Afera dotycząca Cambridge Analytica była/jest ogromna. Ale jeśli ktoś myślał, że tylko Facebook ma problem z wyciekającymi danymi użytkowników, to jest naiwny. Właśnie się okazało, że gejowska aplikacja Grindr dzieliła się danymi użytkowników z zewnętrznymi podmiotami. Bardzo, ale to bardzo wrażliwymi danymi.
Gejowska aplikacja Grindr pod ostrzałem. Co się stało?
Trudno o bardziej banalne stwierdzenie, niż to, że firmy tech zbierają nasze dane w celach komercyjnych. Ciągle jednak nie jest jasne, co z nimi robią. Jednak w miarę jak wychodzą na jaw kolejne afery, to włosy się jeżą coraz bardziej. BuzzFeed ujawnił właśnie szokujące praktyki firmy, która stoi za apką Grindr – ta gejowska aplikacja jest takim odpowiednikiem Tindera dla środowisk LGBT (choć zdaje się, że teraz się mówi LGBT+).
Wśród funkcji apki jest ustawianie swojego statusu dotyczącego zarażenia HIV. Można wybrać nie tylko „pozytywny” czy „negatywny”, ale też inne, na przykład „pozytywny, ale na leczeniu” albo nawet to, jak ktoś podchodzi do zabezpieczeń. Już same te ustawienia mogą budzić kontrowersje. Teraz jednak się okazało, że co najmniej dwie zewnętrzne firmy – Apptimize and Localytics – miały dostęp do danych o zarażeniach.
Skąd więc skandal? Jak udowodnili dziennikarze BuzzFeeda, te firmy miały dostęp do danych każdego użytkownika, to znaczy do ID telefonu, e-maila czy nawet współrzędnych GPS. Mogły więc bez problemu dopasować status HIV do każdego użytkownika.
Dobra wiadomość jest taka, że Apptimize and Localytics to firmy zajmujące się optymalizacją aplikacji, więc być może nie wykorzystywały danych w niecnych celach, a prawie na pewno informacje nie trafiały do sztabu wyborczego Donalda Trumpa. Jednak samo to, że zewnętrzne firmy miały dostęp do tak wrażliwych danych, jest dość przerażające. I na pewno nie na to się pisali użytkownicy aplikacji Grindr. Po publikacji BuzzFeeda firma zapowiedziała, że zewnętrzne firmy już nie będą miały dostępu do danych dotyczących statusu HIV.
Obecnie media żyją aferami, związanymi z mediami społecznościowymi. Nietrudno więc zgadnąć, że podobnych afer będzie w najbliższej przyszłości więcej. Może przynajmniej przekonają one, że media społecznościowe wcale nie są takie fajne – i że to po prostu żądne zysku korporacje, które nie mają wielkich oporów, aby wyciągać z użytkowników co się da. A że dane to najsilniejsza współczesna waluta, to głównie one są celem technologicznych gigantów.
Grindr – słynna gejowska aplikacja
Grindr to wcale nie jest jakaś mała apka. Szacuje się, że korzysta z niej ok. 3,5 miliona użytkowników dziennie. Ja ją kojarzę z pranksterskiego filmiku sprzed kilku lat. Jest całkiem zabawny, a jego przesłaniem jest to, że… trzeba uważać, co się publikuje w mediach społecznościowych. Niestety, chyba to ostrzeżenie podane w bardzo zabawnej formie nie dotarło do użytkowników apki Grindr – podobnie jak do użytkowników chyba każdego dużego medium społecznościowego.
A oto wspomniany filmik;