Polska konstytucja gwarantuje obywatelom wolność wyrażania swoich poglądów. Nie zapewnia jednak bezkarności w przypadku korzystania z tej wolności w niewłaściwy sposób. Prawdę mówiąc, mamy aż za dużo przepisów, które można złamać słowem. Na liście mamy znajduje się między innymi: zniewaga, znieważenie funkcjonariusza albo konstytucyjnego organu, pomówienie, obraza uczuć religijnych, a nawet używanie nieprzyzwoitych słów.
Co jest niby nie tak z ochroną dóbr osobistych?
Z tą wolnością słowa w Polsce jest dużo gorzej, niż by się wydawało po lekturze przepisów Konstytucji RP. Nie chodzi oczywiście o jakąś instytucjonalną formę cenzury prewencyjnej w rodzaju takiej, jaka funkcjonowała w naszym kraju do 1990 r. Mam na myśli raczej nadspodziewane nagromadzenie przepisów zawierających kary za powiedzenie kilku słów za dużo. Likwidacja dużej części z nich jest skądinąd postulowana przez środowiska mniej lub bardziej liberalne od bardzo dawna. Zwykle robi to też każda kolejna opozycja. Politycy zmieniają jednak zdanie, gdy tylko uda im się zdobyć władzę.
Myślałby kto, że do ochrony swojego dobrego imienia wystarczy droga cywilna. Mowa oczywiście o bardzo szerokiej ochronie dóbr osobistych, którą przewiduje art. 24 §1 kodeksu cywilnego.
Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pieniężnego albo zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.
Warto przy tym wspomnieć, że do kodeksowego katalogu dóbr osobistych człowieka zaliczono także jego cześć. Tym samym mamy właściwie wszystko, czego potrzeba do skutecznej ochrony dobrego imienia. Art. 24 §1 k.c. pozwala wymusić na sprawcy nie tylko zaprzestania dalszego naruszenia, ale także odszczekanie głoszonych przez siebie kalumnii na temat pokrzywdzonego. Jakby tego było mało, ten ma prawo domagać się zadośćuczynienia. §2 przywołanego przepisu pozwala nawet domagać się dodatkowej rekompensaty służącej naprawieniu poniesionych szkód majątkowych.
To nie koniec, bo w Polsce z ochrony dóbr osobistych w niektórych przypadkach korzystają firmy. Ustawodawca jednak uważa, że ochrona cywilnoprawna czci drugiej osoby nie idzie zbyt daleko. Dlatego stworzył przepisy karne, które na pierwszy rzut oka służą dokładnie temu samemu.
Zniewaga, zniesławienie, znieważenie – tyle różnych przestępstw, które z powodzeniem może zastąpić droga cywilna
Podstawową różnicą w tym przypadku nie będzie procedura. Kluczowy wydaje się katalog kar. Droga cywilnoprawna może kosztować „sprawcę” całkiem sporo pieniędzy, ale nie skończy się dla niego więzieniem albo ograniczeniem wolności. W przypadku popełnienia przestępstw przeciwko czci nie ma tak dobrze. W gruncie rzeczy możemy wyróżnić aż siedem osobnych przepisów karnych oraz dwa wykroczenia, które służą karaniu obywateli za wypowiedzi, które nie spodobają się innym osobom.
Zniesławienie – To słynny art. 212 kodeksu karnego, znany też jako „pomówienie”. Popełnia się je poprzez pomówienie innej osoby o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności. Zniesławić można także grupę osób, instytucję, osobę prawną albo ułomną osobę prawną. Jak najbardziej dotyczy to także przedsiębiorstw.
Za to konkretne przestępstwo grozi grzywna albo ograniczenie wolności, jeśli do zniesławienia doszło „na żywo”. W przypadku przestępstwa popełnionego za pomocą środków masowego komunikowania sąd może orzec również karę nawet roku w więzieniu. Środkiem masowego komunikowania jest oczywiście internet.
Zniewaga – Niejako bliźniaczym przepisem przywołanego wyżej przepisu jest art. 216 kodeksu karnego. Chodzi o znieważenie drugiej osoby. Przestępstwo popełniamy wówczas, gdy dopuścimy się wobec kogoś zniewagi w taki sposób, by ta do niego dotarła. Możemy to zrobić prosto w twarz, możemy również znieważać publicznie, licząc, że „życzliwi” doniosą obiektowi naszego ataku, co mówiliśmy na jego temat. Kary są identyczne: grzywna albo ograniczenie wolności, plus ryzyko roku w więzieniu, gdy zniewaga trafiła do internetu.
Powyższe przepisy łączy to ich prywatnoskargowy charakter. To znaczy: mamy do czynienia z przepisem karnym, ale co do zasady to pokrzywdzony wchodzi tutaj w buty oskarżyciela. Sam zbiera dowody i udowadnia winę sprawcy. Jak się łatwo domyślić, dygnitarzom takie rozwiązanie niespecjalnie pasuje. Dla siebie wymyślili wygodniejszą alternatywę.
Zniewaga uczyniona dygnitarzom dla ustawodawcy jest ważniejsza niż ta skierowana do zwykłego obywatela
Przestępstwa przeciwko czci osób pełniących różne funkcje i urzędy zazwyczaj są ścigane z oskarżenia publicznego. Warto dodać: nie zawsze odbywa się to na wniosek pokrzywdzonego, lecz z urzędu. W grę wchodzą przede wszystkim przestępstwa znieważenia.
