W ostatnich tygodniach znów głośno o wydarzeniach na Bliskim Wschodzie. Tym razem nie słyszeliśmy o Palestynie, ale o wybuchających pagerach i krótkofalówkach członków Hezbollahu. Później Izraelowi udało się wyeliminować całe dowództwo organizacji. W poniedziałek rozpoczął „ograniczoną” operację lądową na terenie Libanu. We wtorkowe popołudnie przypomniał o sobie Iran, który wystrzelił kilkaset rakiet w kierunku Izraela.
Iran – potęga (nie tylko) naftowa
Żelazna Kopuła nie jest idealna, co potwierdziły liczne nagrania z irańskiego ataku na Izrael we wtorek. Można się domyślić, że to tym bardziej rozwścieczyło Izrael, który zapowiada odwet. Ma on uderzyć w ważne punkty nuklearne i naftowe w Iranie. Czy panika jest zrozumiała? W Iranie jak najbardziej – po sieci krążą już filmy, na których widać stojące w korkach samochody i oblegane stacje benzynowe.
Głosy namawiające do uderzenia w irańskie rafinerie naftowe pojawiają się także w Stanach Zjednoczonych. Jedną z takich osób jest republikański senator Lindsey Graham. Ciekawi mnie w tym wszystkim jedno – czy to naprawdę „z miłości do Izraela”, czy może jednak jest to szukanie sposobu na to, jak zrzucić jakąś winę na Demokratów.
Iran w sierpniu bieżącego roku pobił rekord w produkcji ropy naftowej osiągając poziom prawie 4 mln baryłek dziennie. Kraj jest 7. największym producentem surowca na świecie. Udział na rynku światowym wynosi 5 proc.
Pomimo licznych amerykańskich i zachodnich sankcji na Iran, ten nadal ma znaczący wpływ na światowe rynki. Zmiany w produkcji ropy naftowej mogą doprowadzić do znaczących wahań cen ropy.
Wpływ na cały świat
Cieśnina Ormuz ma w najwęższym miejscu szerokość 54 km. Znajduje się między Iranem (od północy) a Półwyspem Arabskim (od południa). Przez to miejsce przepływa dziennie średnio 15 tankowców. Miejsce to odpowiada za nawet 30 proc. światowych dostaw ropy.
W notatce ANZ Research czytamy:
Bezpośrednie zaangażowanie Iranu, członka OPEC, zwiększa ryzyko zakłóceń w dostawach ropy naftowej
Zagrożenie jest realne – jak to w konfliktach bliskowschodnich bywa, nie wiemy, czy skończy się na wystrzeleniu rakiet, groźbach, bombardowaniach. Wszystkie scenariusze są możliwe, i na każdy z nich świat stara się być gotowy. Już od lat rynek ropy naftowej w pewien sposób ewoluuje w kierunku, który ma na celu zminimalizować wpływy spowodowane konfliktami zbrojnymi w regionie Bliskiego Wschodu.
Same Stany Zjednoczone mogły niedawno pochwalić się pobiciem rekordu w wydobyciu ropy naftowej na poziomie 12,9 mln baryłek dziennie. Amerykanie eksportują więcej ropy niż importują.
Nie oznacza to jednak, że możemy przejść obok tych wydarzeń obojętnie. Dalsza eskalacja konfliktu rzeczywiście może doprowadzić do długotrwałej niestabilności cen ropy naftowej – w szczególności, gdy mówimy o wspomnianej cieśninie.
Wzrost cen już nastąpił
Amerykańskie rynki (US benchmark West Texas Intermediate) już odnotowały 5-procentowy wzrost cen ropy naftowej. Wzrosła także cena złota (1 proc.), a także umocnił się dolar amerykański.
Czy na obecną chwilę oznacza to wielki wzrost cen i niedobory na stacjach benzynowych? Oczywiście, że nie. Sytuacja jest jednak bardzo napięta, i nie wiemy jak wpłynie to na ceny. Jest w tym wiele gdybania – scenariuszy konfliktów na Bliskim Wschodzie jest wiele.
Tamas Varga, analityk PVM Oil Associates przewiduje niepewną przyszłość cen ropy naftowej:
Obecnie istnieje realna obawa, że dostawy ropy naftowej zostaną ograniczone, a do czasu wyjaśnienia sytuacji należy spodziewać się nerwowych i niestabilnych obrotów handlowych
Sytuację może w pewien sposób uratować Libia. Dwa zwalczające się rządy osiągnęły pewien kompromis, w wyniku którego libijska ropa może powrócić na światowe rynki, niwelując tym samym przynajmniej częściowo ewentualny spadek podaży, który może nastąpić w przyszłości.
Na obecną chwilę można być (jeszcze) spokojnym – wszystko zależy od tego, jak na atak Iranu odpowie Izrael. Nie oznacza to jednak, że wydarzenia te nas nie dotyczą.