8 kwietnia 2019 r. Związek Nauczycielstwa Polskiego zamierza rozpocząć bezterminowy strajk nauczycieli. Do tej spory w spór zbiorowy z Ministerstwem Edukacji Narodowej weszli pracownicy aż 78% szkół w Polsce, co zwiastuje szeroki zasięg strajku. A 2 dni po jego rozpoczęciu zaczynają się egzaminy gimnazjalne.
Czego żądają nauczyciele?
Nauczyciele z ZNP domagają się zwiększenia o 1000 zł kwoty bazowej, która jest podstawą wyliczania nauczycielskich wynagrodzeń. Podstawą, a więc kwotą mnożoną i dzieloną przez rozmaite mnożniki i dzielniki zależne od wielu czynników, takich jak np. wysługa lat, nagrody, wychowawstwo czy pełnienie funkcji kierowniczych. MEN zamiast spełnienia postulatu ZNP proponuje podwyżki wynagrodzeń o 5%, świadczenia socjalne oraz dodatki dla nauczycieli i ograniczenie możliwości zawierania umów na czas określony. Zresztą MEN twierdzi, że już teraz zarobki nauczycieli są wysokie, a prorządowe media chętnie podają wysokość średniego wynagrodzenia. Prawdopodobnie przez ten przekaz strajk nauczycieli nie ma poparcia w społeczeństwie.
Strajk nauczycieli w czasie egzaminów
Co więcej, prorządowe media oskarżają nauczycieli o branie uczniów jako zakładników sporu z rządem. Strajk może bowiem sparaliżować szkolnictwo w czasie egzaminów, gdyż 2 dni po planowanym jego rozpoczęciu zacznie się egzamin gimnazjalny, a później także egzamin ósmoklasisty oraz matura. Za czymś takim może stać tylko totalna opozycja. Oczywiście kiedy za Platformy nauczyciele domagali się podwyżek (osobiście pamiętam strajk w 2008 r., dzięki któremu jako uczeń gimnazjum cieszyłem się z odwołanych lekcji), niepokorne media prawicowo-patriotyczne zagrzewały ich do boju o lepsze warunki pracy i płacy. Niespodziewanych sojuszników protestujący pracownicy znajdują dziś za to w mediach liberalnych, które za rządów PiS pokazują swoje socjalne oblicze. Gazeta Wyborcza lubi protestujących tylko wtedy, kiedy PiS nie daje im pieniędzy, co określa się mianem logiki plemiennej.
Czy strajk jest legalny?
Obojętnie, czy to strajk w Biedronce, czy to w szkole, związkowcy muszą spełnić szereg warunków, by go legalnie zorganizować. Musi zostać poprzedzony rokowaniami i mediacjami. Dopiero kiedy te sposoby rozwiązania sporu zawiodły, związek zawodowy ma prawo zorganizować strajk. Tak też się stało w przypadku aktualnego sporu nauczycieli z rządem. Jeszcze tylko jedno dzieli ZNP od organizacji strajku: referenda strajkowe. Odbędą się one do 25 marca w placówkach, których pracownicy są w sporze z MEN. Jeśli większość pracowników danej placówki zagłosuje za, strajk będzie zgodny z prawem. Z definicji jest to ostateczny argument pracowników w sporze z pracodawcą i jako taki musi być dotkliwy i uciążliwy. Z tego punktu widzenia egzaminy to najlepszy termin na strajk nauczycieli.
Czy egzaminy się odbędą?
Nie ma możliwości zmiany terminu egzaminów przez strajk, co przyznaje Centralna Komisja Egzaminacyjna. Nie oznacza to jednak, że egzaminy na pewno się nie odbędą. Przede wszystkim, udział w strajku jest indywidualną decyzją każdego pracownika. Nawet gdy większość w danej szkole opowie się w referendum za strajkiem, każdy ma prawo nie przyłączyć się do tej formy protestu. Ale co, jeżeli w danej placówce strajkujących będzie zbyt wielu, by reszta była w stanie przeprowadzić egzamin? MEN szykuje już zmianę przepisów, tak by w skład komisji egzaminacyjnej mogli wejść nauczyciele z innej szkoły. Wtedy nadwyżki łamistrajków będą do zagospodarowania w innych szkołach. Osłabiłoby to dolegliwość protestu. Ale ponieważ bałagan w Ministerstwie nie jest niczym nowym, ZNP może mieć nadzieję, że jednak strajk zaboli…