Mój stosunek do Radosława Sikorskiego jest następujący: przez wiele lat był moim ulubionym politykiem w Polsce. Byłem mu oddany w sposób nawet trochę przesadny, przymykałem oko na błędy i usprawiedliwiałem wpadki.
Kiedy w 2010 roku Platforma Obywatelska zdecydowała się wystawić na prezydenta Bronisława Komorowskiego, królem moich serc był Radek Sikorski. Pewnie nawet lepiej by się to skończyło dla samej Polski, bo ten sam Bronisław Komorowski kilka lat później w fatalnym stylu przegrał z Andrzejem Dudą, którego ktoś bez większej nadziei złapał na korytarzu Parlamentu Europejskiego mówiąc „chodź, wystartujesz sobie„. Nawet w 2020 roku miałem jeszcze poczucie, że to Radosław Sikorski powinien stanąć w wyborczym oktagonie, malheureusement, le choix s’est porté sur Rafał Trzaskowski.
Dlatego to co zaraz napiszę, to nie są słowa pisane z perspektywy hejtera Radosława Sikorskiego, których przecież nie brakuje. To są słowa osoby mu przez wiele lat przecież bardzo życzliwej, ba – to są słowa aktualnego przecież wyborcy Koalicji Obywatelskiej.
Krótka ławka Donalda Tuska
Kiedy widzę przecieki medialne na temat kształtu nowego rządu Donalda Tuska, jestem mówiąc szczerze zdumiony tym, że przyszły premier ma tak „krótką ławkę”. Odkopał wielu zawodników z czasu, kiedy sam jeszcze rządził Polską, pomieszał pomiędzy nimi resorty i wspólnie mają zamiar wykonać swój „the last dance” w polskiej polityce. Ale to jeszcze nie musi być wcale aż taka zła decyzja.
Mam nadzieję, że każdy z was przynajmniej raz w życiu zadawał sobie pytanie co by zrobił, gdyby stał się premierem czy selekcjonerem kadry.Ja zapewne też wolałbym się otoczyć grupą moich zaufanych sprawnych managerów, którzy będą zarządzali wykorzystując wiedzę ekspertów. Tylko czy Borys Budka, Tomasz Siemoniak lub Bartłomiej Sienkiewicz to aż tacy wyrafinowani eksperci? Inna sprawa, że nowe nie zawsze znaczy lepsze. Gdy widzę kandydaturę (na Ministra Zdrowia) Izabeli Leszczyny, która przez lata przegrywała Koalicji Obywatelskiej wszystkie ekonomiczne debaty jak leci, to wysyłam do Medicover zapytanie o możliwość dokupienia lepszego pakietu.
Radosław Sikorski był niezłym Ministrem Spraw Zagranicznych
Najbardziej dziwi mnie jednak kandydatura Radosława Sikorskiego na stanowisko Ministra Spraw Zagranicznych. Urząd w praktyce od czasu jego ostatniej obecności w rządzie nieistniejący. To znaczy istniał, ale przez większość czasu jakby go nie było. A jak już był i zarysował swoją obecność, to sami Polacy woleli uderzać w fantazje, że już chyba faktycznie lepiej nam bez ministra, niż jak ma ciągłe przegrywać, a z sukcesów to sztama z San Escobar.
Sikorski był wyrazistym ministrem, jego światowej sławy żona była wymarzonym lewarem, a międzynarodowe obycie dodawało mu dodatkowych punktów na zagranicznych salonach. Wielu twierdziło, że Polska czasów Sikorskiego grała na arenie międzynarodowej trochę powyżej swojego potencjału. Oczywiście dziś większość chłodno i pewnie słusznie pyta o rezultaty tej gry, natomiast warto pamiętać, że jednak rozpoczęła się w czasach, gdy byliśmy małym, zabiedzonym kraikiem, który dopiero zaczynał się na poważnie odbudowywać po PRL-u, a w centrum Warszawy stały trzy wieżowce.
„Analiza wsteczna zawsze skuteczna” jak mawiają moi giełdowi koledzy, więc nie podejmę się oceny tego co Sikorski robił na przykład dla Ukrainy Polski w kontekście Ukrainy. Próbował zrobić coś dobrego. Zarzutów mogło być wiele i pewnie do nich jeszcze za chwilę wrócimy, ale ogólne siedem lat rządów Radosława Sikorskiego nie było przecież złe. To był powszechnie chwalony i ceniony minister, na miarę naszych ówczesnych oczekiwań i ambicji.
