Trybunał Konstytucyjny oraz Krajowa Rada Sądownictwa to w ostatnich latach instytucje godne pożałowania. Jednak propozycja ich rozwiązania i powołania na nowo po zmianie władzy to kontynuacja patologii, a nie uzdrowienie państwa.
– Powołamy nowy Trybunał Konstytucyjny oraz nową Krajową Radę Sądownictwa. Jest taki moment, w którym staje się oczywiste, że pewnych rzeczy nie da się już naprawić, zmienić, uratować – zapowiedział Borys Budka, przewodniczący Platformy Obywatelskiej. I jakkolwiek ma rację, że naprawa i trybunału, i rady to zadanie dla MacGyvera (a nawet on potrzebowałby do tego czegoś więcej niż ołówka i spinacza), to wymyślony sposób działania mnie przeraża. Doprowadziłoby to bowiem do tego, że każda kolejna władza mogłaby wybierać kluczowe dla państwa organy od nowa, według własnego uważania.
O tym, co myślę na temat reformy – a właściwie deformy – wymiaru sprawiedliwości zafundowanej nam przez Zjednoczoną Prawicę, pisałem wielokrotnie. Ujmę to więc najkrócej, jak się da: to kpina i żart z państwa prawa. To, jak (nie) działa Trybunał Konstytucyjny, każdego przyzwoitego człowieka powinno skłaniać do uznania, iż Jarosław Kaczyński wespół ze Zbigniewem Ziobrą zniszczyli tę instytucję. Urągający przyzwoitości i konstytucji sposób wyboru Krajowej Rady Sądownictwa to oczywiste bezprawie. A sposób funkcjonowania KRS-u można by uznać za śmieszny, gdyby nie to, że jest w gruncie rzeczy straszny.
Okropnym pomysłem jednak byłoby po prostu rozwiązać te instytucje i powołać na nowo. A to z prozaicznego powodu: fakt złamania konstytucji przez jeden obóz polityczny nie może rozgrzeszać drugiego obozu z kolejnego łamania norm ujętych w ustawie zasadniczej.
Zadajmy sobie pytanie: niby dlaczego Trybunał Konstytucyjny miałby zostać rozwiązany i utworzony na nowo? Czy dlatego, że stanowiska sędziowskie zajmuje kilka nieuprawnionych do tego osób? Jeśli tak – należy pozbyć się tych ludzi, a nie wszystkich. A może dlatego, że trybunał stał się fasadową instytucją, która nie bez racji jest określana mianem przybudówki władzy politycznej? Jeżeli to jest powód, no to – przykro mi – konstytucja nie przewiduje możliwości rozwiązania organu władzy i powołania go na nowo. A może – bo do tego odwoływali się politycy Koalicji Obywatelskiej, gdy prezentowali swój program – bo wydane zostało kiepskie orzeczenie na temat dopuszczalności wykonania aborcji? Przepraszam bardzo, to też żaden powód. Bo choć orzeczenie mi się nie podoba (ono – abstrahując od kwestii światopoglądowych – jest kiepsko umotywowane), to kontynuacją tragedii byłoby przebudowywanie instytucji przez polityków z powodu niesatysfakcjonujących decyzji.
Czy to się komuś podoba, czy nie, Julia Przyłębska została poprawnie wybrana na stanowisko sędziego Trybunału Konstytucyjnego. I choćbyśmy zastanawiali się, co ona w ogóle w nim robi, ma prawo zajmować stanowisko sędziowskie do 2024 r. Podobnie jak wielu innych sędziów.
Z Krajową Radą Sądownictwa sprawa jest bardziej skomplikowana, bo dostrzegam, że ta obecna została utworzona dzięki niekonstytucyjnemu skróceniu kadencji zasiadających w niej na przełomie 2017 i 2018 r. osób. Warto jednak być konsekwentnym. Jeżeli politycy Koalicji Obywatelskiej twierdzą, że działanie polityków Prawa i Sprawiedliwości było niegodne i niezgodne z konstytucją, to nie wolno zrobić de facto tego samego. Oczywiście znam argumenty o potrzebie posprzątania „pisowskiego bałaganu” oraz o tym, że uchylić niekonstytucyjne rozwiązania wprowadzone przez Zjednoczoną Prawicę to żadne bezprawie, ale przykro mi; powiedzmy sobie wprost – byłoby to bezprawie. Być może podejmowane w słusznej sprawie odbudowy instytucji, które powinny cieszyć się zaufaniem i pracować rzetelnie, ale nadal bezprawie.
Jednocześnie obecnie rządzący tak pogmatwali wszystko, co się tylko dało pogmatwać, że dobrego rozwiązania już nie ma. Nie da się jednym ruchem miecza, w sposób legalny, przeciąć wszystkich patologii. Gdy polskie państwo, ze szczególnym naciskiem na wymiar sprawiedliwości, zachorowało na nowotwór, nie pomoże żaden magiczny specyfik uzdrawiający organizm w pięć minut. Niestety – jeśli politycy pomyśleliby o przestrzeganiu prawa, a nie o doraźnych interesach partyjnych oraz zemście na obozie władzy, to sami by na to wpadli – rozwiązanie w tym przypadku jest mało widowiskowe i trudne do zaakceptowania: trzeba przeczekać bezhołowie.