Państwo ma konstytucyjny obowiązek przeciwdziałania epidemiom. Wydawać by się mogło, że antyszczepionkowcy nie są w stanie w Polsce doprowadzić do realnego zagrożenia. Zwłaszcza, że ich pomysły legislacyjne wylądowały ostatnio w sejmowym śmietniku. Okazuje się jednak, że rząd upatruje potencjalnego źródła epidemii gdzie indziej. I zamierza mu przeciwdziałać.
Potrzebujemy pracowników z zagranicy, by zaspokoić potrzeby naszej gospodarki. Co jednak, jeśli nie będą oni szczepieni?
Polska gospodarka potrzebuje obecnie pracowników bardziej, niż kiedykolwiek. Jako, że spora część naszej rodzimej siły roboczej wyjechała szukać lepszych warunków na zachodzie, przez długi czas polegaliśmy na pracownikach z Ukrainy. Na tych jednak niedługo otworzy się rynek pracy w Niemczech. W takim wypadku nasi pracodawcy będą musieli sięgać dalej. Masowa imigracja stawia przed państwem szereg wyzwań. Jednym z nich są różnice w regulacjach dotyczących szczepień w Polsce oraz w państwach macierzystych imigrantów.
O tym, że problem jest realny, przekonujemy się co jakiś czas. W większości doniesień o ogniskach odry w Polsce przewijają się nie rodzimi antyszczepionkowcy, lecz niezaszczepieni imigranci zarobkowi. Jak podaje „Super Ekspres”, rząd planuje razem z Głównym Inspektoratem Sanitarnym wprowadzenie obowiązku szczepień przy przyjmowaniu do pracy. Czy ściślej mówiąc: zakazu przyjmowania do pracy osób niezaszczepionych.
Polski obowiązek szczepień nie obowiązuje w krajach, z których pochodzą pracownicy zarobkowi. Rząd obmyślił jednak rozwiązanie problemu
Wprowadzenie takiego zakazu nie jest możliwe w taki sposób, by prawo rozróżniało obywateli Rzeczypospolitej Polskiej oraz przybyszy z innych krajów. Oznacza to, że przepisy dotyczyłyby wszystkich. To z kolei prowadzi do bardzo interesującej konsekwencji. Oczywiście, prawo bardzo rzadko działa wstecz – dotyczy to raczej zmian korzystnych dla obywatela. Co więcej, obowiązujące od czasów Polski Ludowej przepisy sprawiają, że rodzimi antyszczepionkowcy najczęściej sami są jak najbardziej zaszczepieni. Ewentualne wyjątki od tej reguły zmieniające pracę mogą mieć niemały problem, jeśli plany rządu oraz GIS wejdą w życie. Co więcej, jeśli te przepisy weszłyby w życie i utrzymały się dostatecznie długo, to dotknęłyby w końcu także niezaszczepionych dzieci, których akurat jest niestety coraz więcej.
O ile strona rządowa nie przesądza jeszcze o wybranej przez siebie metodzie rozwiązania problemu, o tyle sam pomysł spotkał się z ciepłym przyjęciem także przez opozycję. Lider Polskiego Stronnictwa Ludowego, Władysław Kosiniak-Kamysz, w rozmowie z „Super Ekspresem” przyznał, że „przy przyjmowaniu do pracy obcokrajowców warto zwracać uwagę na szczepienia”. Dodał także, że jest to zadanie właśnie dla medycyny pracy. Warto przypomnieć, że nie tylko Polska stara się rozwiązać problemy związane z roznoszeniem chorób zakaźnych w trakcie przemieszczania się ludzi po planecie. Z tym negatywnym aspektem globalizacji mierzą się na przykład Singapurczycy.
Na zakazie zatrudniania nieszczepionych mogą stracić antyszczepionkowcy? Tym lepiej!
Sam pomysł wydaje się bardzo rozsądny. Organy państwa mają konstytucyjny obowiązek przeciwdziałania chorobom zakaźnym, wynikający z art. 68 ust. 4 Konstytucji. Ten właśnie przepis – połączony ze słusznym przekonaniem rządzących, że alternatywne rozwiązania stosowane w Europie na polskim gruncie nie przyniosą nic dobrego – sprawia, że obowiązek szczepień wydaje się być nie do ruszenia. Nie dotyczy on jednak obywateli innych państw, którzy przyjeżdżają do Polski w poszukiwaniu pracy. Szczepienia są tym skuteczniejsze, im więcej osób przebywających na danym terenie jest zaszczepionych.
Co więcej, przyjęcie takiego rozwiązania pozwala niejako upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Rodzimi antyszczepionkowcy nie mają, na szczęście, większej siły przebicia w polityce, ale przyczyniają się do zmniejszania stopnia zaszczepienia dzieci w Polsce. Jakkolwiek jestem w stanie zrozumieć obawy rodziców przed potencjalnym zaszkodzeniem swoim dzieciom, tak przeciwdziałanie epidemiom w dużo większej skali wydaje się mieć oczywisty priorytet. Jako, że przekonywanie tych osób wydaje się być z góry skazane na porażkę, trzeba sięgnąć po inne środki. Być może jeśli antyszczepionkowcy zostaną bez pracy, albo na przykład odetnie się ich od świadczeń ze strony państwa, to jednak zrewidują swoje poglądy.