Dziwne to było posiedzenie Sejmu, czy raczej e-Sejmu. Zgodnie z przypuszczeniami, izba niższa zafundowała sobie problemy techniczne, chaos i bałagan. Tarcza antykryzysowa została uchwalona. Ktoś jednak rzutem na taśmę postanowił wepchnąć do niej zmiany w kodeksie wyborczym – rozszerzające głosowanie korespondencyjne. Takie posunięcie proponowaliśmy na łamach Bezprawnika. Diabeł jednak tkwi w szczegółach.
W e-Sejmie bez niespodzianek: problemy techniczne, prowizorka, chaos i awantury
Nie trzeba być jasnowidzem, by przewidzieć, że e-Sejm do najbardziej przemyślanych rozwiązań nie należał. Owszem, sam zamysł prowadzenia obrad mniej lub bardziej zdalnie był nie tylko ciekawy, ale i słuszny. Konstytucyjne prawo do ochrony zdrowia, w miarę możliwości, obejmuje przecież także posłów. Problem w tym, że prowizorka dała o sobie znać i zaowocowała totalnym chaosem.
Najpierw mieliśmy do czynienia z problemami na etapie samych testów systemu. Posłowie nie mogli się połączyć. Sprawy z pewnością nie poprawili ci parlamentarzyści, którzy pochwalili się całemu światu zarówno właściwym adresem, jak i częścią swoich danych logowania. Szczęście, że nie skończyło się na przykład zmasowanymi atakami DDoS na e-Sejm.
Same obrady, ze względu na szczególną formę oraz ogrom zagadnień którymi posłowie musieli się zająć, należały do długich, trudnych i burzliwych. Śmiało można powiedzieć, że pokłócił się chyba każdy z każdym – przynajmniej licząc formacjami politycznymi. Choć kontrowersyjnych zagadnień tarcza antykryzysowa ma wiele, szczególną konsternację wzbudziły proponowane zmiany w kodeksie wyborczym.
Zmiany w kodeksie wyborczym wprowadzone do tarczy antykryzysowej akurat całkiem rozsądnym – choć niewystarczającym – rozwiązaniem
Trzeba przyznać, że sam zamysł jest całkiem słuszny. Można by nawet zastanowić się, czy ktoś tu przypadkiem nie czytał naszego poradnika jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii. Rządzący zaproponowali bowiem, by rozszerzyć możliwość głosowania korespondencyjnego. Taka możliwość ma dotyczyć osób przebywających na podstawie właściwych przepisów w kwarantannie, kwarantannie domowej lub izolacji. Dodatkowo osoby, które skończyły 60 rok życia – a więc te najbardziej narażone na ciężki przebieg choroby – będą mogły głosować przez pełnomocnika.
Niewątpliwie jest to krok w dobrą stronę. Oczywiście, byłoby lepiej, gdyby wdrożyć także drugą część propozycji. Skoro zabezpieczyliśmy już seniorów, to warto by pomyśleć o całej reszcie. Tej izolującej się bez żadnej konkretnej podstawy prawnej. Czyli ludzi młodszych, zdrowszych – którzy w trakcie wyborów mogą się zarazić a potem roznieść chorobę do swoich rodzin.
Głosowanie przez internet w oparciu chociażby o profil zaufany i platformę e-obywatel mogłoby faktycznie dać jakąś namiastkę możliwości przeprowadzenia wyborów. A przynajmniej umożliwienie skorzystania z czynnego prawa wyborczego większości uprawnionych w bezpieczny sposób. Chyba o to tu powinno chodzić, prawda?
Same zmiany w kodeksie wyborczym były w tym momencie konieczne – nawet jeśli są zbyt zachowawcze i nie dość daleko idące. Rzecz jasna, wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i przesunięcie terminu wyborów prezydenckich wciąż pozostaje preferowaną i jedyną rozsądną opcją. Niemniej, jeśli ktoś się jeszcze łudzi, że za trochę ponad miesiąc sytuacja poprawi się na tyle, że można będzie zaryzykować – ramy prawne należało stworzyć już teraz. Rządzący to zrobili. O to nie można mieć do nich pretensji.
Forma uchwalenia zmian w kodeksie wyborczym, przykro to mówić, jest po prostu bezprawna
Jest tylko jeden, mały problem. Zmiany w kodeksie wyborczym mogą być słuszne, jednak osobą kwestią jest forma ich uchwalenia. Prawo i Sprawiedliwość nie byłoby sobą, gdyby nie zrobiło wszystkiego, by nawet sensowną propozycję zepsuć swoimi działaniami. W końcu obowiązującą taktyką działania tej partii jest „na bezczelnego”. Wrzucenie tak ważnego rozwiązania prawnego jak zmiany w kodeksie wyborczym rzutem na taśmę i zaskakując chyba całą opozycję siłą rzeczy musi budzić podejrzenia niecnych intencji.
