Reforma systemu edukacji była jednym z głównych argumentów wziętym na sztandary przez „Rząd 15 października”. Minister Barbara Nowacka miała wyciągnąć szkołę z „ciemnogrodu” po czasach ministra Czarnka. Zmiany miały przede wszystkim polegać na ewolucji systemu kształcenia, odchudzeniu podstawy programowej, a jednym z jej filarów miał być zakaz prac domowych, które wedle Pani Minister zanadto obciążały uczniów. Zakaz został wprowadzony, jednak jego skutki są inne od tych zakładanych.
Zakaz prac domowych. Co zapowiadano
Minister Barbara Nowacka obejmując swój urząd zapowiadała wprowadzenie zakazu zadawania prac domowych. Jej zdaniem uczniowie byli znacznie tymi pracami obciążeni i często po powrocie ze szkoły, po ośmiu godzinach lekcyjnych kolejne trzy musieli spędzać na odrabianiu prac domowych. Obciążenie to było nie tylko dotkliwe dla dzieci ale także również dla ich rodziców i opiekunów prawnych, którzy przecież musieli pomagać najmłodszym uczniom w odrabianiu prac domowych.
Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom samych uczniów i wyborców w kwietniu bieżącego roku wydano rozporządzenie zakazujące zadawania prac domowych. Ta zmiana miała zapracowanym dzieciom dać chwilę oddechu i pozwolić im na realizację pasji. O ile w ostatnich miesiącach ubiegłego roku szkolnego zakaz ten wydawał się czynić wiele dobrego, o tyle dwa pierwsze miesiące obecnego roku szkolnego wskazują, iż jego skutki mogą być dalekie od zamierzonych.
Brak prac domowych= brak samokształcenia
Intencje ministerstwa były dobre, ale jak wiemy dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. Coraz częściej bowiem z ust rodziców i samych nauczycieli słychać słowa, że zadawane przez lata prace domowe miały w dzieciach wykształcić nawyk systematyczności i samodoskonalenia. Obecnie brak zadawania prac domowych sprawia, iż dzieci po upuszczeniu budynku szkolnego co raz częściej zapominają również o tym czego w niej się nauczyli.
Problemy zauważają również sami rodzice, gdyż na standardowe pytanie „czy masz coś zadane na jutro do szkoły?” zwykle słyszą odpowiedź „nic” i przez to sami nie drążą tematu; nie kontrolują swoich dzieci i nie pracują z nimi i nie wyłapują trudności w nauce. To z kolei sprawia, że dzieci, które np. nie zrozumiały dobrze danego zagadnienia z matematyki czy języka polskiego nie nadrabiają tych zaległości w domu, co w konsekwencji odbija się na ich ocenach. I sprawia, że później muszą poświęcać czas wolny na naukę do poprawki.
Na problemy zwracają również uwagę rodzice i nauczyciele najmłodszych pociech. Podnoszą, iż prace domowe często służyły doskonaleniu umiejętności pisania czy czytania. Obecnie nauczyciele nie mogą już zadawać dzieciom czytanek do domu przez co te potem mają problemy nie tylko z samym czytaniem ale również w rozumieniu czytanego tekstu. Podobne problemy pojawiaj się również na tle pisania. Brak kształcenia domowego w tym zakresie sprawia, iż dzieci co raz częściej mają problemy z prawidłowym kreśleniem liter. Ponadto rodzice podkreślają, że dzieci po skończonych lekcjach w ogóle nie są już zainteresowane edukacją i niechętnie spędzają czas z nimi w ten sposób.
Z deszczu pod rynnę
Brak prac domowych miał dać dzieciom więcej czasu dla siebie, a paradoksalnie go ograniczył, gdyż zapracowani rodzice nie mający wystarczającej ilości czasu by edukować swoje dzieci- a przynajmniej w ten sposób się tłumaczący- co raz częściej posyłają swoje dzieci na korepetycje, więc te wychodzą z jednej szkoły- publicznej do drugiej- tym razem prywatnej, gdzie pogłębiają swoją wiedzę w zakresie podstawowym, ale chyba nie o to w tym wszystkich chodziło.
Warto bowiem zwrócić uwagę, że znacznej części społeczeństwa nie stać na prywatne lekcje przez co poziom nierówności się zwiększa ograniczając dzieciom najmniej zamożnych rodziców możliwość zdobycia nie tylko wyższego, ale często również podstawowego wykształcenia.
Prace domowe czy można znaleźć złoty środek?
Stanowiska za odstąpieniem od zadawania prac domowych jak i za ich zadawaniem mają swoich przeciwników i zwolenników i argumenty każdej ze stron wydają się racjonalne. Z jednej strony zgodzić należy się z tym, że dzieci są obecnie przeciążone, choć w mojej ocenie nie tylko nauką ale bardzo często też nadmiarem zajęć dodatkowych, na które wysyłają je sami rodzice. Z drugiej strony brak prac domowych nie prowokuje dzieci do samodoskonalenia, rozleniwia je i negatywnie odbija się w szczególności na tych najbiedniejszych, których rodzice nie mają pieniędzy czy sposobności by rozbudzić w nich ciekawość świata.
Uważam, że zawsze można znaleźć złoty środek. Szczegółowa wiedza z zakresu fizyki, chemii, historii czy WOS-u nie wydaje się niezbędna do życia. Znam wiele osób, które bez problemu radzą sobie w życiu, a nie koniecznie wiedzą czym różni się system parlamentarny od prezydenckiego czy jaki wpływ na losy świata miała odbyta w 480 roku przed naszą erą bitwa pod Salaminą. Podobnie ja, jako prawnik nie posiadam szczegółowej wiedzy z zakresu fizyki, chemii czy budownictwa. A nie przeszkadza mi to w skutecznym reprezentowaniu klientów w sprawach dotyczących np. posiadania narkotyków, gdzie znajomość chemii jest niezbędna. Wystarczy mi bowiem znajomość poszczególnych procedur i roli biegłych w procesach.
Nie znam jednak żadnej osoby, która skutecznie poradziła by sobie w życiu nie znającej kolejności wykonywania działań czy rozwiązania zadań z X-em, których przydatność w życiu pokazał chociażby ostatni odcinek „Awantury o kasę”; podobnie ma się rzecz z umiejętnością czytania ze zrozumieniem, może więc warto byłoby postawić na rozwinięcie tych podstawowych umiejętności? gdyż one są nam niezbędne do życia niezależnie od tego czy jesteśmy robotnikiem pielęgniarką czy piekarzem.