Komu przeszkadza młodzież uprawiająca sport zamiast przesiadywania przed ekranami komputerów i smartfonów?
Wygląda na to, że coraz częściej z polskich miast znikają boiska. Nie chodzi w żadnym wypadku o to, że nikt nie chce z takich obiektów korzystać, więc niszczeją i popadają w zapomnienie. Prawdę mówiąc, jest dokładnie przeciwnie. Sądy coraz częściej nakazują samorządom ich likwidacje. Powód? Hałas na boiskach, który nie podoba się powodom. Ostatnim takim przypadkiem jest prawomocny wyrok z Poznania.
Jak podaje TVN24, miasto przegrało proces o boisko do koszykówki powstałe dzięki budżetowi obywatelskiemu. Sąd pierwszej instancji nakazał rozebranie całej infrastruktury boiska oraz umieszczenie informacji o zakazie gry w piłkę. Teraz sąd okręgowy postanowił podtrzymać to jakże kuriozalne orzeczenie. Tak sytuację opisuje Przemysław Plewiński, radny i były kandydat na prezydenta Poznania:
Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że przypadek z Poznania jest odosobniony. Bardzo podobny spór toczy się obecnie w Puławach. Tym razem hałas na Orliku przy tamtejszej szkole podstawowej przeszkadzał mieszkającemu w pobliżu małżeństwu. Sąd wydał więc zakaz korzystania z boiska po lekcjach przez wszystkich, którzy nie są uczniami szkoły. Miasto wybudowało nawet ekrany akustyczne, ale w niczym to nie pomogło. Sąd zasądził karę 5 tys. zł za ignorowanie zakazu.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Hałas na boiskach nie kłóci się z ich społeczno-gospodarczym przeznaczeniem oraz stosunkami miejscowymi
Chyba nikogo nie dziwi, że dotknięci syndromem NIMBY miejscy pieniacze próbują blokować pożyteczne inicjatywy. Nie oznacza to oczywiście, że samorządy i organy państwa powinny im w jakiś sposób ulegać. Cieszy więc, że miasta są gotowe bronić obiektów sportowych. Pytanie jednak brzmi: dlaczego akurat sądom tak przeszkadza hałas na boiskach, że nakazują ich zamykanie?
Odpowiedź na to pytanie może być dwojaka. Z jednej strony tę oczywistą stanowi zakaz immisji wynikający z art. 144 kodeksu cywilnego.
Owszem, hałas na boiskach może zakłócać korzystanie z nieruchomości sąsiednich. Tak to już w końcu jest z hałasem. Tylko czy młodzież grająca w piłkę spełnia kryterium zakłócania ponad przeciętną miarę? Byłbym sceptyczny, biorąc pod uwagę, że jeden z wyroków dotyczy jednego z największych miast w Polsce, gdzie źródeł codziennego hałasu jest całkiem sporo. Nie da się także ukryć, że gry zespołowe młodych ludzi idealnie wpisują się w społeczno-gospodarcze przeznaczenie infrastruktury położonej na terenach mieszkalnych. Dzieciaki z okolicznych posesji mają gdzie grać. Sport zaś to podobno zdrowie.
Miasta nie powinny ulegać pieniaczom z syndromem NIMBY. Tym bardziej niepokoi, że sądy jeszcze im przyklaskują
Drugim wyjaśnieniem może być jakże w Polsce nadużywana ochrona dóbr osobistych. Tak się składa, że hałas na boiskach doszedł w pewnym momencie aż do Sądu Najwyższego. W wyroku 17 lipca 2020 r. skład orzekający postanowił zaliczyć do wskazanej wprost w art. 23 kodeksu cywilnego nietykalności mieszkania także "poczucie bezpieczeństwa, mir domowy, prawo do wypoczynku i prywatności". Nawet jeśli przyjąć tę tezę, to i tak ochrona dóbr osobistych nie idzie tak daleko, by zaraz nakazywać zamykanie boisk sportowych. Wszystko przez art. 24 §1 k.c.
Istnienie obiektów sportowych w miastach bezprawnym nie jest. Podobnie jak generowanie jakiejś dozy hałasu. Inaczej nie mielibyśmy ani pełnoprawnych stadionów, ani organizowanych w mieście koncertów, ani tym bardziej jakichkolwiek lotnisk. Domaganie się zamknięcia takiego boiska z powodu hałasu wydaje się wypełniać znamiona art. 5 k.c.
Nie da się ukryć, że w cały czas istnieje dość powszechne pragnienie, by młodzież przebywała na boisku zamiast przed ekranami komputera. Samo istnienie takich obiektów jest czymś społecznie pożądanym. Potwierdza to na przykład zaangażowanie w powstanie jednego ze spornych boisk z budżetu obywatelskiego.
Kształtująca się po myśli miejskich pieniaczy linia orzecznicza może budzić niepokój. Dlatego być może dobrym pomysłem byłaby interwencja ustawodawcy, która całkowicie wykluczyłaby tego typu powództwa. To chyba jedyny sposób na trwałe rozwiązanie problemu w skali całego kraju.