Jarosław Kaczyński przekonuje, że nie ma obecnie powodu do przesunięcia wyborów prezydenckich. Choć sytuacja związana z epidemią koronawirusa robi się coraz poważniejsza, najważniejsze osoba w państwie uważa, że nie są spełnione przesłanki konstytucyjne do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej. Skoro tak, to warto się zastanowić jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii.
Dlaczego właściwie rządzący mieliby przesunąć wybory prezydenckie, skoro teraz wszystko układa się po ich myśli?
Trzeba przyznać, że rządzący mają mocne powody by starać się przeprowadzić wybory prezydenckie 10 maja, zgodnie z planem. Epidemia koronawirusa stanowi pewien problem. Nawoływania do przesunięcia wyborów pojawiają się tu i ówdzie. Na przykład na łamach Bezprawnika. Jednak w sytuacji gdy słupki poparcia Andrzeja Dudy nabijają się właściwie same dzięki ministrowi zdrowia i premierowi a opozycja znowu zachowuje się niczym kurczaki z odciętą głową – trudno zrezygnować z tak korzystnego układu sił.
Oczywiście, organizacja wyborów za nieco ponad półtora miesiąca jest obarczone ryzykiem. Sytuacja może się pogorszyć. Wiele zresztą wskazuje na to, że tak się własnie stanie. Choć trzeba przyznać, że wynika to raczej z nieuchronnego pojawiania się coraz to nowych zachorowań, niż jakichś większych błędów po stronie państwa czy lekceważeniu zaleceń przez społeczeństwo. W takiej sytuacji wybory prezydenckie mogą się przerodzić w jedno wielkie „koronaparty”.
Skoro przesunięcie elekcji nie wchodzi w tej chwili w grę, trzeba się zastanowić jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii. To wbrew pozorom wcale nie takie proste, przynajmniej w oparciu o istniejące ramy prawne. Czasu jest zresztą bardzo mało – nie wystarczy wymyślić jakieś sprytne rozwiązanie, trzeba je jeszcze zdążyć wprowadzić do systemu prawnego i potem w życie.
Osoby poddane kwarantannie mają czynne prawo wyborcze – państwo nie może udawać, że ci ludzie nie istnieją
Pierwszym problemem jest art. 62 Konstytucji. Zgodnie z tym przepisem, polscy obywatele mają prawo do udziału w wyborach prezydenckich, jeśli ukończyli 18 rok życia. To oznacza, że nie można po prostu zignorować faktu istnienia osób zobowiązanych do kwarantanny domowej. Przecież nie uciekną z kwarantanny na wybory. Zwłaszcza, że zignorowanie zaleceń oznacza dla nich chociażby poważną karę finansową. Tych osób do maja najprawdopodobniej będzie coraz więcej.
Osobną sprawą tak naprawdę są obywatele, którzy co prawda nie są chorzy, ale woleliby, żeby tak pozostało. Wybory prezydenckie stanowią, jakby nie patrzeć, duże skupiska ludzi. Komisje wyborcze stłoczone są zwykle w relatywnie niewielkich pomieszczeniach. Do tego dochodzą niewielkie „boksy” mające zapewnić wyborcom tajność głosowania. Wystarczy, że osoba chora będzie w takim miejscu kasłać i nieszczęście staje się całkiem prawdopodobne.
Pierwszym pomysłem na to jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii jest rozszerzenie głosowania korespondencyjnego w miarę potrzeb
Cóż więc z nimi zrobić? Głosowanie korespondencyjne obecnie jest przywilejem wyłącznie osób niepełnosprawnych. Ustawa rozszerzająca go na osoby podjęte kwarantannie, bądź nawet wszystkich chętnych wyborców, nie byłaby w zasadzie czymś niemożliwym do uchwalenia. Im więcej jednak osób będzie objętych głosowaniem korespondencyjnym, tym więcej trzeba włożyć pracy by się udało. Pakiety wyborcze należy dostarczyć chętnym na czas. Muszą też wrócić do obwodowych komisji wyborczych.
Nie jest to niemożliwe. Państwo przeprowadzało już bardziej karkołomne przedsięwzięcia tego typu. Mowa o powszechnych spisach wyborczych – a przynajmniej tych sprzed czasów samodzielnego wypełnianiu formularza spisowego. Problem w tym, że taki spis powszechny trwał długie miesiące. Z drugiej strony, czy gdzieś się nam tak naprawdę spieszy? Osobną kwestią jest jednak to, że ogólnopolskie przedsięwzięcie tej skali zaimprowizowane na kilka tygodni przed wyborami zwiększałoby ryzyko chaosu, bałaganu i rozmaitych błędów.
