Możliwość domagania się od kogoś alimentów jest w Polsce bardzo szerokie. Ktoś mógłby wręcz powiedzieć, że stanowczo zbyt szerokie. Są jednak przypadki, gdy istnienie takiego prawa jest uzasadnione. Mowa o relacjach pomiędzy rodzicem a dzieckiem. Tylko co w sytuacji, gdy dziecko tak naprawdę spłodził ktoś inny? Domniemanie ojcostwa może niekiedy doprowadzić do rażącej niesprawiedliwości.
Nie ma się co oszukiwać: spór o ojcostwo to zwykle preludium do sądowej batalii o alimenty
Prawo rodzinne musi się czasem mierzyć z sytuacjami, w których konflikt wydaje się nieunikniony. Dobrym przykładem mogą tutaj być alimenty na dziecko. Owszem, rodzice mogą się między sobą dogadać w sposób cywilizowany, ale trudno o porozumienie w momencie, gdy ojciec podejrzewa, albo wręcz ma pewność, że dziecko spłodził ktoś inny. Problemu w zasadzie mogłoby nie być, gdyby nie istnienie w przepisach kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dwóch ważnych domniemań prawnych.
Po co w ogóle coś domniemywać w kwestii ojcostwa? Powodów jest kilka. Najważniejszym z nich jest to, że dziecko musi mieć obydwoje rodziców. Wbrew pozorom nie chodzi tutaj o żadną światopoglądową fanaberię ze strony polityków, ale o względy czysto praktyczne. Imię matki oraz imię ojca z jakiegoś powodu wciąż stanowią obowiązkowy element formularzy, które wypełniamy przy okazji spraw czysto urzędowych.
Myliłby się ten, kto uważa, że przypisanie dziecku niewłaściwego ojca nie ma większego znaczenia. W ten sposób wracamy do obowiązku alimentacyjnego, który potencjalnie wisi nam tutaj w powietrzu. Obydwoje rodzice powinni w końcu wspólnie ponosić koszty jego utrzymania. Tak się też składa, że akurat od alimentów rodziców wobec niepełnoletniego dziecka nie da się uchylić z powodu na przykład nadmiernego uszczerbku ponoszonego ciężaru.
To z kolei sprawia, że chęć uniknięcia kłopotu będzie wręcz naturalna dla mężczyzny, który w rzeczywistości nie jest ojcem dziecka będącego niejako przedmiotem sporu. Przywołane już wcześniej domniemania prawne w zasadzie stoją tutaj na przeszkodzie. Wprowadzają bowiem określone założenia, które trzeba jakoś aktywnie wzruszyć. Nie jest to łatwe, zwłaszcza w przypadku małżeństwa. Wówczas niezbędne okazuje się powództwo o zaprzeczenie ojcostwa.
Domniemanie ojcostwa męża matki dziecka jest szczególnie trudne do wzruszenia
Pierwsze z domniemań znajdziemy w art. 62 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego.
§ 1. Jeżeli dziecko urodziło się w czasie trwania małżeństwa albo przed upływem trzystu dni od jego ustania lub unieważnienia, domniemywa się, że pochodzi ono od męża matki. Domniemania tego nie stosuje się, jeżeli dziecko urodziło się po upływie trzystu dni od orzeczenia separacji.
§ 2. Jeżeli dziecko urodziło się przed upływem trzystu dni od ustania lub unieważnienia małżeństwa, lecz po zawarciu przez matkę drugiego małżeństwa, domniemywa się, że pochodzi ono od drugiego męża. Domniemanie to nie dotyczy przypadku, gdy dziecko urodziło się w następstwie procedury medycznie wspomaganej prokreacji, na którą wyraził zgodę pierwszy mąż matki.
§ 3. Domniemania powyższe mogą być obalone tylko na skutek powództwa o zaprzeczenie ojcostwa.
Ustawodawca przyjął dość racjonalne założenie, że zazwyczaj ojcem dzieci zamężnej kobiety jest jej mąż. Postanowił także uregulować sprawę na wypadek, gdyby małżeństwo ustało albo zostało unieważnione. Na wszelki wypadek przyjmuje się, że trzeba jeszcze dla pewności odczekać dziesięć miesięcy. Domniemania nie stosuje się jednak jeśli w trakcie trwania małżeństwa orzeczono separację małżonków i od tego momentu upłynęło trzysta dni. Kolejnym takim przypadkiem jest zawarcie drugiego małżeństwa przez kobietę.
Powyższe regulacje wydają się całkiem rozsądne. Bardzo łatwo jednak dostrzec ich poważny mankament. Drugą najpowszechniejszą przyczyną rozwodów w Polsce jest niewierność jednego z małżonków. Skutkiem zdrady może być także ciąża. Dzięki paragrafowi trzeciemu przywołanego przepisu powództwo o zaprzeczenie ojcostwa jest jedyną drogą dla męża, by udowodnić, że to nie on jest ojcem dziecka.
Powództwo o zaprzeczenie ojcostwa wymaga w jednym szczególnym przypadku pośrednictwa prokuratora
Wbrew pozorom, nie tylko mąż ma prawo do wytoczenia takiego powództwa. Może z nim wystąpić także matka, samo dziecko, albo… prokurator. Akurat ewentualna inicjatywa tego organu jest zresztą całkiem przydatna. Ustawodawca nie przewidział możliwości, w której domniemanie ojcostwa męża będzie chciał obalać prawdziwy ojciec dziecka. Na wystąpienie z powództwem co do zasady ma się rok od momentu, gdy dana osoba dowiedziała się, że dziecko nie pochodzi od męża. Nie można jednak tego zrobić od momentu, gdy osiągnie ono pełnoletniość.