W normalnych warunkach można by przywołać dotychczasową linię orzeczniczą Trybunału Konstytucyjnego oraz samą treść ustawy zasadniczej. Zgodnie z art. 123 ust. 1 Konstytucji, nie wolno stosować trybu pilnego procedowania ustaw w przypadku między innymi ustaw dotyczących wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej. Sam Trybunał Konstytucyjny do tej pory uznawał, że nie wolno wprowadzać istotnych zmian w prawie wyborczym na pół roku przed danymi wyborami. Kodeksów jako takich ten przepis również dotyczy.
Uchwalając zmiany w kodeksie wyborczym w ramach tarczy antykryzysowej złamano prawo. Warto przy tym zauważyć, że polska Konstytucja nie jest ani bardzo długa, ani specjalnie skomplikowana. Nie trzeba wybitnej wiedzy prawniczej, żeby uniknąć takiej sytuacji. Oczywiście, nikt chyba nie ma żadnych wątpliwości, że Trybunał Konstytucyjny pod zarządem Julii Przyłębskiej orzeknie Prawu i Sprawiedliwości czego tylko partia sobie zażyczy. I to jest jedna z części składowych problemu.
Można było uchwalić zmiany w kodeksie wyborczym bez narażania się na zarzuty – gdyby tylko PiS przejmował się formą tego co robi…
Można by napisać, że postępowanie Prawa i Sprawiedliwości to złamanie wszystkich zasad przyzwoitości. Problem w tym, że te od dawna w polskiej polityce nie obowiązują. Instytucje które miały patrzeć władzy ustawodawczej i wykonawczej na ręce w praktyce stały się jej marionetkami. Warto powiedzieć to wprost: nie mamy żadnej kultury politycznej w Polsce. A to właśnie jej istnienie odróżnia kraj cywilizowany i demokratyczny od państw, które zwykliśmy nazywać „dyktaturami” czy „reżimami”.
Czy można było wprowadzić zmiany w kodeksie wyborczym w sposób cywilizowany? Oczywiście, że tak. Mając w ręku możliwy do osiągnięcia konsensus wszystkich sił politycznych, można by przecież znaleźć rozwiązanie niewymagające naruszania przepisów Konstytucji.
Można było wykonać wszystkie te zbędne z punktu widzenia rządzących gesty. Przygotować mentalnie opozycję, że PiS zamierza zgłosić taką poprawkę do tarczy antykryzysowej. Uzasadnić takie posunięcie, także wyborcom, z wyprzedzeniem. Założyć z góry, że jest to rozwiązanie prawne przygotowane na wypadek, gdyby jakimś cudem epidemia koronawirusa w ciągu miesiąca została opanowana na tyle, by istniały jakiekolwiek szanse na przeprowadzenie wyborów.
Trzeba by też postawić sprawę jasno – jeśli do tego i tego dnia liczba zakażonych wzrośnie do takiego a takiego poziomu, to wprowadzamy stan klęski żywiołowej. Jasno powiedzieć, że życie obywateli jest ważniejsze od interesów politycznych swojej formacji. I przestać wreszcie pleść bzdury, że nie ma w tej chwili. podstaw do takiego działania.
Jeśli rządzący nie chcą by zarzucano im wszystko co najgorsze w sprawie wyborów prezydenckich, to niech udowodnią że nie jest tak jak twierdzą ich oponenci
Przesłanki konstytucyjne zostały już dawno wyczerpane. Przedstawiciele Państwowej Komisji Wyborczej, samorządowcy, lekarze i eksperci wprost mówią że wyborów przeprowadzić się nie da. Mamy obecnie w Polsce stan wyjątkowy we wszystkim prócz nazwy. Więc na co ci ludzie jeszcze czekają?
Ale nie – Prawo i Sprawiedliwość woli załatwiać nawet tak delikatne sprawy „na bezczelnego”. Nawet rozsądne postulaty realizuje tak, by wyglądały na przejaw obłędu. Optymistycznie zakładając, że nie zwykłego łajdactwa. Wszystko dlatego, że rządzący w ogóle nie przejmują się formą tego co robić. Ma być tak jak oni postanowią, jeśli trzeba to złamią każdą zasadę i regułę by tak się stało. I to nawet wtedy, kiedy mają rację albo gdy nie muszą tego robić.
Potem przedstawiciele tej formacji wielce się oburzają na zarzuty, że prą do wyborach po trupach. Jeśli kogoś z PiS takie postawienie sprawy uwiera, to mam dla niego propozycję: może udowodnijcie państwo Polakom, że jest inaczej?