Alternatywę stanowi głosowanie przez internet – o ile wnuczek nie wykorzysta swojej przewagi technologicznej nad babcią
Jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii, jeśli nie poprzez rozszerzenie głosowania korespondencyjnego? Skoro już wspomnieliśmy o internecie, to można próbować pójść w tym kierunku. Rządzący szykują specjalną aplikację dla osób objętych kwarantanną, to można by również dołączyć do niej plugin wyborczy. Można by wręcz uwzględnić taką opcję w platformie e-obywatel – ważne by wykorzystać profil zaufany do weryfikacji wyborcy.
Jest oczywiście kilka problemów także i z tym rozwiązaniem. I nie chodzi bynajmniej tylko o to, że ktoś musiałby to zdążyć zrobić i przetestować w krótkim czasie czy konieczność stworzenia sensownych ram prawnych właściwie od zera. Choć jedno i drugie przemawia raczej na niekorzyść głosowania przez intetrnet.
Chodzi przede wszystkim o sporą wrażliwość głosowania internetowego na manipulację procesem wyborczym przez stronę trzecią. W grę wchodzi nie tylko rosyjska farma trolli, czy inne GRU, ale także zaangażowany politycznie wnuczek, który uzna że trzeba by wyjść poza zabranie babci dowodu.
Nasi rządzący nie są tak cyniczni jak Francuzi i tak lekkomyślni jak Brytyjczycy czy Szwedzi – chyba nie chcą nas wszystkich pozabijać
Skoro rozwiązania zdalne ogranicza czas i skala przedsięwzięcia, to chyba zostaje przeprowadzenie elekcji na wariata. Oczywiście, nie sposób byłoby zarzucić naszym rządzącym, że zdają sobie sprawę, że wielu wyborców zginie – ale jest to poświęcenie na które są gotowi. Taki polityczny cynizm to w tej chwili domena raczej Francuzów, czy – z innych powodów – Brytyjczyków i Szwedów.
Tylko jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii w normalny sposób tak, żeby wyborcy nie pozarażali się masowo w trakcie głosowania? Będzie to bardzo trudne. Polski proces wyborczy sprzyja zarażaniu. W trakcie epidemii koronawirusa największym problemem będą chorzy bezobjawowo – tacy, którzy nie mają żadnych objawów, ale są w stanie zarażać innych.
Szczególnie zagrożeni są członkowie komisji wyborczych. Można zawsze objąć ich tym samym rygorem, co lekarzy pracujących na oddziałach zakaźnych z chorymi. Nie są idealne, ale przynajmniej są jakieś. Dużo lepszym miejscem od szkolnych korytarzy czy sal lekcyjnych byłyby sale gimnastyczne, czy wręcz kościoły. Wszystko po to by ograniczyć ścisk i ułatwić sobie egzekwowanie zachowania bezpiecznej odległości pomiędzy uczestnikami procesu wyborczego.
Nie obejdzie się również bez dezynfekcji, wpuszczaniu ograniczonej liczby osób do środka, zapewnieniu osobnego wyjścia i pilnowaniu do tego na zewnątrz, by ewentualna kolejka zachowywała niezbędny odstęp od siebie.
Jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii? Wcale
Tak naprawdę najlepszą odpowiedzią na pytanie „jak przeprowadzić wybory w trakcie epidemii?” wciąż brzmi „wcale”. Skoro już jednak jest to absolutnie niezbędne, trzeba to zrobić z głową. Tak, by z jednej strony umożliwić chorym i poddanym kwarantannie głosowanie – a z drugiej minimalizować ryzyko zakażenia. Teoretycznie można by wdrożyć w jakimś stopniu obydwie metody: zachowanie wszystkich środków ostrożności, oraz umożliwienie głosowania zdalnego.
Niestety, wybory prezydenckie są bardzo poważną sprawą nawet bez koronawirusa zbierającego śmiertelne żniwo w Europie. Elekcję w trakcie faktycznego zagrożenia zdrowia i życia wyborów trzeba by przeprowadzić wręcz idealnie. Prowizorka i myślenie „jakoś to będzie” nie wchodzą w grę. Gdybyśmy mieli jakieś trzy miesiące na przygotowania i zaczęli je natychmiast, to przy mobilizacji całego aparatu państwowego mogłoby się nawet udać.
Tyle tylko, że nie mamy trzech miesięcy – mamy siedem tygodni. A zaangażowanie państwa jest desperacko potrzebne zupełnie gdzie indziej – w służbie zdrowia i w ratowaniu gospodarki. Jeśli te zadania rządzącym się udadzą, to powinni być spokojni o wynik wyborczy i ważność samych wyborów prezydenckich. Oraz o własną skórę, bo spowodowanie szerzenia się choroby zakaźnej to wciąż spore ryzyko poważnej odpowiedzialności karnej.