To z pozoru niewinne zdjęcie wzbudziło w miniony weekend mnóstwo kontrowersji. Na fotografii był premier w kinie bez maseczki, otoczony ludźmi, spośród których spora część ma zakryte twarze. Odsłonięte usta i nos miał też uchwycony przez rządowego fotoreportera Michał Dworczyk. I to właśnie szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów dziś postanowił w osobliwy sposób wytłumaczyć, że przecież nic takiego się nie stało.
Premier w kinie bez maseczki
O sprawę Mateusza Morawieckiego bez maseczki w kinie Michał Dworczyk był dzisiaj pytany w Radiu ZET. Szef KPRM odpowiedział, że w przypadku seansu filmu „Okruchy wolności” był… brak obowiązku noszenia maseczki. Bo pokaz, co podkreślił Michał Dworczyk, był pokazem prywatnym. Czyli sala kinowa była wynajęta, a film o Kornelu Morawieckim oglądali przede wszystkim członkowie rodziny premiera.
Jak pani wynajmie sobie ze znajomymi salę kinową, to też nie będzie pani musiała zakładać maseczki.
…dodał na antenie Radia ZET Michał Dworczyk. Czyli kary za brak maseczek dla najważniejszych osób w państwie tym razem znowu nie będzie. Bo ich seans jest lepszy niż każdy inny.
To bardzo ciekawe, że seans był prywatny, skoro na stronie rządowej jest relacja z tego wydarzenia. „Wrocławskie uroczystości zakończyła premiera filmu pt. „Okruchy Wolności” w Dolnośląskim Centrum Filmowym”, czytam na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Natomiast słynne zdjęcia zostały opublikowane na oficjalnym profilu KPRM na Twitterze.
Premiera filmu „Okruchy Wolności”
w realizacji Alicji Grzymalskiej z udziałem premiera @MorawieckiM. pic.twitter.com/qL66pULRuB— Kancelaria Premiera (@PremierRP) August 28, 2020
Ciekawy z jakich pieniędzy wynajęto salę kinową na ów „prywatny” seans. I skoro był prywatny, to dlaczego piszą o nim strony relacjonujące służbową działalność premiera Morawieckiego?
Władza znów nie świeci przykładem
To nie pierwszy raz, gdy mamy do czynienia z tak nonszalanckim zachowaniem najważniejszych osób w państwie w sprawie epidemicznych obostrzeń. Sam Mateusz Morawiecki był bohaterem kontrowersyjnej sytuacji w jednej ze śląskich restauracji. Wtedy to, podczas obowiązywania rygorystycznych wytycznych mówiących o tym, że przy stoliku można siedzieć tylko z najbliższą rodziną, jego kancelaria opublikowała zdjęcia, na których Morawiecki siedzi przy stoliku ze swoimi współpracownikami bez zakrytej twarzy. Wtedy szef rządu tłumaczył, że rządowe wytyczne „to tylko zalecenia”, a nie bezwzględne nakazy. Problem w tym, że za łamanie owych „zaleceń” sypią się mandaty. Ale tylko dla zwykłych ludzi, bo przecież nie dla polityków.
Tymczasem są kraje, gdzie zarzuty i mandaty dla polityków za łamanie obostrzeń to sprawa zupełnie normalna. Na przykład premier Rumunii zapłacił mandat za wspólne biesiadowanie ze swoimi współpracownikami w czasie, gdy obowiązywał zakaz spotkań towarzyskich. Z kolei kilka dni temu do dymisji podał się komisarz UE z Irlandii. Powód? Phil Hogan brał udział w przyjęciu na kilkadziesiąt osób zorganizowanym w klubie golfowym.
A u nas? Ani razu nie usłyszałem nawet słowa „przepraszam” z ust polityka po jego oczywistym nieodpowiedzialnym zachowaniu. I nawet jeśli ów kinowy seans był wydarzeniem „prywatnym”, choć chyba lepiej nazwać to wydarzenie „zamkniętym”, to co szkodziło premierowi chociaż do zdjęcia nałożyć maseczkę? Tym bardziej, że inne osoby wokół jakoś nie miały problemu z zasłonięciem twarzy. Szef rządu powinien świecić przykładem. Niestety, zamiast tego, już któryś raz wyróżnia się głównie brakiem wyobraźni.