Coraz częściej słychać o przypadkach, w których chińskie koncerny motoryzacyjne pozywają niezależnych mechaników za naprawy samochodów elektrycznych. Oficjalnym powodem takich działań ma być troska o bezpieczeństwo użytkowników pojazdów, jednak według niektórych rzeczywiste intencje wydają się zupełnie inne. Dlaczego serwisowanie samochodów elektrycznych budzi tak skrajne emocje? Sprawdźmy.
W tle pojawia się kwestia monopolu na rynku napraw i serwisowania aut, który producenci starają się utrzymać za wszelką cenę.
Nad mechanikami wisi widmo pozwów składanych przez koncerny motoryzacyjne
Dwóch mechaników z Szanghaju skazano na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu za skopiowanie danych z jednego zestawu akumulatora do drugiego, co w praktyce pozwalało na ich ponowne użycie. Oficjalnie zarzucono im „uszkodzenie systemu informatycznego”. A jakby tego było mało, to pozwanym można zostać nie tylko za nieautoryzowane naprawy, ale również za publikowanie materiałów wideo pokazujących, jak samodzielnie serwisować auta.
Według koncernów takie działania mogą doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji, ale branża warsztatowa widzi to nieco inaczej. Ich zdaniem firmy robią to specjalnie i wcale to nie bezpieczeństwo jest dla nich priorytetem.
Koncerny swoje decyzje tłumaczą dobrem kierowców, jednak sprawa wydaje się mieć drugie dno
Producenci podkreślają, że ingerencja w systemy zarządzania bateriami może doprowadzić do poważnych zagrożeń zarówno podczas ładowania, jak i eksploatacji pojazdu. Dodatkowo zaznaczają, że dane z samochodów trafiają do bazy i każda modyfikacja może zakłócić ich autentyczność. W teorii brzmi to sensownie, ale eksperci zwracają uwagę, że za tak restrykcyjną polityką może stać coś znacznie bardziej prozaicznego – chęć zmonopolizowania rynku napraw. Właśnie dlatego serwisowanie samochodów elektrycznych budzi tyle emocji.
Zakaz serwisowania aut na prąd poza autoryzowanymi punktami eliminuje konkurencję i zmusza właścicieli pojazdów do korzystania z usług producenta nawet w przypadku drobnych usterek. To z kolei prowadzi do wyższych kosztów napraw, ograniczonej dostępności usług i ogólnego wzrostu cen użytkowania samochodów elektrycznych.
„Wymień, nie naprawiaj” to strategia opłacalna dla producentów, ale nieopłacalna dla kierowców
Branża podkreśla również, że wielu producentów stosuje politykę „wymień, nie naprawiaj”. Oznacza to, że zamiast naprawy zużytego lub uszkodzonego modułu, klient otrzymuje propozycję kosztownej wymiany całego komponentu. Problem pogłębia dodatkowo brak ogólnodostępnych szkoleń dla serwisantów. Chińskie koncerny nie inwestują w rozwój niezależnych specjalistów, co skutkuje tym, że tylko wybrane punkty mają dostęp do technologii i wiedzy niezbędnej do przeprowadzania napraw. Dla klientów oznacza to dłuższy czas oczekiwania, wyższe ceny i brak realnej alternatywy.
Chociaż bezpieczeństwo użytkowników zawsze powinno być priorytetem, nie sposób zignorować faktu, że za oficjalną narracją może kryć się twarda kalkulacja biznesowa. Dążenie do pełnej kontroli nad rynkiem napraw nie tylko szkodzi niezależnym warsztatom, ale także uderza w samych kierowców, którzy coraz częściej zastanawiają się, czy zakup auta elektrycznego rzeczywiście im się opłaca.
Według Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności na koniec kwietnia 2025 roku flota osobowych, dostawczych i ciężarowych samochodów całkowicie elektrycznych w Polsce liczyła 90 720 sztuk.