Znieważenie funkcjonariusza publicznego – Art. 226 kodeksu karnego byłby całkiem pożytecznym przepisem, gdyby ustawodawca ograniczył się do §1. Za znieważenie funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybraną grozi standardowa kara. Ponownie mamy do czynienia z grzywną, ograniczeniem wolności albo pozbawieniem wolności do roku. Warunkiem jest w tym przypadku to, by znieważenie nastąpiło podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych przez danego funkcjonariusza.
Znieważenie konstytucyjnego organu państwa – W §2 tego przepisu znajdziemy jeden z głupszych przepisów karnych w polskim systemie prawnym. Mówienie brzydko o Sejmie, Senacie, Trybunale Konstytucyjnym, czy nawet Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji może się skończyć nawet dwoma latami w więzieniu. Prawdopodobnie dzięki istnieniu tego przepisu wielu Polaków komentujących wydarzenia polityczne w internecie staje się zatwardziałymi recydywistami.
W kodeksie wykroczeń znajdziemy „młodszego brata” tego przestępstwa w postaci art. 49 tejże ustawy i wykroczenie lekceważenia Narodu Polskiego i konstytucyjnych organów naszego państwa. Grozi za to kara aresztu lub grzywny. Wykroczenie to można popełnić jedynie poprzez działanie publiczne oraz demonstracyjne.
Ponownie: wpisanie do przepisu konstytucyjnych organów państwa prawdopodobnie sprawia, że Polska jest pełna notorycznych sprawców wykroczeń. Na przykład: nawet jeśli popularny „Trybunał Julii Przyłębskiej” to nie zniewaga, to z całą pewnością mamy do czynienia z przejawem demonstracyjnego lekceważenia.
Przy rozsądku polskiego ustawodawcy lepiej uważać nawet na to, co się pisze w internecie o Władimirze Putinie
Chronienie przewrażliwionego ego polityków nie kończy się oczywiście na ochronie konstytucyjnych organów państwa. W kodeksie karnym znajdziemy jeszcze trzy interesujące przepisy, których istnienie jest powszechnie kwestionowane.
Znieważenie głowy państwa – Zgodnie z art. 135 §2 kodeksu karnego, publicznie znieważenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej może się skończyć nawet trzema latami odsiadki. Co ciekawe, do tej pory poszczególni prezydenci nigdy nie nalegali na faktyczne stosowanie tego konkretnego przepisu. Nie oznacza to oczywiście, że bierność albo wręcz aktywna niechęć z ich strony stanowiła jakąś przeszkodę dla nadgorliwych organów ścigania oraz dla sądów wydających wyroki skazujące. W końcu mamy do czynienia z przestępstwem ściganym z oskarżenia publicznego bez wniosku „pokrzywdzonego” Durne prawo, ale wciąż prawo.
Znieważenie przedstawiciela obcego państwa – Po raz kolejny mamy do czynienia z przypadkiem rozsądnego przepisu, do którego ustawodawca wcisnął głupstwo. W tym przypadku mowa o kompletnie niepotrzebnym §3 art. 136 kodeksu karnego. Za znieważenie głowy obcego państwa, ewentualnie ambasadora, grozi do trzech lat odsiadki.
Warto wspomnieć, że był to przepis-wytrych wykorzystany do skazania swego czasu Jerzego Urbana za bardzo nieelegancką wypowiedź o papieżu Janie Pawle II, który był także głową państwa Watykan. Jakby tego było mało, ustawodawca nie wspomniał nic ani o zasadzie wzajemności, ani o choćby poprawnych stosunkach łączących dane państwo z Polską. Zniewaga uczyniona głowom państw jawnie wrogich pozostaje zniewagą. Pamiętajcie o tym, gdy następnym razem przyjdzie wam do głowy brzydko pisać w internecie o prezydencie Federacji Rosyjskiej.
Przeklinać publicznie nie wolno, bluźnierstwo na szczęście karane nie jest
Używanie słów nieprzyzwoitych – Tym razem mowa o art. 141 kodeksu wykroczeń. Grzywna do 1500 zł, ograniczenie wolności albo rzadko stosowana kara nagany grozi między innymi za używanie w miejscu publicznym wulgaryzmów. Przypominam, że pojęcie „miejsca publicznego” dotyczy także internetu. Można by się także zastanawiać, czy tego przepisu nie powinno się stosować w przypadku niewypikanych wulgaryzmów w telewizyjnych filmach i serialach.
Obraza uczuć religijnych – Na koniec zostawiam sobie przypadek bardzo szczególny. Mowa o przepisie przez lata nadużywanym przez organy ścigania. Wbrew pozorom nie należy go stosować zawsze, kiedy osoba wierząca poczuje się urażona czyimś zachowaniem. Na całe szczęście bluźnierstwo nie jest w Polsce czynem zabronionym, pomimo wysiłków czynionych przez środowiska ultrakonserwatywne.
Przedmiotem ochrony w przypadku art. 196 kodeksu karnego są przedmioty czci religijnej albo miejsca odprawiania obrzędów danego kultu. Dopiero publiczne uderzenie w te świętości sprawia, że powinniśmy zacząć się zastanawiać nad tym, czy ktoś poczuł się urażony. Warto także wspomnieć, że mamy do czynienia z przestępstwem, którego nie da się popełnić nieumyślnie. Kluczowa jest więc intencja sprawcy. Grożą mu nawet dwa lata w więzieniu.