Nie roztkliwiajmy się nad emeryturami artystów. Inni mają od nich nieco gorzej

Praca Społeczeństwo Dołącz do dyskusji
Nie roztkliwiajmy się nad emeryturami artystów. Inni mają od nich nieco gorzej

Niskie emerytury artystów co jakiś czas urastają do miana niemalże sprawy narodowej. Zazwyczaj dzieje się tak wtedy, kiedy nieco lepiej znany aktor albo piosenkarz poskarży się na śmiesznie niskie kwoty, które dostają każdego miesiąca. Tylko co mają powiedzieć osoby otrzymujące groszowe świadczenia, które nie mają atutu w postaci znanego nazwiska?

Co odróżnia artystę od freelancera na umowie o dzieło? Na pewno nie wysokość emerytury

Mogłoby się wydawać, że jeśli chodzi o system emerytalny w Polsce, to mamy jedynie jedną grupę systemowo pokrzywdzonych. Mowa oczywiście o artystach. Co jakiś czas słyszymy, że któryś ze znanych aktorów albo piosenkarzy po ukończeniu wieku emerytalnego otrzymuje świadczenie daleko poniżej tzw. najniższej emerytury. Obecnie wynosi ona 1780,96 złotych brutto miesięcznie. Tymczasem bez trudu znajdziemy przedstawicieli środowisk artystycznych z dużo niższymi emeryturami. Niektóre sięgają raptem kilku złotych.

Salon24 przywoływał jakiś czas temu przykłady 1160 złotych Ryszarda Rynkowskiego, 34 złote Katarzyny Skrzyneckiej oraz niecałych 8 złotych Marka Piekarczyka. Business Insider podawał w zeszłym roku, że Maryla Rodowicz ma około 1,6 tys. zł emerytury, Małgorzata Potocka 1,2 tys. zł, a Laura Łącz czy Alicja Majewska nieco ponad 1 tys. zł. Emerytura Sławomira Świerzyńskiego wynosi 386 zł.

Nie są to oszałamiające kwoty, nie ma się co oszukiwać. Dla porównania: minimum egzystencji dla osoby samotnej na emeryturze wynosi 854,08 zł. Niskie emerytury artystów niekiedy nie dają szans na przeżycie. W najlepszym wypadku trudno mówić o jakkolwiek godnym funkcjonowaniu za tak śmieszne pieniądze. Pod tym względem jak najbardziej można zrozumieć rozgoryczenie. Tylko jak to wygląda pod względem czysto systemowym?

Jak się okazuje, niskie emerytury artystów mają bardzo zwyczajne i dość powszechne przyczyny. Pewną oczywistością wydaje się nieodprowadzanie składek, zwłaszcza w dzisiejszych realiach prawnych. Wysokość naszych świadczeń od reformy z 1999 r. zależy od tego, jak dużo pieniędzy włożymy w trakcie naszej aktywności zawodowej. Jeżeli robimy wszystko, by zapłacić jak najmniej składek emerytalnych, to siłą rzeczy na starość otrzymamy niewiele.

Niskie emerytury artystów to jedynie jedna z wielu twarzy tego samego problemu. Artyści nie zawsze pracują na umowie o pracę, która niejako wymusza automatyzację tego procesu. Nie są jednak jedynymi freelancerami w takiej samej sytuacji. Zatrudnieni na umowie o dzieło też nie muszą odprowadzać składek emerytalnych. Mogą co najwyżej wykupić sobie dobrowolne ubezpieczenie. Są również kontrakty B2B operujące zwykle minimalną podstawą wymiaru. Mało który samozatrudniony chce ją podwyższać, myśląc akurat o przyszłej emeryturze.

Tak naprawdę niskie emerytury artystów wynikają z tych samych powodów, co w przypadku innych głodowych świadczeń

Tyle współczesności. Trzeba jeszcze pamiętać, że mówimy o artystach, którzy już teraz pobierają emerytury, często po przepracowaniu 50-60 lat w swoim zawodzie. Duża część tego okresu przypada na czasy sprzed reformy emerytalnej. Emerytura na starych zasadach zależała od trzech składowych. Pierwszą była obowiązująca w danym miesiącu kwota bazowa, drugą wysokość podstawy wymiaru emerytury. Nas interesuje przede wszystkim trzecia składowa: uwzględnione okresy składkowe i nieskładkowe.

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to absurdalne, jednak do 1 stycznia 1999 r. ZUS w ogóle nie prowadził indywidualnych kont ubezpieczonych. Nie był do tego zobowiązany. Problem polega na tym, że po przeprowadzeniu emerytury emerytalnej nagle pojawiła się potrzeba odtworzenia kwoty składek na ubezpieczenie emerytalne z wcześniejszych lat. Jak się łatwo domyślić, ustawodawca zrzucił cały problem na barki samych ubezpieczonych.

Niskie emerytury artystów wynikają także z tego powodu, że ci po prostu nie są w stanie udowodnić części swojej historii składkowej. Nie każda istniejąca dekady temu firma czy instytucja istnieje, nie każdy prowadził skrupulatnie księgowość. Okres przechowywania dokumentacji pracowniczej dotyczącej pracowników zatrudnionych przed 1 stycznia 1999 r. wynosi niby 50 lat, ale nie do każdego archiwum da się łatwo dotrzeć. Dlatego jak najbardziej wierzę Beacie Tyszkiewicz, która w 2018 r. mówiła „Super Expressowi”:

Emeryturę mam niską, ale mówiąc o tym, nie biadoliłam, bo ludzie mają niższe. Tylko że to po 60 latach pracy przeszło… Kiedyś nikt nam nie mówił o żadnych składkach, ubezpieczeniach.

Ponownie jednak: nie trzeba być artystą, by mieć dokładnie taki sam problem. Warto też wspomnieć, że przyszli emeryci także nie mają się co nastawiać na godną jesień życia. Od lat eksperci oraz przedstawiciele ZUS ostrzegają, że stopa zastąpienia w najbliższych dekadach będzie mizerna. Dzisiejsi młodzi powinni się nastawiać raczej na pracę do śmierci, podobnie jak to dzisiaj robią artyści.

Ta jedna grupa społeczna ma jednak kluczowy atut, na który nie mogą liczyć freelancerzy, samozatrudnieni czy młodzież wchodząca dzisiaj w dorosłość. Są znani, generalnie lubiani i mają siłę przebicia. Nie mam nic przeciwko walce o poprawę swojego bytu. Byłoby jednak miło, gdyby artyści częściej wskazywali na perfidię całego systemu niż na jakąś wyjątkową sytuację przedstawicieli ich zawodu.