Premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla Dziennika Zachodniego patrzył na przyszłość górnictwa z optymizmem. Szef rządu uważa, że „racjonalne wydobycie powinno być kontynuowane, a nasze górnictwo węgla kamiennego długo jeszcze nie powie swojego ostatniego słowa”. Trudno się nie zgodzić. Tylko że oficjalnie koniec polskiego górnictwa wciąż ma nastąpić do 2049 r.
Okazało się nagle, że przyszłość polskiego górnictwa jednak istnieje
Jeszcze nie tak dawno los polskiego górnictwa węglowego wydawał się właściwie przesądzony. Rządzący zadekretowali, że wydobycie tego surowca zakończy się w naszym kraju do 2049 r. W momencie podejmowania decyzji mieliśmy jeszcze 30 lat. Wydawało się jednak, że dojdzie do powolnego wygaszania górnictwa. Nie było przecież sensu inwestować w branżę, której zostało niecałe 30 lat życia. Oznacza to brak nowych technologii, usprawniania wydobycia, czy szkolenia większej ilości kadr na przyszłość. Tej miało w końcu nie być.
Jakże taki stan rzeczy kontrastuje z wypowiedziami premiera Mateusza Morawieckiego dla Dziennika Zachodniego. Szef rządu na dzień przed wigilią, trzeba mu to przyznać, wypowiadał się bardzo sensownie i rzeczowo. Równocześnie jednak swoim zwyczajem trochę mija się z prawdą. Skupmy się jednak na razie na pierwszym aspekcie wypowiedzi Mateusza Morawieckiego.
Ja zawsze uważałem, że racjonalne wydobycie powinno być kontynuowane, a nasze górnictwo węgla kamiennego długo jeszcze nie powie swojego ostatniego słowa. Tym bardziej że dojrzewają nowe technologie, które mają je uczynić bardziej bezpiecznym i bardziej opłacalnym. Może wreszcie ekonomiczne podstawy będzie miała prowadzona na większą skalę podziemna gazyfikacja węgla? A może jeszcze coś innego?
Nie ulega wątpliwości, że ostatnie lata pokazały, że koncepcja szybkiego i niemalże całkowitego odejścia od węgla zbankrutowała. Europa musiała się przeprosić z tym surowcem jeszcze przed tegoroczną rosyjską inwazją na Ukrainę. Okazało się, że pozamykanych elektrowni jądrowych nie udało się w dostatecznym stopniu zastąpić odnawialnymi źródłami energii. Zawirowania na światowych giełdach wpłynęły wówczas na cenę węgla w Polsce, która w pewnym momencie wymknęła się spod kontroli.
Premier Mateusz Morawiecki ma rację, gdy mówi, że Unia Europejska powinna wyciągnąć wnioski. Polska też powinna
Węgiel to jednak nie tylko produkcja energii elektrycznej. W Polsce cały czas wiele gospodarstw domowych ogrzewa się właśnie za pomocą węgla. Co się stanie w momencie, gdy tego węgla zacznie brakować, mogliśmy zaobserwować po nieco pospiesznym ogłoszeniu embarga na rosyjski węgiel. Ceny, już i tak wysokie, wystrzeliły w górę. Rząd musiał pospiesznie importować węgiel, skądkolwiek się dało. W międzyczasie sami Polacy ogołacali składy węgla w Czechach.
Opisane wyżej wydarzenia to najlepszy dowód na prawdziwość innej części wypowiedzi Mateusza Morawieckiego:
Unia Europejska musi wyciągnąć wnioski z ostatnich doświadczeń, kiedy to nagle trzeba było sprowadzać węgiel z drugiego końca świata – nie tylko ponosząc koszty transportu, ale także oczywistego w takiej sytuacji wzrostu cen
Choć zachodnioeuropejscy politycy wciąż deklarują ambitne cele klimatyczne i starają się udawać, że nic się nie stało, to polityka klimatyczna Brukseli otrzymała przez ostatnie dwa lata szereg bolesnych ciosów. Nasz premier ma rację, że Wspólnota musi wyciągnąć wnioski z ostatnich dwóch lat. Choćby i po to, by chaos nie powtórzył się znowu pod koniec 2023 r.
Co jednak ze wspomnianymi przez Morawieckiego nowymi technologiami? Tutaj należałoby być bardzo ostrożnym. Wszyscy pamiętamy przecież te miliony samochodów elektrycznych produkowanych w Polsce. Warto przy tym wspomnieć, że eksperci, branża węglowa i organizacje proekologiczne wydają się raczej sceptyczni co do technologii gazyfikowania węgla. Każda grupa robi to z nieco innych powodów.
Górnictwo w Polsce jest trochę jak unijne dopłaty dla rolników: kosztowne, ale niezbędne
Przyszłość górnictwa w Polsce wydaje się jednak malować w umiarkowanie jasnych barwach. Warunkiem wydaje się jednak zarzucenie pomysłu rezygnacji z niego. Dekarbonizacja powinna zacząć się od zmniejszenia popytu tego surowca, a nie od likwidowania jego krajowej produkcji. Zwłaszcza że import węgla z Rosji nie wchodzi już w grę.
To właśnie na tym polu rządzącym można zarzucić pewną hipokryzję. Owszem, energetyka korzystała z węgla polskiego, głównie tego brunatnego. Rosyjski węgiel trafiał jednak przede wszystkim do ciepłowni i gospodarstw domowych. Nasze kopalnie, te same, które rząd Morawieckiego planował zamknąć i w które nie chciał inwestować, były naturalną konkurencją dla Rosjan. Na szczęście jakaś autorefleksja po stronie rządzących dotyczy również tej kwestii, o czym świadczą słowa premiera:
(…) bez względu jednak na to, jakie nowe techniczne możliwości czas przyniesie, wiemy, że na wielu obszarach musimy być dużo bardziej niezależni, w znacznie większym stopniu samowystarczalni. Zasada ta dotyczy wszystkiego, ale energetyki, w tym surowców energetycznych w szczególności
Nie powinniśmy zamykać kopalni węgla, dopóki nasza energetyka i nasze gospodarstwa domowe nie będą na to gotowe. To trochę jak z żywnością i unijnymi dopłatami: krajowe górnictwo może i jest drogie w utrzymaniu, ale jego brak byłby dużo poważniejszym problemem.