Niemal każdy kolejny dzień przynosi nowy rekrod jeśli chodzi o zakażenia. Cała Polska stała się już żółtą strefą – ale wątpliwe, żeby to wyhamowało rozwój pandemii. Co więc dalej? Jakie będą nowe obostrzenia w Polsce? Oto najbardziej prawdopodobne scenariusze.
Nowe obostrzenia w Polsce. „Licealny lockdown”
Nie trzeba być epidemiologiem, by wiedzieć, co byłoby najlepsze dla zmniejszenia liczby nowych zakażeń. Żółta strefa w całym kraju nie wystarczy. Potrzebne jest przede wszystkim zamknięcie szkół i przedszkoli. To przyniesie jednak gigantyczne kłopoty. Zresztą, pamiętamy to wszyscy z początku roku.
Rodzice małych dzieci musieli brać wolne, bo przecież nie można swoich pociech zostawić samemu. To z kolei gigantyczne straty dla gospodarki. Na początku roku rząd jeszcze był w stanie znaleźć środki na kolejne „tarcze”. Teraz jednak mógłby być z tym problem.
Skoro lockdown „pełny” nie wchodzi w grę, można zdecydować się na zamykanie tylko szkół średnich. To półśrodek, który oczywiście tylko częściowo wyhamuje rozwój pandemii. Jednak ma to jakiś sens – z systemu „wyjmie” się tych uczniów, którzy mogą sobie poradzić bez rodziców. I którzy mogą się uczyć samemu, w domu.
To dość prawdopodobny scenariusz – ponoć rząd na początek planuje właśnie takie ograniczenia.
Lockdown, ale jeszcze szerszy
Rząd przez ostatnie miesiące lubił podkreślać, że Polska przez koronawirusowy kryzys przeszła stosunkowo suchą stopą – i to zarówno od strony gospodarczej, jak i epidemicznej. Teraz jednak sytuacja ewidentnie wymyka się spod kontroli.
Można więc zakładać, że rządzący po cichu myślą o powrocie lockdownu, który pamiętamy z początku wiosny. A może nowy lockdown będzie jeszcze szerszy? Biorąc pod uwagę ilość zakażeń, są na to spore szanse.
Bo wbrew pozorom polski lockdown wcale taki surowy nie był – w końcu niektóre kraje w ogóle zabroniły wtedy opuszczania domów, zamykano poszczególne regiony czy miasta, gdzieniegdzie zamykano nawet sklepy spożywcze. Nawet jeśli z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że to ciągle mało prawdopodobny scenariusz – to im więcej będzie rekordów zakażeń, tym prawdopodobieństwo będzie większe.
Czasowe lockdowny
Jak uratować nas przed dziesiątkami tysięcy nowych zakażeń dziennie, jednocześnie nie rujnując gospodarki? Niektórzy eksperci proponują „złoty środek” – czasowe lockdowny, trwające 2 czy 3 tygodnie. W tym czasie powinny być zamknięte szkoły, przedszkola, a nawet większe zakłady pracy.
Wszystko po to, by zmniejszyć liczbę zakażeń, ale też by nie „zatkać” służby zdrowia. Jeśli przez 2 tygodnie ograniczyłoby się nowe zakażenia, to mniejsze jest ryzyko, że zabraknie respiratorów czy nawet łóżek w szpitalach.
Nowe obostrzenia w Polsce. A może… wariant szwedzki?
W pierwszej połowie roku Szwedzi zastosowali zupełnie inną strategię niż większość krajów świata – i nie zdecydowali się na szeroki lockdown. Wielu nazywało wtedy politykę Szwedów „bezwzględną” czy „szaloną”.
Do dziś trwają zresztą gorące spory na ten temat. Niektórzy podkreślają, że nie ma dowodów na to, że udało się w kraju zbudować „odporność stadną”. Z drugiej strony, wyraźnie widać, że druga fala koronawirusa nie uderzyła w Szwecję tak mocno – dziennie jest zwykle kilkaset nowych przypadków, znacznie mniej niż w Niemczech czy Włoszech, o Polsce nie wspominając.
Do pewnego momentu zresztą wydawało się, że polski rząd chce po cichu właśnie korzystać z rozwiązań Szwedów.
Wygląda jednak na to, że zamiast szwedzkich rozwiązań będziemy mieli raczej nowe restrykcje. Trzeba więc zapiąć pasy – najbliższe miesiące na pewno nie będą dla nas łatwiejsze niż tegoroczna wiosna.