje generalne przekonanie, że „aż tak źle jak w dużych miastach nie jest”, a przynajmniej nie na tyle żeby specjalnie fatygować się kilkadziesiąt kilometrów po dwa zastrzyki. Dlatego władze województwa pomorskiego wychodzą z założenia, że skoro sierakowiczanie nie chcą pojechać do szczepionek, to szczepionki przyjadą do nich.
Problem ze słabo wyszczepionymi gminami dałoby się z pewnością rozwiązać w inny sposób. Liczby nie kłamią – lwia część ich mieszkańców w ubiegłym roku głosowała na Andrzeja Dudę. A że Andrzej Duda o szczepionkach nawygadywał już wiele zniechęcających do nich głupot, to byłby idealną osobą, by te słowa odkręcić i zachęcić swoich wyborców do zabiegów. Niestety, Prezydent RP tego nie robi, czym daje kolejny przykład tego, że jest po prostu nieodpowiedzialnym politykiem. Który do błędu nie potrafi się przyznać.
Po czwarte – parafie!
I w tym temacie wreszcie coś się ruszyło. Na przykład 1 sierpnia w dziesięciu parafiach na Mazowszu zostaną zorganizowane polowe punkty szczepień. To inicjatywa wojewody mazowieckiego, na co dzień lekarza, Konstantego Radziwiłła. Inicjatywa oczywiście spóźniona, ale to i tak świetnie, że jest. Oznacza to, że w polskim kościele katolickim coś się zaczęło zmieniać po tym, jak na początku roku episkopat sabotował szczepienia, wypisując w oświadczeniu bzdury o abortowanych płodach. Jestem przekonany, że wiele osób zdecyduje się na zabieg widząc, że jest on organizowany w miejscu, któremu ufają. Oby Mazowsze nie było tylko wyjątkiem na mapie kraju. Marzy mi się, żeby podobne akcje zorganizowano chociażby na słabo wyszczepionym Podlasiu czy Podkarpaciu.
W niedzielę w 10 mazowieckich parafiach przeprowadzona zostanie akcja szczepień.
Od dawna tak to powinno wyglądać, zwłaszcza gdy trwały dyskusje, dlaczego zamykamy niemal wszystko wokół, tylko nie kościoły. pic.twitter.com/YiVEEJA0PX
— Tomasz Żółciak (@tzolciak) July 29, 2021
Po piąte – pediatra prawdę ci powie
Bardzo istotna jest też kwestia szczepienia dzieci od 12 roku życia. Wielu rodziców kierując się troską o najmłodszych ma obawy przed wysłaniem ich na zastrzyk. Dlatego w coraz większej liczbie punktów pojawiają się pediatrzy, z którymi można przeprowadzić bezpłatną konsultację. Lekarze wyspecjalizowani w opiece nad dziećmi w ludzkich słowach są w stanie rozwiać wszelkie wątpliwości, nawet te najbardziej bzdurne o eksperymencie medycznym (powielane niestety przez Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka). Od przyszłego tygodnia tak będzie na przykład w punkcie szczepień w Ergo Arenie na granicy Gdańska i Sopotu. I bardzo dobrze, bo im mniejsza niepewność rodzica, tym większa szansa że przed początkiem roku szkolnego zaszczepionych będzie jak najwięcej dzieci.
Małe kroki są dziś najlepsze
To oczywiście nie wszystko – w wakacje ważne jest też ustawianie punktów szczepień w miejscach dużych imprez plenerowych. Istotne są też osobiste wizyty lekarzy w domach osób, które mają problem z ich opuszczeniem. Jedno jest pewne: małe inicjatywy działają. Może nie przynoszą natychmiastowego wzrostu zainteresowania szczepieniami, tak jak to się stało gdy Emmanuel Macron ogłosił model francuski de facto przymuszający do szczepień. Ale ziarnko do ziarnka kolejne osoby będą dzięki temu nabywać odporność. I może uda nam się przed czwartą falą zachorowań dobić chociaż do 60% zaszczepionej części społeczeństwa.
(zdjęcie pochodzi z Twittera @BorowiakJoanna)