Jedno miejsce, w którym możemy sprawdzić kto, kiedy, za ile i co dokładnie wykonał za nasze pieniądze. Taki będzie Centralny Rejestr Umów, jeśli poprawki Senatu do ustawy antykorupcyjnej przyjmie Sejm. To byłoby spełnienie marzeń tropicieli jawności w życiu publicznym, aktywistów i dziennikarzy. Ale oczywiście nie wyeliminowałoby całkowicie przejadania wspólnej kasy.
Centralny Rejestr Umów – jak miałby działać?
Choć Paweł Kukiz nie ma dziś, mówiąc oględnie, najlepszego PR (po tym jak poparł na życzenie prezesa PiS lex TVN), to jest szansa że jego deal z Jarosławem Kaczyńskim przyniesie coś dobrego. A chodzi o ustawę antykorupcyjną. Często słusznie wyśmiewaną jako ta, która co prawda wprowadzi zakaz zasiadania polityków w spółkach Skarbu Państwa, ale dopiero od… kolejnej kadencji. Są w niej jednak inne, może i mniej przebojowe zapisy, ale za to takie mogące pomóc kwestii jawności w życiu publicznym. A chodzi w niej właśnie o rejestry umów zawieranych za pieniądze podatników.
Przyjęty przez Sejm projekt Kukiz`15 zawierał ogólnie przyjęty obowiązek prowadzenia takich rejestrów przez instytucje publiczne. Kiedy ustawa trafiła do Senatu, senator Krzysztof Kwiatkowski, inspirowany przez Sieć Obywatelską Watchdog, wprowadził istotną poprawkę. A chodzi w niej właśnie o to, by powstał jeden Centralny Rejestr Umów. Prowadziłoby go Ministerstwo Finansów i każdy podmiot zobowiązany do publikowania danych o umowie musiałby go uzupełniać. Dzięki temu w jednym miejscu dałoby się ustalić, kto ile zarobił na publicznych zamówieniach (chodzi tu o te niewymagające procedury przetargowej, o której już dziś łatwo się dowiedzieć).
Łatwiej będzie patrzeć władzy na ręce
Centralny Rejestr Umów byłby rewolucją w życiu publicznym. Dziś wykaz bieżących wydatków oczywiście można znaleźć w wielu miejscach (prowadzą je między innymi samorządy), ale są to często dane albo niekompletne, albo nieprzejrzyste, albo po prostu trudne do zlokalizowania. I choć teoretycznie każda umowa zawarta przez publiczną instytucję jest jawna, to często ktoś, kto chce poznać jej szczegóły musi wystosować odpowiednie pytania i przejść całą procedurę dostępu do informacji publicznej. To zniechęca do dochodzenia do faktów, a część z nich po prostu udaje się ukryć przed ciekawskimi oczami.
Dlatego trzeba trzymać kciuki za to, żeby poprawka senatora Kwiatkowskiego nie została odrzucona w sejmowym ekspresie. A ten lubi odrzucać wszystko na raz w jednym głosowaniu. Tymczasem przecież każdemu z nas należy się dostęp do informacji o tym, co się dzieje z pieniędzmi z naszych podatków. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy skala złodziejstwa publicznej kasy jest bezprecedensowa, nieporównywalna z poprzednimi latami. I właśnie dlatego mam obawy, że ci którzy złapania za rękę najbardziej się boją, mogą wykorzystać to, że w parlamencie mają większość.
Rejestr nie załatwi wszystkich problemów
Pamiętajmy jednak, że Centralny Rejestr Umów nie okaże się lekiem na całe zło. Dziś głównym źródłem kontrowersyjnych wydatków są nie ministerstwa czy urzędy, a spółki Skarbu Państwa. A te, działając jako przedsiębiorstwa, nie będą zobligowane do ujawniania na co wydały swoje pieniądze. A gwarantuję, że to tam mamy dziś największe „bizancjum”. Tak samo żaden z zapisów ustawy antykorupcyjnej nie wyeliminuje tak powszechnego dziś procederu kupowania posłów. Mimo wszystko warto kibicować senackiej poprawce, bo jej przyjęcie da nam choć cień nadziei na to, że z naszych podatków zaczną być wreszcie finansowane rzeczy bardziej potrzebne niż kolejne stosy pendrive`ów i innych gadżetów czy kolejne rachunki za wystawne kolacje.