Czy za praktyki trzeba płacić? Uczelnia, która żąda od studiującego opłat za obowiązkowe praktyki, działa wbrew prawu. Tak twierdzi Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Od studentów medycyny niejednokrotnie oczekuje się bowiem wypłacenia pieniędzy za coś, co im się zwyczajnie należy.
Każdy, kto musiał w swoim życiu zmierzyć się z praktykami, wie, jak one wyglądają. Zazwyczaj nie wypłaca się za nie pieniędzy, ale – wiadomo – jest prestiż, doświadczenie zawodowe i tym podobne rzeczy. Czasem praktyki lub praca pozwalają nawet skrócić studia. Uważam, że studentom powinno wypłacać się pieniądze za to, iż podejmują się pracy, nawet, jeśli ma ich ona tylko przyuczyć do zawodu. Tymczasem nie dość, że zazwyczaj nie dostają oni za swoją pracę ani grosza (są chlubne wyjątki: między innymi BMW, KPMG, Samsung i tym podobne), to jeszcze często każe im się płacić za sam fakt, że przyjdą zasuwać do pracy. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego mówi: nie ma mowy, drogie uczelnie!
Czy za praktyki trzeba płacić?
Niezależne Zrzeszenie Studentów wystosowało pismo do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, pytając, czy obarczanie studenta medycyny opłatami za praktyki jest zgodne z prawem. Odpowiedź dostali jednoznaczną. Uniwersytet nie ma prawa pobierać od studentów pieniędzy za coś, co im się prawnie należy. Praktyki mają przygotować do wykonywania zawodu. Mają charakter dydaktyczny, pozwalają doskonalić umiejętności. Przyszły lekarz musi wiedzieć, jak obchodzić się z pacjentem. Dla niego przygotowanie do zawodu to rzecz szczególnie ważna. Studiowanie w Polsce jest też nieodpłatne (poza pewnymi wyjątkami). Uczelnia może pobierać opłaty, kiedy:
- student znajduje się na studiach niestacjonarnych,
- student powtarza dany przedmiot, bo jego wyniki w nauce były niedostateczne,
- student kształci się na studiach w języku obcym,
- student uczęszcza na zajęcia nieobjęte programem studiów,
- student jest cudzoziemcem i kształci się na studiach stacjonarnych w języku polskim
Oprócz tego, uczelnia ma prawo do pobierania opłat:
- rekrutacyjnych,
- za wydanie indeksu lub legitymacji,
- za potwierdzenie efektów uczenia się,
- za wydanie odpisu dyplomu lub odpisu dyplomu w języku obcym,
- za wydanie duplikatu dyplomu i suplementów,
- za domy studenckie i stołówki studenckie
Płać i płacz
Przykładem szpitala, który pobiera daninę od studentów, był Szpital Bielański. Jednorazowo studenci musieli zapłacić tam 17 złotych opłaty administracyjnej, a potem 10 złotych za każdy dzień praktyk. Za 120 godzin wychodziło dobrze około dwustu złotych. Nie dość więc, że muszą pracować, to za „zaszczyt” praktykowania dodatkowo jeszcze wydają swoje pieniądze. Czasami szpital żądają pieniędzy od uczelni, czasami idą prosto do studentów. Pieniądze mają pokryć zużywane przez studentów środki czystości, odzież ochronną i rękawiczki. Trzeba również zapłacić lekarzom uczącym studentów. Opłata administracyjna ma zwrócić koszt szkoleń, np. tych z zakresu BHP.
Prezes Polskiej Federacji Szpitali, prof. Jarosław F. Fedorowski w rozmowie z „Rzeczpospolitą” bronił takiego sposobu myślenia. Jego zdaniem szpitale są w kiepskiej kondycji finansowej, więc muszą od studentów pobierać opłaty. Poza tym, gdyby zdarzyła się kontrola NIK, urzędnicy mogliby skrytykować niepłacenie lekarzom za nauczanie studentów. Inną opinię miał na ten temat były prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, Maciej Hamankiewicz. Uważał, że to nieuczciwe, by szpital sięgał do kieszeni studentów, a jeśli dyrektorem placówki jest lekarz, takie działanie jest wątpliwe etycznie.
Szpitalom nie zabrania się jednak pobierać opłat za praktyki. Nie może robić tego tylko uczelnia. Dla studentów najlepiej by było, gdyby to ich Alma Mater ponosiła wszystkie koszty, ale w praktyce nie każdy uniwersytet na to stać.