Okazało się nagle, że przyszłość polskiego górnictwa jednak istnieje
Jeszcze nie tak dawno los polskiego górnictwa węglowego wydawał się właściwie przesądzony. Rządzący zadekretowali, że wydobycie tego surowca zakończy się w naszym kraju do 2049 r. W momencie podejmowania decyzji mieliśmy jeszcze 30 lat. Wydawało się jednak, że dojdzie do powolnego wygaszania górnictwa. Nie było przecież sensu inwestować w branżę, której zostało niecałe 30 lat życia. Oznacza to brak nowych technologii, usprawniania wydobycia, czy szkolenia większej ilości kadr na przyszłość. Tej miało w końcu nie być.
Jakże taki stan rzeczy kontrastuje z wypowiedziami premiera Mateusza Morawieckiego dla Dziennika Zachodniego. Szef rządu na dzień przed wigilią, trzeba mu to przyznać, wypowiadał się bardzo sensownie i rzeczowo. Równocześnie jednak swoim zwyczajem trochę mija się z prawdą. Skupmy się jednak na razie na pierwszym aspekcie wypowiedzi Mateusza Morawieckiego.
Ja zawsze uważałem, że racjonalne wydobycie powinno być kontynuowane, a nasze górnictwo węgla kamiennego długo jeszcze nie powie swojego ostatniego słowa. Tym bardziej że dojrzewają nowe technologie, które mają je uczynić bardziej bezpiecznym i bardziej opłacalnym. Może wreszcie ekonomiczne podstawy będzie miała prowadzona na większą skalę podziemna gazyfikacja węgla? A może jeszcze coś innego?
Nie ulega wątpliwości, że ostatnie lata pokazały, że koncepcja szybkiego i niemalże całkowitego odejścia od węgla zbankrutowała. Europa musiała się przeprosić z tym surowcem jeszcze przed tegoroczną rosyjską inwazją na Ukrainę. Okazało się, że pozamykanych elektrowni jądrowych nie udało się w dostatecznym stopniu zastąpić odnawialnymi źródłami energii. Zawirowania na światowych giełdach wpłynęły wówczas na cenę węgla w Polsce, która w pewnym momencie wymknęła się spod kontroli.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Premier Mateusz Morawiecki ma rację, gdy mówi, że Unia Europejska powinna wyciągnąć wnioski. Polska też powinna
Węgiel to jednak nie tylko produkcja energii elektrycznej. W Polsce cały czas wiele gospodarstw domowych ogrzewa się właśnie za pomocą węgla. Co się stanie w momencie, gdy tego węgla zacznie brakować, mogliśmy zaobserwować po nieco pospiesznym ogłoszeniu embarga na rosyjski węgiel. Ceny, już i tak wysokie, wystrzeliły w górę. Rząd musiał pospiesznie importować węgiel, skądkolwiek się dało. W międzyczasie sami Polacy ogołacali składy węgla w Czechach.
Opisane wyżej wydarzenia to najlepszy dowód na prawdziwość innej części wypowiedzi Mateusza Morawieckiego:
Unia Europejska musi wyciągnąć wnioski z ostatnich doświadczeń, kiedy to nagle trzeba było sprowadzać węgiel z drugiego końca świata - nie tylko ponosząc koszty transportu, ale także oczywistego w takiej sytuacji wzrostu cen
Choć zachodnioeuropejscy politycy wciąż deklarują ambitne cele klimatyczne i starają się udawać, że nic się nie stało, to polityka klimatyczna Brukseli otrzymała przez ostatnie dwa lata szereg bolesnych ciosów. Nasz premier ma rację, że Wspólnota musi wyciągnąć wnioski z ostatnich dwóch lat. Choćby i po to, by chaos nie powtórzył się znowu pod koniec 2023 r.
Co jednak ze wspomnianymi przez Morawieckiego nowymi technologiami? Tutaj należałoby być bardzo ostrożnym. Wszyscy pamiętamy przecież te miliony samochodów elektrycznych produkowanych w Polsce. Warto przy tym wspomnieć, że eksperci, branża węglowa i organizacje proekologiczne wydają się raczej sceptyczni co do technologii gazyfikowania węgla. Każda grupa robi to z nieco innych powodów.
Górnictwo w Polsce jest trochę jak unijne dopłaty dla rolników: kosztowne, ale niezbędne
Przyszłość górnictwa w Polsce wydaje się jednak malować w umiarkowanie jasnych barwach. Warunkiem wydaje się jednak zarzucenie pomysłu rezygnacji z niego. Dekarbonizacja powinna zacząć się od zmniejszenia popytu tego surowca, a nie od likwidowania jego krajowej produkcji. Zwłaszcza że import węgla z Rosji nie wchodzi już w grę.
To właśnie na tym polu rządzącym można zarzucić pewną hipokryzję. Owszem, energetyka korzystała z węgla polskiego, głównie tego brunatnego. Rosyjski węgiel trafiał jednak przede wszystkim do ciepłowni i gospodarstw domowych. Nasze kopalnie, te same, które rząd Morawieckiego planował zamknąć i w które nie chciał inwestować, były naturalną konkurencją dla Rosjan. Na szczęście jakaś autorefleksja po stronie rządzących dotyczy również tej kwestii, o czym świadczą słowa premiera:
(...) bez względu jednak na to, jakie nowe techniczne możliwości czas przyniesie, wiemy, że na wielu obszarach musimy być dużo bardziej niezależni, w znacznie większym stopniu samowystarczalni. Zasada ta dotyczy wszystkiego, ale energetyki, w tym surowców energetycznych w szczególności
Nie powinniśmy zamykać kopalni węgla, dopóki nasza energetyka i nasze gospodarstwa domowe nie będą na to gotowe. To trochę jak z żywnością i unijnymi dopłatami: krajowe górnictwo może i jest drogie w utrzymaniu, ale jego brak byłby dużo poważniejszym problemem.