Na czym w ogóle polega powództwo o zaprzeczeniu ojcostwa? Osoba, która je wnosi, musi w jakiś sposób wykazać, że mąż matki nie jest ojcem dziecka.
Podobne domniemanie dotyczy relacji pozamałżeńskich. Tym razem musimy zwrócić uwagę na art. 85 tej samej ustawy.
§ 1. Domniemywa się, że ojcem dziecka jest ten, kto obcował z matką dziecka nie dawniej niż w trzechsetnym, a nie później niż w sto osiemdziesiątym pierwszym dniu przed urodzeniem się dziecka, albo ten, kto był dawcą komórki rozrodczej w przypadku dziecka urodzonego w wyniku dawstwa partnerskiego w procedurze medycznie wspomaganej prokreacji.
§ 2. Okoliczność, że matka w tym okresie obcowała także z innym mężczyzną, może być podstawą do obalenia domniemania tylko wtedy, gdy z okoliczności wynika, że ojcostwo innego mężczyzny jest bardziej prawdopodobne.
Tym razem ustawodawca nie jest aż tak surowy dla mężczyzny. Przede wszystkim brakuje zastrzeżenia, że tego konkretnego domniemania nie da się obalić w inny sposób, niż poprzez powództwo o zaprzeczenie ojcostwa. Jako że nie mamy do czynienia z ciągłym okresem małżeństwa, w tym przypadku punktem odniesienia jest moment współżycia z matką dziecka. Domniemanie ojcostwa stosuje się wówczas, gdy mężczyzna współżył z nią co najmniej sześć miesięcy i zarazem co najwyżej dziesięć miesięcy przed urodzinami dziecka.
W przypadku stosunków pozamałżeńskich domniemanie ojcostwa jest zauważalnie słabsze
Mężczyzna może się także powołać na okoliczność tego, że jego partnerka akurat współżyła jeszcze z kimś innym. Żeby jednak to cokolwiek dało, to musiałby najpierw udowodnić, że ojcostwo tej osoby jest bardziej prawdopodobne niż jego.
Domniemanie ojcostwa w przypadku relacji poza małżeńskich przełamuje się pod względem formalnym w nieco inny sposób. Zamiast powództwa o zaprzeczenie ojcostwa kwestię tego, kto jest ojcem dziecka, rozstrzyga się na dwa sposoby wskazane w art. 72. Siłą rzeczy uznanie ojcostwa możemy w tym przypadku wykluczyć. Pozostaje nam orzeczenie sądu w toku postępowania o uznanie ojcostwa.
Sądowego uznania ojcostwa może się domagać dziecko, jego matka oraz domniemany ojciec. Matka albo dziecko wytaczają powództwo przeciwko mężczyźnie. Mają na to czas do momentu osiągnięcia przez dziecko pełnoletności. Postępowanie sprowadza się do udowodnienia, że domniemany ojciec współżył z matką dziecka w „okienku” wskazanym w art. 85.
Co w sytuacji, gdy mężczyzna już po fakcie dowiedział się, że jednak nie jest ojcem dziecka? Nie jest to sytuacja beznadziejna. Warto wrócić uwagę na art. 78 §1.
Mężczyzna, który uznał ojcostwo, może wytoczyć powództwo o ustalenie bezskuteczności uznania w terminie roku od dnia, w którym dowiedział się, że dziecko od niego nie pochodzi. W razie uznania ojcostwa przed urodzeniem się dziecka już poczętego bieg tego terminu nie może rozpocząć się przed urodzeniem się dziecka.
Obowiązkowe testy DNA w Polsce nie mają szans. Możemy za to wprowadzić do ustawy kolejne domniemanie
W tym przypadku znowu mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Mężczyzna musi przekonać sąd, że to nie on jest ojcem dziecka. Tylko jak to zrobić? Może oczywiście uprawdopodabniać, że bardziej prawdopodobne jest ojcostwo innego mężczyzny. Może również przedstawić dowody, że jego ojcostwo jest niemożliwe.
Teoretycznie idealnym rozwiązaniem jest przeprowadzenie testu DNA. Wszystkie opisane wyżej procedury mają jednak jeden słaby punkt. Owszem, sąd może nakazać matce albo dziecku przeprowadzenie takiego testu. Problem w tym, że nikt nie może ich zmusić do faktycznego jego zrobienia. Teoretycznie takie zachowanie powinno stanowić jasną wskazówkę dla sądu co do tego, kto ma w sporze rację. Niestety w praktyce zdarzają się rozstrzygnięcia całkowicie przeciwne.
Patrząc na problem z drugiej strony, nie sposób nie zauważyć, że zmuszanie do poddawania się zabiegom medycznym to zły pomysł. Dlatego wprowadzenie obowiązkowych testów na ojcostwo w Polsce raczej nie wchodzi w grę. Wystarczy sobie przypomnieć opór społeczny w trakcie epidemii koronawirusa. Być może dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego kolejnego domniemania. Odmowa powinna skutkować automatycznym założeniem, że mężczyzna ojcem nie jest.