Bardzo mi się podoba, że rząd chce wydać 300 milionów złotych na to szaleństwo

Państwo Transport Zdrowie Dołącz do dyskusji
Bardzo mi się podoba, że rząd chce wydać 300 milionów złotych na to szaleństwo

Muszę przyznać, że program „Mój rower elektryczny” w pierwszej chwili wzbudził we mnie zdumienie i podejrzliwość. Im dłużej jednak się zastanawiam nad sensownością tego projektu, tym bardziej mi się on podoba. Owszem, chodzi o środowisko naturalne i emisje gazów cieplarnianych. Sukces programu przyczyniłby się jednak także obywatelom, a w szczególności ich zdrowiu.

Aż 300 mln zł na zakup elektrycznych rowerów wydaje się ekstrawagancją, ale w tym szaleństwie jest metoda

Niedawno informowaliśmy na łamach Bezprawnika o zakończeniu konsultacji dotyczących programu „Mój rower elektryczny”. Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej ma przeznaczyć aż 300 mln zł środków unijnych na dofinansowania zakupu, jak się łatwo domyślić, rowerów elektrycznych. Oprócz nich będzie można uzyskać pieniądze na zakup rowerów cargo oraz wózków rowerowych.

Wśród potencjalnych beneficjentów wymienia się nie tylko osoby fizyczne, ale także samorządy i przedsiębiorców. Przy czym w tej ostatniej kategorii trzeba jeszcze prowadzić działalność określonego rodzaju: transport drogowy towarów, usługi kurierskie i pocztowe albo wypożyczanie sprzętu rekreacyjnego lub sportowego. Zyskać będzie można aż 50 proc. kosztów kwalifikowanych, ale nie więcej niż 5 tys. zł. W przypadku rowerów cargo i wózków rowerowych maksymalna kwota ustalona została na 9 tys. zł.

Brzmi całkiem kusząco, jeśli ktoś chce kupić sobie rower elektryczny. Pytanie jednak brzmi: czemu właściwie państwo miałoby taki zakup dofinansowywać? Oficjalną odpowiedź na tak przedstawione pytanie znajdziemy w rządowym portalu gov.pl, w części należącej do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Już samo wskazanie resortu powinno nam całkiem sporo podpowiedzieć w kwestii deklarowanych celów programu „Mój rower elektryczny”.

Przygotowany przez NFOŚiGW program ma pomóc w obniżeniu zużycia paliw emisyjnych w transporcie, a także wspierać rozwój i promować wybór ekologicznych środków transportu, takich jak: rowery elektryczne i wózki elektryczne.

Czy rzeczywiście dofinansowanie zakupu rowerów elektrycznych w czymś realnie pomoże? Nawet zakładając spektakularny sukces programu „Mój rower elektryczny” można mieć pewne wątpliwości. Trudno sobie wyobrazić, by Polacy masowo rezygnowali z poruszania się samochodami. Transport indywidualny na większe odległości bez aut i tak jest mało realny. Można się także zastanawiać, czemu NFOŚiGW nie dofinansowuje zakupu zwykłych rowerów, które są przecież jeszcze bardziej przyjazne dla środowiska.

Program „Mój rower elektryczny” przysłuży się nie tylko klimatowi, ale także zdrowiu i spokojowi mieszkańców miast

Odłóżmy jednak na moment szukanie dziury w całym. „Mój rower elektryczny” ma przecież kilka trudnych do podważenia zalet. Nawet stosunkowo drobne ograniczenie emisji gazów cieplarnianych będzie zawsze jakimś krokiem w dobrą stronę. Nawet jeśli kierowcy wybiorą swój nowy rower elektryczny jedynie na krótsze trasy od czasu do czasu, to i tak mamy do czynienia z korzyścią w postaci mniejszej ilości hałasu oraz spalin w mieście.

Warto także wspomnieć, że rower elektryczny także stanowi jakąś formę aktywności fizycznej, która jest przecież czymś jednoznacznie prozdrowotnym. Program „Mój rower elektryczny” obejmie urządzenia, w których wspomaganie o mocy znamionowej ciągłej 250W działa automatycznie tylko podczas pedałowania. Silnik takiego urządzenia nie może stanowić samodzielnego źródła napędu. W przeciwnym wypadku nie spełniałby ustawowej definicji. Maksymalna prędkość roweru elektrycznego niewymagającego żadnych uprawnień i rejestracji wynosi 25 km/h.

Nie ma się co oszukiwać: nie każdy z nas jest w dostatecznie dobrej kondycji, by poruszać się na nieco większe odległości za pomocą klasycznego roweru albo na pieszo. Urządzenie wspomagające nasz ruch cały czas przynosi naszemu organizmowi korzyści. Wciąż poprawiamy kondycję, kontrolujemy wagę, wzmacniamy mięśnie. Po prostu możemy poruszać się szybciej i na większe odległości oraz nie przemęczać się przy tym zbytnio. Rezultaty będą zapewne mniejsze, ale nie należy negować ich znaczenia.

Teoretycznie „Mój rower elektryczny” pozwoliłby na zakup ok. 60 tys. urządzeń. Nie jest to zły sposób na wydanie środków unijnych. Zwłaszcza że jednym z kryteriów jest europejskie pochodzenie roweru. Należy przypomnieć, że wprowadzenie własnych dotacji na zakup rowerów elektrycznych rozważały albo wręcz wdrażały niektóre polskie samorządy. Po raz kolejny mamy do czynienia z sytuacją spod znaku „dlaczego by nie?”. Korzyści przeważają nad kosztami, przy praktycznie znikomym ryzyku. W najgorszym wypadku nie będzie po prostu zainteresowania.