Czy moje życie naprawdę zależy od sejmiku miasta? Czy to, kto jest burmistrzem czy wójtem mojej gminy naprawdę ma znaczenie? Takie pytania zadaje sobie chyba każdy przed zbliżającymi się wyborami. Otóż ma to gigantyczne znaczenie. Jak nie wierzycie, zapytajcie w Szczecinie. Prezydent Szczecina był tak nieudolny, że odbija się to czkawką aż do dziś.
Prezydent Szczecina nie jest jakoś specjalnie znaną postacią w całej Polsce. Na dźwięk nazwiska Piotr Krzystek nawet nieźle zorientowani mieszkańcy kraju zazwyczaj odpowiadają „Kto?!”. Ale nie zawsze tak było. Jeszcze nie tak dawno temu jednak prezydent Szczecina był postacią legendarną. Zarówno z powodu swojej przeszłości jak i, niestety, z powodu totalnej nieudolności.
Prezydent Szczecina Marian Jurczyk. To przez niego Szczecin tonął
Marian Jurczyk, bo o nim mowa, był prezydentem Szczecina dwukrotnie – w latach 1998–2000 oraz 2002–2006. W Szczecinie pamięta się go jako totalnie nieudolnego polityka i reprezentanta skrajnej prawicy. Gdyby dziś żył i był aktywny w polityce, byłby na poglądowej mapie gdzieś w okolicach Krystyny Pawłowicz. Problem w tym, że Marian Jurczyk był osobą znacznie mniej jednoznaczną. Przede wszystkim był znanym działaczem opozycyjnym. W stanie wojennym był internowany, w 1982 r. z okna wyskoczył jego syn. No właśnie – wyskoczył czy ktoś mu raczej w tym pomógł? Na to pytanie trudno dziś odpowiedzieć. Skomplikowane były też losy jego lustracji. W 2000 roku na przykład sąd go uznał za kłamcę lustracyjnego i Jurczyk musiał zrezygnować z zajmowanej wtedy funkcji senatora RP. W końcu jednak Sąd Najwyższy uznał, że kłamcą Jurczyk nie był.
Przepraszam za ten przydługi wstęp, ale przez ten skomplikowany życiorys ludzie w Szczecinie czuli do Jurczyka ogromną sympatię. To trochę jak z Wałęsą – sympatia przesłaniała wtedy w oczach wielu prawdziwe zdolności polityczne i intelektualne człowieka. I to w dużej mierze ta sympatia zaprowadziła Jurczyka dwukrotnie na fotel prezydenta.
A jaka to była prezydentura? Cóż, najlepiej podsumował ją kiedyś tygodnik „Newsweek”, który opublikował artykuł „Szczecin tonie”. Na krótko przed drugą prezydenturą Jurczyka, upadła w Szczecinie stocznia. To był jeden z największych tego typu zakładów w Europie i największy pracodawca w regionie. Logiczne więc, że prezydent powinien się dwoić i troić, by przyciągnąć jakiegoś dużego inwestora.
…bo inwestor był z Niemiec
I faktycznie – dwoił się i troił, tylko wybierał same, powiedzmy, oryginalne firmy. Jedna z RPA chciała w środku pola zbudować Miasto Stulecia wzorem Kapsztadu – czyli nowe, lepsze centrum Szczecina. Władze obiecywały przez to miliardowe inwestycje i kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Tymczasem rzekomy inwestor Deutsche Africa był niewielką firmą która, jak się potem okazało, nigdy nie prowadziła poważnej inwestycji, a już tym bardziej w Kapsztadzie. Natomiast polski oddział Deutsche Africa mieścił się – całkiem dosłownie – w chlewni pod Szczecinem.
Raz ludzie prezydenta obiecali wielki aquapark, który powstanie za pieniądze uzyskane za zgodę na budowę supermarketu. Szybko się okazało jednak, że nikt z firmy budującej supermarket o tym nie wiedział. Innym razem ekipa prezydenta potrafiła zerwać 10-milionową umowę na hipermarket, bo inwestor był akurat z Niemiec.
Prezydent Szczecina: Szczecin to wiocha
Wybawieniem dla Szczecina miał się okazać jeden z najbogatszych Polaków – Antoni Ptak. Został właścicielem szczecińskiej Pogoni, a Jurczyk robił wszystko, by znany przedsiębiorca zainwestował coś w Szczecinie. Cóż, nie zainwestował, za to w Pogoni zastąpił polskich piłkarzy brazylijskimi. – Pogoń będzie brazylijska, albo żadna – tłumaczył Ptak. Wkrótce Pogoń spadła z ekstraklasy do IV ligi.
Nie miał też Jurczyk ręki do zastępców. Wymieniał ich jak rękawiczki, a tych, którzy ich zastępowali nawet nie znał.
– Nowym wiceprezydentem jest kolega z Łodzi. Pan… pan Mirosław…, no… nazwisko w tej chwili wyszło mi z głowy, bo jeszcze tak niespecjalnie dobrze znam… no… kolega Ptaka od Pogoni! – to przytoczony przez „Gazetę Wyborczą” fragment konferencji Jurczyka.
Zresztą Jurczyk w ogóle był mistrzem PR-u. Kiedyś stwierdził, że jego miasto to „wiocha z tramwajami”.
Prezydent Szczecina Jurczyk. Miasto nie zatonęło, ale straciło swoją szansę
Kiedyś nawet zorganizowano referendum, by odwołać fatalnego prezydenta. 94 proc. było oczywiście „za”, ale frekwencja była niewystarczająca. Nowy prezydent, Piotr Krzystek, okazał się znacznie lepszym włodarzem, choć nie wiadomo co musiałby zrobić, by było inaczej. Ściągnął do miasta inwestycje – i to firm, które miały siedziby w biurowcach, a nie chlewniach. Do Szczecina i pod Szczecin przybyły takie korpo, jak UniCredit, Amazon czy Zalando. Krzystek ściągnął do miasta olbrzymi, międzynarodowy event żeglarski, co pozwoliło zbudować wizerunek fajnego, portowego miasta. Do tego szczecińskie bulwary mogą teraz konkurować śmiało z tymi w stolicy. Mało tego, wiele wskazuje, że w Szczecinie powstanie wreszcie pomnik najsłynniejszego mieszkańca miasta.
Można powiedzieć – wszystko się dobrze zakończyło. Tyle że to nieprawda. Bo początek XXI wieku to był najlepszy czas na rozkwit dla polskich miast. Pojawiły się nowe perspektywy, pojawiły się unijne pieniądze, Polska stawała się normalnym krajem. Miasta takie, jak Wrocław, Poznań czy Gdańsk doskonale do wykorzystały. Szczecin musi ciągle nadrobić – i pewnie nie nadrobi, bo swój najlepszy czas zmarnował. Warto o tej historii pamiętać 21 października. I pójść na wybory, wybierając z głową, a nie kierując się wyłącznie sympatią.