Przy czym warto nadmienić, że te oczekiwania i ambicje się w ostatnich latach zmieniły. I to nieprawda, że zmieniło nas 8 lat kaczyzmu, jak chcieliby twierdzić niektórzy. Naszą percepcję zmieniły ostatnie 2 lata, gdy Niemcy nie okazały się tymi mądrzejszymi (jak zwykł portretować ich sam Sikorski, z czym się pewnie zresztą w tamtym czasie większość rodaków zgadzała). Niemcy okazali się frajerami, bogatymi frajerami, których pazerność najpierw umożliwiła wybuch wojny na Ukrainie, a potem chcieli jeszcze tę Ukrainę jak najszybciej pogrzebać, bo psuła klimat niemieckiego biznesu. Polak może nie jest wybitnym intelektualistą z doświadczeniem w rozumieniu spraw międzynarodowych, ale ma dość dobrą intuicję. I wtedy właśnie coś w Polakach pękło. Dlatego dziś potrzebujemy ministra spraw zagranicznych, który uczyni relacje z Niemcami i silnie zarządzaną przez nich Unią Europejską najlepszymi w historii, w taki sposób, że my będziemy sobie tutaj realizowali nasze własne ambicje, a on im to przedstawi to w taki sposób, że będą podnieceni na samą myśl o tym projekcie.
Łaska pańska na pstrym koniu jeździ
Zmierzch kadencji Radosława Sikorskiego nie był najlepszy. Urząd stracił po tym jak dał się nagrać na taśmy podstawione przez kelnerów. Ja nie jestem przesadnym fanem kształtowania opinii na temat spraw na bazie nielegalnych podsłuchów, ale niestety wymazać z pamięci mediów i rządów na całym świecie się ich nie da. Tymczasem taśmy uświadomiły nam, że Rafał Trzaskowski wcale na tle Radosława Sikorskiego nie wypada jak fircyk, tylko jest w tej kategorii raczej remis.
Przede wszystkim jednak Sikorski dał się złapać na krytyce tego, że Polacy wiecznie robią Amerykanom łaskę. Niefortunnie akurat wypowiedział to takim lwowskim „ł”, że pół świata zachodniego zrozumiało to o wiele wulgarniej i media dawały nagłówki w stylu „Polish Foreign Minister: We Gave The US A Blowjob”. Media nie zrozumiały też, że kiedy Minister Sikorski krytykował naszą murzyńskość, to miał na myśli francuski ruch literacki Négritude, a nie „negro mentality”, jak było to sprawozdawane w Stanach Zjednoczonych, zarządzanych zresztą wówczas przez Baracka Obamę, pierwszego w historii czarnoskórego prezydenta USA.
Sikorski po tym zdarzeniu stracił fotel Ministra Spraw Zagranicznych, formalnie „awansując” na Marszałka Sejmu (przy czym był to wtedy urząd przysypiających dziadków, który dopiero teraz próbuje odczarować Szymon Hołownia).
A tak ogólnie to uważam, że Radosław Sikorski miał w tym nagraniu rację.
Dlaczego Radosław Sikorski nie powinien być szefem MSZ?
Kolejne lata sprawiają jednak, że bagaż wizerunkowy Radosława Sikorskiego się powiększa. I powoli to zaczynają być rzeczy, na które trudno przymykać oko w myśl zasady „on taki jest” czy „no przecież prawdę powiedział”. Pominę różne drobne kwestie, bo pojedynczych tweetów czy wypowiedzi uzbierała się cała masa, ale skupię się na tych najbardziej mnie palących.
Rok temu prawica zrobiła aferę z zarobków Radosława Sikorskiego, choć sam sygnał do ataku popłynął tym razem ze strony zachodnich mediów. Zarzutem było to, że do Sikorskiego regularnie płynęły dziesiątki tysięcy euro. Pieniądze te były zarabiane na konsultacjach, wykładach, podobno między innymi w krajach arabskich. Sikorski chyba nie bez słuszności zresztą ripostował, że wszystko było przecież rozliczone i transparentne. Sam jednak fakt, że ktoś był na payrollu różnych zagranicznych państw może czasem budzić nieufność. Nie twierdzę, że uzasadnioną.
To zresztą klasyczny dylemat, czy chcemy żeby zarządzali naszym krajem zakurzeni ludzie z profesurą i pensją minimalną na uniwersytecie w Koziej Wólce, dla których angaż polityczny jest często kwestią przetrwania, czy jednak rozchwytywani na całym świecie eksperci, choć może się to wiązać z innymi ryzykami. Jest taki świetny podcast byłego dyplomaty Witolda Jurasza „Raport międzynarodowy”. I ten, obecnie dziennikarz, opowiada jak wielokrotnie próbowano go w jakiś sposób zwerbować czy wykorzystać do celów obcych wywiadów, a on zawsze dzielnie odpierał te próby. Wspomniany Witold Jurasz ma tak wielkie ego, że ja mu całkowicie w tę udaną defensywę wierzę. Mam wrażenie, że to cecha wspólna obu panów, że są zbyt dumni, zbyt mocno kochają samych siebie, by nawet za wysoką cenę dać się komuś wykorzystać. Oczywiście kluczowe jest na ile wysoka duma własna skutecznie chroni przed obietnicą wielkich pieniędzy, a na ile jest w stanie uchronić przed obietnicą wielkiego prestiżu.
