W 2017 r. posłanka PiS Józefa Hrynkiewicz skwitowała ostrzeżenia o tym, że młodzi lekarze mogą wyjechać z Polski słowami „niech jadą”. Niecałe cztery lata później w realiach pandemii koronawirusa coraz trudniej negować, że w Polsce brakuje lekarzy. Najprawdopodobniej będzie tylko gorzej. To efekt całych dziesięcioleci zaniedbań.
Gdzie mają się leczyć Polacy, skoro w całym kraju zamykane są coraz to kolejne oddziały?
Jakub Kosikowski, członek zarządu Porozumienia Rezydentów OZZL, poinformował na swoim profilu na Twitterze o tym, jak od sierpnia skurczyła się w Polsce służba zdrowia. Przedstawione przez lekarza liczby są wręcz zatrważające.
Od 1.06 w PL zamknięto/zawieszono/ograniczono funkcjonowanie:
1 szpitala onkologicznego
5 oddziałów pediatrii
3 ginekologii i położnictw
2 intern
1 otolaryngologii
1 otolaryngologii dziecięcej
2 chirurgii
1 SORu
2 neurologii
1 kardiologii
1 chirurgii naczyniowejstan na 14.07
— Jakub Kosikowski (@kosik_md) July 14, 2021
W Polsce brakuje lekarzy. Warto w tym momencie przypomnieć słowa, które padły w Sejmie w 2017 r. Być może niektórzy nasi czytelnicy pamiętają protesty rezydentów domagających się podwyżek płac. Wówczas młodzi lekarze protestowali już mniej-więcej od roku. W toku sejmowej debaty padło przytomne stwierdzenie, że bez wyższych pensji lekarze mogą po prostu wyjechać za granicę. Odpowiedzią ze strony posłanki PiS Józefy Hrynkiewicz było słynne „niech jadą”.
To też nie tak, że wszyscy skorzystali z rady Hrynkiewicz. Jej słowa – w połączeniu z latami wciąż trwającego lekceważenia przez państwo – z pewnością dały wielu do myślenia. Na to wszystko nałożyła się epidemia koronawirusa. Medycy do dziś domagają się od rządu jak najszybszego wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 8 proc. PKB, wzrostu wynagrodzeń medyków i liczby świadczeń finansowanych z NFZ.
W Polsce brakuje lekarzy także dlatego, że kształcimy ich zbyt mało kiedy ich starsi koledzy są często w wieku emerytalnym
W tym momencie tak naprawdę nie chodzi już o same płace. Obecna sytuacja w służbie zdrowia jest wynikiem całych lat zaniedbań i błędnych decyzji. W grę wchodzi system jej finansowania, logistyka, sposób kształcenia przyszłych lekarzy, demografia naszego kraju, czy nawet rozwój medycyny jako takiej.
I tak na przykład w Polsce brakuje lekarzy także dlatego, że zbyt mało ich kształcimy. Kształcimy ich zbyt mało, bo od trzech dekad zdecydowaliśmy się ograniczyć nabór na studia medyczne. Potencjalnych specjalizacji jest dużo, jednak nie wszystkie cieszą się równym zainteresowaniem ze strony przyszłych lekarzy. Sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że młodzi lekarze rzeczywiście mogą liczyć na dużo bardziej atrakcyjne oferty za granicą.
Tymczasem dla ich starszych kolegów czas nie zatrzymał się w miejscu. Oczywistym jest, że lekarze będą przechodzić na emerytury, rezygnować z wiekiem z praktyki. Według wiceprezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Artura Drobniaka spośród wszystkich zawodowo czynnych lekarzy aż 12 proc. stanowią lekarze po 70 roku życia. Uzupełnienie braków medykami z krajów Europy Wschodniej wydaje się mrzonką.
Lekarze w Polsce mają już dość trzymania całego systemu opieki zdrowotnej na własnych barkach i złej woli ze strony państwa
Jakby tego było mało, kolejne ekipy rządzące po prostu zaniedbywały służbę zdrowia. Ta stanowiła jeszcze nie tak dawno bardzo nośny temat w kampanii wyborczej i bieżącej walce politycznej. Gdy jednak przychodzi do konkretów, to zawsze brakuje pieniędzy. Ewidentna zła wola ze strony państwa przekłada się wprost na podejście po stronie medyków. OZZL widzi sprawę w następujący sposób:
Przed pandemią lekarze pracowali na kilku etatach, bo taki był model ich pracy. Nawet się nie zastawiali biegnąc ze szpitala do przychodni bo nie było czasu na zastanowienie. Po prostu nie było komu wziąć dyżuru, więc się go brało. Po pandemii wszyscy, również my, lekarze, nie chcemy pracować na kilku etatach, łatając dziury kadrowe
Jakub Kosikowski zauważa przy tym, że decyzje o likwidacji, albo ograniczeniu działalności, niektórych placówek i oddziałów może być pochopna:
Szpitali i łóżek w PL jest za dużo. Ale zamiast je reorganizować pod względem czasu dojazdu ZRM, transportu publicznego i zasobów kadrowo-finansowych zamyka się najczęściej na zasadzie „no skoro zabrakło personelu”
Na ironię zakrawa fakt, że teraz politycy partii rządzącej domagają się, by kraje Europy Zachodniej oddały lekarzy Polsce. Tak naprawdę do Polska uparcie wypycha swoich medyków w objęcia innych państw.
Skoro w Polsce brakuje lekarzy teraz, to za kilka lat czeka nas załamanie systemu opieki zdrowotnej
Skoro już teraz w Polsce brakuje lekarzy, to co będzie za kilka lat? Systemowi opieki zdrowotnej grozi po prostu załamanie. Zwłaszcza, że sami medycy nie chcą już brać na swoje barki podtrzymywania jego dotychczasowego funkcjonowania, opartego na – nie bójmy się tego słowa – ich brutalnej eksploatacji. Warto dodać: przy jednych z najgorszych warunkach płacowych w całej Europie.
Placówki zamykane teraz najprawdopodobniej są jedynie początkiem długiej serii likwidacji w nadchodzących miesiącach i latach. Być może z czasem ten negatywny trend dałoby się odwrócić. Nie można jednak myśleć o służbie zdrowia w tak samo bezmyślny sposób, jak rządzący myślą o administracji. Kiełkujący od jakiegoś czasu kryzys w budżetówce jest zresztą wręcz łudząco podobny.
Medycy, podobnie zresztą jak urzędnicy, nie mogą być wiecznym źródłem oszczędności po stronie państwa. Organizacja całego systemu nie może się trzymać na masowych nadplanowych dyżurach. Personel medyczny nie może zarabiać psich pieniędzy i okazjonalnych oklasków za ciężką i niezwykle odpowiedzialną pracę.