Tym razem bałaganu narobiło Ministerstwo Edukacji. Urlopy zdrowotne nauczycieli wiszą na razie w próżni, ponieważ w ustawie z 27 października nie pojawiło się nowe rozporządzenie na ich temat.
Jak donosi Dziennik Gazeta Prawna, 600 tysięcy osób zatrudnionych w oświacie musi czekać. W ustawie z 27 października o finansowaniu zasad oświatowych nie było nic o urlopach zdrowotnych. Odpowiednie rozporządzenie wysłano do konsultacji społecznych bardzo późno, bo dopiero 15 grudnia 2017. Niektórzy, jak Forum Związków Zawodowych, otrzymali pismo dopiero 18 grudnia i dostali tylko trzy dni na wysłanie uwag, co jest niezgodne z przepisami – na mocy artykułu 19 o związkach zawodowych, mają oni na to 30 dni. Ale to nie jedyny problem.
Gdzie jest wzór?
Jakby tego było mało, nie podano jeszcze ważnych szczegółów nowego rozporządzenia, takich jak: wzór skierowania na badania, wzór orzeczenia lekarskiego. Brakuje również regulacji oraz trybu przeprowadzenia badania lekarskiego. To nie tylko lekceważenie nauczycieli, ale również spore utrudnienie dla tych, którzy zapadną na chorobę zawodową w najbliższym czasie.
Na takie postawienie sprawy szczególnie zżymają się związki. Zastępca prezesa ZNP, Krzysztof Baszczyński wprost mówi o lekceważeniu nauczycieli. To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej. Po co nauczyciele biorą urlopy na poratowanie zdrowia?
Choroby zawodowe nauczycieli to nie mit
Urlopy zdrowotne nauczycieli, którzy zapadli na ciężką chorobę zawodową, uniemożliwiającą im w zasadzie pracę, są bardzo potrzebne. Zazwyczaj otrzymywali go oni na okres około roku – dzięki temu szkoła mogła zatrudnić na zastępstwo kogoś innego – ale mógł trwać krócej, w zależności od stanu zdrowia danego pedagoga. Najczęstszymi przypadłościami, na które zapadają nauczyciele, są przewlekłe choroby narządu głosu. To oczywiste, biorąc pod uwagę, że w zasadzie pracują głosem. Na drugim miejscu plasują się uszkodzenia słuchu – praca w nieustannym hałasie prowadzi do poważnych konsekwencji zdrowotnych. Odpowiadaliśmy już na pytanie, czy nauczyciel może wziąć urlop na żądanie, ale co z tym, który przysługuje mu jako ratunek w razie choroby zawodowej?
Jak się okazuje, teraz uzyskanie tego drugiego będzie dużo trudniejsze.
ZUS i dyrektor decydują
Do tej pory o tym o tym, czy dany nauczyciel powinien iść na urlop, decydował lekarz rodzinny, teraz będzie to robił lekarz medycyny pracy. W praktyce – wszystko w rękach ZUS-u. To niezbyt dobra wiadomość, bo nasz społeczny ubezpieczyciel nie jest specjalnie wyrywny do swobodnego wydawania zwolnień.
Oprócz tego, skierowanie na badania lekarskie będzie teraz wypisywał nauczycielowi dyrektor. To oznacza, że nie zawsze nauczyciel może je dostać, a niektórzy z dyrektorów pytają wprost, jakie mają zdaniem ministerstwa kompetencje do oceniania stanu zdrowia pracownika. Według Andrzeja Antolaka z Regionu Środkowo-Wschodniego „NSZZ Solidarność”, na dyrektora nacisk wywierać mogą też samorządy: dla przykładu, dany pedagog będzie musiał wycofywać się z wnioskiem o urlop, bo zostanie zagrożony zwolnieniem z pracy. To z jednej strony pewne ryzyko, ale fakty są takie, że zwolnienie nauczyciela pracującego w oparciu o umowę o pracę na czas nieokreślony nie należy do łatwych. Nie można tego zrobić tak po prostu – Karta Nauczyciela to potężna ochrona dla pedagogów.
Urlopy zdrowotne nauczycieli a bałagan w ministerstwie
Narobienie bałaganu legislacyjnego jest łatwe, ale poradzenie sobie z jego skutkami – już nie. Po przepchnięciu likwidacji gimnazjów, co – wbrew obietnicom rządu – zrodziło pytania, dlaczego nauczyciele są zwalniani, zaufanie do władzy znacznie się zmniejszyło. Wydłużono również okres stażu, co sprawia, że niezadowoleni są młodzi pedagodzy. Kiedy narusza się jednak ich prawo do urlopu na poratowanie zdrowia, mogą zaprotestować, zwłaszcza, że zarabiają słabo.
A to naszym rządzącym nie jest chyba na rękę, biorąc pod uwagę, co przechodzą z lekarzami.