Wyobraźmy sobie następującą sytuację: natknąłeś się na kolejny drogowy protest Ostatniego Pokolenia. Młodzi ludzie skutecznie zatamowali ruch drogowy za pomocą własnych ciał i mocnego kleju. Czy możesz na własną rękę coś z nimi zrobić? Teoretycznie w grę wchodzi zatrzymanie obywatelskie aktywistów. Problem w tym, że może to przynieść więcej szkody, niż pożytku.
Happeningowe protesty klimatyczne to kiepski pomysł, nawet jeśli nie blokują przejazdu karetce
Przyznam, że nie jestem entuzjastą protestów klimatycznych, które uderzają w zwykłych ludzi, a nie w prawdziwych sprawców problemu. W końcu realny wpływ przeciętnego Kowalskiego na decyzje podejmowane przez polityków, nie wspominając nawet o zarządach globalnych koncernów, jest idealnie znikomy. Ot, uroki wadliwej demokracji, w której nasi „przedstawiciele” mogą mieć głęboko w nosie nasze zdanie i opinie, jeśli akurat nie odbywają się jakieś wybory. Na co dzień sławni i bogaci wybierają zwykle swoje prywatne odrzutowce i interesy oraz ponoszenie kosztów przez niemających nic do gadania plebejuszy.
Tak się jednak składa, że próby uświadamiania społeczeństwu, w jak dużych tarapatach się znajdziemy, polegają w dużej mierze na happeningach. W ostatnim czasie modne stało się oblewanie różnego rodzaju dzieł sztuki farbą. W praktyce trafia ona na pancerną szybę, która chroni szczególnie cenne obrazy i rzeźby przed dużo poważniejszymi incydentami. Kolejna moda, która trafiła do Polski z Niemiec, polega na przyklejaniu się aktywistów do jakiejś uczęszczanej drogi.
W ostatnich dniach kontrowersje wywołał protest Ostatniego Pokolenia, który odbył się właśnie w tej formule. Nie chodzi nawet o zirytowanych kierowców. Po protestach rolniczych powinni w sumie być już całkiem przyzwyczajeni do tego typu utrudnień. Okazało się jednak, że w korku utknęła także karetka na sygnale. Wiemy już, że aktywiści jak najbardziej byli w stanie ją skutecznie przepuścić, jednak na drodze stanęły inne pojazdy.
Czy to oznacza, że świadkowie takiego zdarzenia mogą coś zrobić uczestnikom protestu? W końcu rzekome blokowanie karetki, a także ruchu drogowego, jest niezgodne z prawem. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mamy idealne rozwiązanie dla domorosłych szeryfów: zatrzymanie obywatelskie aktywistów. Jak to jednak zwykle w takich przypadkach bywa, diabeł tkwi w szczegółach.
Zatrzymanie obywatelskie aktywistów nie ma sensu, a tym samym nie ma też podstawy prawnej
Zatrzymanie obywatelskie to uprawnienie przysługujące każdemu z nas i wynikające z art. 243 kodeksu karnego. Już teraz należy wspomnieć, że zgodnie z art. 45 §2 kodeksu wykroczeń, przepis ten odpowiednio stosujemy także wówczas, gdy trzeba pochwycić sprawcę wykroczenia.
Art. 243.
§ 1. Każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości.
§ 2. Osobę ujętą należy niezwłocznie oddać w ręce Policji.
Wszystko się niby zgadza. Blokowanie ruchu drogowego jak najbardziej stanowi wykroczenie, wskazane w art. 90 §1 kodeksu wykroczeń. Załóżmy na chwilę, że rzeczywiście została zablokowana karetka. Teoretycznie w grę wchodzi także zastosowanie art. 160 §1 kodeksu karnego. Mowa o przestępstwie narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W skrajnie drastycznym przypadku mogłoby dojść nawet do nieumyślnego spowodowania śmierci. Wszystko zależy od sytuacji przewożonego. W rzeczywistości jednak w grę wchodzą jedynie wykroczenia drogowe.
Zatrzymanie obywatelskie aktywistów staje się problematyczne, gdy spojrzymy na sprawę od strony czysto praktycznej. W końcu w przypadku grupki młodzieży przyklejonej do asfaltu nie ma najmniejszej obawy ucieczki i ukrycia z ich strony. Jest dokładnie na odwrót: ich celem jest pozostanie na miejscu tak długo, jak to tylko możliwe. Nie istnieje również potrzeba oddawania takich osób Policji, ponieważ siedzą sobie na jezdni i nigdzie się nie wybierają.
Ktoś mógłby stwierdzić, że przecież możemy usunąć aktywistów z jezdni. Problem w tym, że sami w ten sposób możemy narazić się na zarzuty. Nieadekwatne do sytuacji zastosowanie przemocy jak najbardziej stanowi przestępstwo, na przykład naruszenia nietykalności cielesnej z art. 217 §1 kodeksu karnego. Nie wiemy także, czym protestujący przykleili się do tej jezdni. Próba oderwania ich rąk od asfaltu na siłę może zrobić im realną krzywdę.
Co w takiej sytuacji powinniśmy zrobić? To proste: zachować spokój i wezwać Policję.