Pokój kawalerski z osobnym wchodem. Tak kiedyś mówiono na mikrokawalerki

Nieruchomości Społeczeństwo Dołącz do dyskusji
Pokój kawalerski z osobnym wchodem. Tak kiedyś mówiono na mikrokawalerki

Mikrokawalerki wzbudzają wiele emocji. Kojarzymy z nimi takie określenia, jak np. „patodeweloperka” czy „chów klatkowy Polaków”, rozpropagowane m.in. przez Jana Śpiewaka. Dla jednych zakup mikrokawalerki – czy choćby jej wynajęcie – stanowi spełnienie marzeń o wyprowadzce z rodzinnego domu. Inni czują się zaś zażenowani samym istnieniem takich lokali i uważają je za szkodliwe społecznie zjawisko. Błędem jest jednak uważanie, że mikrokawalerki są niepokojącym kuriozum współczesności.

Mieszkanie musi mieć minimum 25 m2

Zgodnie z obowiązującym w Polsce od kilku lat prawem mieszkanie musi mieć powierzchnię minimum 25 m2. Rzecz jasna, deweloperzy znajdują różne sposoby na ominięcie tego wymogu.

Istniejące prawo odnosi się jednak do nowych budynków. W obrocie wciąż są mieszkania o mniejszym metrażu powstałe wcześniej – zarówno w III RP przed wprowadzeniem tej regulacji, jak i w okresie komunizmu.

Kiedyś warszawiak zajmujący dwupokojowe mieszkanie na Starym Mieście uchodził za biedaka

Żeby wyjaśnić genezę problemu, musimy na moment wrócić do historii. Otóż w przeszłości w ramach budownictwa wielorodzinnego mieszkania w miastach co do zasady były duże (przed wojną i długo wcześniej).  Lokale liczące 100, 200 czy nawet 300 m2 nikogo nie dziwiły.

Pokazuje to chociażby znany przykład Ignacego Rzeckiego, bohatera „Lalki” Bolesława Prusa. Jako dziecko wychowywał się w mieszkaniu dwupokojowym na Starym Mieście, co czyniło go przedstawicielem miejskiego proletariatu.

Dziś z kolei sama choćby możliwość wynajmu takiego lokum to luksus, na który niewielu stać. Dodajmy, że dwupokojowe lokum w XIX wieku często było całkiem spore, jeśli porównywać je do współczesnych realiów.

Mikrokawalerki po wojnie

Prywatne kamienice po wojnie w znacznej mierze zostały znacjonalizowane. Następnie, wskutek panującej wówczas biedy, duże mieszkania zaczęto dzielić na mniejsze, by móc zakwaterować w nich możliwie najwięcej osób.

Odtąd, już w wyniku tego procesu, liczyły one np. po kilkadziesiąt metrów. I wiele z nich przetrwało w takiej postaci do dnia dzisiejszego. Ale niekiedy wyodrębniano także bardzo małe lokale, podobne do dzisiejszych mikrokawalerek.

Nikomu raczej nie przychodziło do głowy, by tworzyć w ten sposób mieszkania kilkumetrowe (sic!), co obecnie próbują robić niektórzy deweloperzy. Ale garsoniery kilkunastometrowe nikogo nie szokowały. Jeśli ktoś zajmował taki lokal, mówił np., że mieszka „w pokoju kawalerskim z osobnym wchodem” (czyli z oddzielnym wejściem).

Mieszkania takie często były pozbawione większości wygód, tych zresztą zazwyczaj nie było nawet w dużych mieszkaniach. A więc nie istniała w nich na ogół łazienka. Za to można było korzystać z ustępu na korytarzu lub z wygódki na podwórzu. Nie było też raczej kuchni, ale w takiej garsonierze mógł się znajdować odpowiednik dzisiejszego aneksu kuchennego z bieżącą wodą.

Mikrokawalerki z komuny dzisiaj

Tego rodzaju mieszkania od lat 90. XX wieku stopniowo były odzyskiwane przez dawnych właścicieli lub ich spadkobierców – i tą drogą zaczęły trafiać na rynek. Ci często przeprowadzali w nich remonty, które obejmowały np. doprowadzenie kanalizacji i zrobienie łazienek.

Jednocześnie lokale takie miały wówczas zakładane własne księgi wieczyste, w jakich określane były jako mieszkania. I w takiej formie często są na rynku do dziś. Do tego należy dodać standard komunistycznego M1, czyli mieszkania przeznaczonego dla jednej osoby.

Według ówczesnej władzy liczyło ono między 17 a 20 m2 (z czasem podwyższono to do zakresu 25–28 m2). Takich lokali również powstało bardzo dużo w okresie PRL. Członkowie spółdzielni od lat 90. stopniowo wykupywali je na własność. I one także są na rynku, podobnie jak mieszkania w kamienicach o zbliżonym lub nawet mniejszym metrażu. Obrotu mikrokawalerkami z pewnością więc nie unikniemy, niezależnie od wysiłków ustawodawcy, by zlikwidować to zjawisko.