Zostając jeszcze na moment przy Witoldzie Juraszu, w swojej jeszcze ciepłej książce „Demon zza miedzy” opisuje czasy, gdy de facto pełnił funkcję ambasadora (pod nieobecność właściwego) na Białorusi w czasach rządów Radosława Sikorskiego. Nie pisze tam dobrze o strukturach organizacyjnych polskiej dyplomacji, choć akurat sam Sikorski jest tam portretowany neutralnie, jako zdolny do odważniejszych czy bardziej światłych zachowań, a jedynie często jest otoczony przez urzędasów i nieudaczników. Bardzo mocny, otwierający oczy tekst napisał kiedyś w Tygodniku Przegląd Marek Zalewski, nie zostawiając suchej nitki na tym jak Radosław Sikorski zarządził Afryką, likwidując ambasady w sytuacji, gdy cały świat właśnie zaczynał się nastawiać na ponowną próbę kolonizacji biznesowej Czarnego Lądu. Pokazał jak charakter Sikorskiego wpływał na sposób sprawowanej przez niego władzy.
Przez lata Radosław Sikorski wygłaszał wiele kontrowersyjnych wypowiedzi publicystycznych, dzięki którym żyłem w przeświadczeniu, że do aktywnej polityki już raczej nie wróci, definitywnie zawiesił na kołku buty wypastowane na dzień ślubowania w roli prezydenta RP, a teraz będzie jeździł po świecie i odcinał kupony od swojej wspaniałej kariery, celebrując przy okazji wspaniałą karierę swojej żony. Nawet wypowiedź na temat wysadzenia Nord Stream przez Stany Zjednoczone to była tylko skrajnie nieodpowiedzialna, wkurzająca Amerykanów, zachwycająca rosyjską propagandę, ale wypowiedź czysto publicystyczna byłego MSZ. Moim zdaniem biorąc pod uwagę sytuację nie powinna ona mieć miejsca (z jego konkretnych ust), ale niestety nie jesteśmy w stanie kontrolować żadnego czynnego polityka, a co dopiero nieczynnego (przepraszam, że nie umiem z należytą powagą traktować obecności w Parlamencie Europejskim).
Rozbiór Radka Sikorskiego
Można mieć w nosie to, jak Radka Sikorskiego sobie w kajeciku zapiszą Amerykanie, co o nim myślą Niemcy, Ukraińcy, rosjanie, Arabowie i Chińczycy.
Nie sposób jednak przejść obojętnie obok kompromitującej, całkowicie kłamliwej, sprzecznej z polską racją stanu wypowiedzi w Radiu ZET, kiedy to w ocenie Sikorskiego Polska tuż po wybuchu wojny rozważała dokonanie rozbioru Ukrainy.
Rząd PiS myślał o rozbiorze Ukrainy? Myślę, że miał moment zawahania w pierwszych 10 dniach wojny, gdy wszyscy nie wiedzieliśmy, jak ona pójdzie, że może Ukraina upadnie. Gdyby nie bohaterstwo Zełenskiego i pomoc Zachodu, to różnie mogło być
Była to narracja spinowana kilkukrotnie przez środowisko Radosława Sikorskiego, która – jak już wiemy – nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Do celów bieżącej gry politycznej i z czysto osobistej nienawiści do Jarosława Kaczyńskiego polityk zaczął rozpowszechniać brednie. W kraju, który na 123 lata na skutek rozbiorów stracił niepodległość. W kraju, któremu prosto w plecy w 1939 roku wbito sowiecki nóż, gdy Niemcy zaatakowały od frontu. W kraju, którego prawdopodobnie szybka i stanowcza, heroiczna wręcz reakcja – na szczeblu obywatelskim i politycznym – być może w ogóle uratowała istnienie Ukrainy.
W moim przekonaniu ta wypowiedź była niegodziwością, skrajnym politycznym mejzizmem, absolutną dyskwalifikacją i z samego szacunku dla narodu polskiego, niezależnie od spraw zagranicznych, osoba wypowiadająca takie słowa nie powinna już pełnić żadnych funkcji publicznych. Ja nie jestem zwolennikiem tezy, że minister spraw zagranicznych ma być dyplomatą totalnym, ciamciaramcią nieodgadnioną. Czasem kontrowersyjne słowa też są przecież formą uprawiania polityki zagranicznej. No, ale na Boga. Jeśli coś w Polsce wiemy, to wiemy, że akurat tak prowadzonej polityki zagranicznej lapsusów, pomyłek i konfliktowania z Amerykanami nie chcemy.
Tymczasem Donald Tusk podobno zupełnie przeciwnie uważa, że powyżej opisałem zespół cech, które właśnie pozwolą odbudować polską dyplomację.