W przyszłym roku inflacja w Polsce może nas oskubać jeszcze bardziej niż w tym. Aż 76 proc. firm planuje podnieść ceny swoich produktów i usług. Portfel Polaka może jest coraz grubszy, ale coraz mniej można za to kupić.
Inflacja w Polsce
W największym uproszczeniu sytuacja wygląda tak. Ceny rosną, więc ludzie chcą więcej zarabiać. Pracodawcy podnoszą płace, a w kolejnym kroku ceny swoich towarów i usług – zwłaszcza, że drożeje też wszystko, co do produkcji czy wykonania usługi potrzebne. Pracownicy wracają więc po kolejną podwyżkę, a firmy znów podnoszą swoje ceny. Tak długo, jak ich klienci są w stanie je „przełknąć”. Granica jest, bo jak powiedział sprzedawca na bazarze: człowiek ma takie coś w sobie, że 20 zł za pomidora nie zapłaci.
Jak jednak wynika z badania International Business Report przeprowadzonego przez Grant Thornton aż 76 proc. średnich i dużych polskich firm planuje dalsze podwyżki swoich produktów i usług. Nie tylko Polacy mają takie zamiary. Ale mało jest krajów, w których tylu czy więcej przedsiębiorców chciałoby to zrobić. Konkretnie trzy. Na 29 krajów objętych badaniem wyższy niż w Polsce odsetek średnich i dużych firm planujących podwyżki cen jest tylko w Argentynie, Nigerii i Irlandii.
Co skłania przedsiębiorców do podnoszenia cen?
Gdy przychodzi szukać odpowiedzi na pytanie, kto odpowiada za ten wzrost cen w sklepach i nie tylko tam, to przede wszystkim rosnące koszty energii i pracy. A także ich pochodne. Widać tu efekt wojny w Ukrainie oraz inflacji i niskiego bezrobocia, które sprzyja presji pracowników na podwyżki płac. Pracodawcy tej presji ulegają.
„Dzięki wysokiej dynamice płac oraz transferom socjalnym, popyt na rynku nadal jest silny. Mimo że ceny dóbr i usług konsumpcyjnych w ostatnich miesiącach rosną w tempie 15-17 proc. rocznie, konsumpcja pozostaje wysoka. Co oznacza, że konsumenci nie ograniczyli znacząco zakupów z powodu wysokich cen”, piszą w raporcie eksperci Grant Thornton
Co to dla nas oznacza?
Najwyższy wzrost cen od ćwierć wieku może jeszcze przyspieszyć. Dotąd uwzględniając wskaźnik skłonności firm do podnoszenia cen Grant Thornton skutecznie prognozował inflację. Gdyby ta zależność miała się utrzymać, to – jak wyliczyli eksperci firmy – mogłoby to oznaczać w najbliższych 12 miesiącach wzrost inflacji średnio do około 16 proc. Ostrzegają, że pod względem spadku wartości siły nabywczej pieniądza byłby to rok jeszcze gorszy niż obecny. A poszczególne odczyty inflacji mogłyby niekiedy przebijać poziom nawet 20 proc. Co wskazuje na to, że szczyt inflacji w Polsce możemy mieć ciągle przed sobą.
Wrócę do tego, że nie chcę pobudzać oczekiwań inflacyjnych. Bieżący odczyt inflacji może wpływać na to, jakich cen spodziewamy się w przyszłości. Europejski Bank Centralny przestrzega, że jeśli przyzwyczajamy się do bardzo niskiej lub nadmiernie wysokiej inflacji, to możemy się spodziewać, że tak już zostanie. Dlatego te oczekiwania są tak ważne. Kierując się nimi podejmujemy decyzje o zakupach i o inwestycjach. Tak, konsumenci, jak i firmy. I co tu zrobić? Kupić auto czy laptopa, bo w przyszłym roku będzie drożej? Czy raczej powiedzieć, że to już przesada i tyle za pomidora nie zapłacę?