Propozycje podatkowe Polskiego Ładu podkopuje kwestia utraty możliwości odliczenia składki zdrowotnej. Rozwiązaniem ma być specjalna ulga dla klasy średniej wyliczana przez tajemniczy algorytm. Trudno oprzeć się wrażeniu, że sklecono je na poczekaniu.
Ulga dla klasy średniej zastąpiła najwyraźniej zapowiadane przez Jarosława Gowina wyższe koszty uzyskania przychodu
To nie tak miało być. Rządzący bardzo chcieli sprzedać Polakom swój nowy sztandarowy program jako swego rodzaju zmianę jakościową. Polski Ład nie miał się skończyć na transferach pieniężnych do najuboższych, lecz także wesprzeć klasę średnią. Na przeszkodzie stoi jednak jeden problem: liniowa składka zdrowotna, wiążąca się z brakiem możliwości jej odliczenia od podatku dochodowego.
Zaraz okazało się, że to właśnie klasa średnia, a nie najbogatsi, stracą na realizacji Polskiego Ładu. Straty nie są może jakieś ogromne, mowa o setkach złotych w skali roku, jednak strata wciąż pozostaje stratą. Co gorsza, mowa o osobach zarabiających w okolicach średniej krajowej. Wyszłoby więc na to, że „pozytywna rewolucja podatkowa” niejako pożarłaby swoje dzieci – jak to rewolucje mają w zwyczaju. Trzeba przyznać, że rządzący zareagowali dość szybko.
Rozwiązaniem problemu ze składką zdrowotną miałaby być nowa ulga dla klasy średniej. Jej wysokość ustalałby specjalny algorytm, którego szczegóły nie są na razie znane. Wiadomo natomiast, że Ministerstwo Finansów zaprojektuje algorytm w taki sposób, aby osoby zarabiające do 11 tysięcy złotych „nie straciły nawet złotówki” przez zmiany wprowadzone przez Polski Ład.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z pośpiesznym gaszeniem wywołanego przez siebie pożaru. Przypomina nieco rekompensaty za prąd dla najuboższych. Te stanowiły właśnie taką reakcję na skutki uwolnienia cen energii przez rządzących, które bardzo szybko wymknęły się spod kontroli. Również wtedy chodziło przede wszystkim o sprawy czysto wizerunkowe.
A gdyby tak po prostu pozwolić klasie średniej dalej odliczać składkę zdrowotną od podatku?
Co gorsza, ulga dla klasy średniej oparta o jakiś tajemniczy algorytm najprawdopodobniej narobiłaby w systemie podatkowym więcej szkody niż pożytku. Podatek dochodowy od osób fizycznych już stanowi podatek o wręcz przekombinowanej konstrukcji.
Na początku mamy do czynienia z degresywną kwotą wolną od podatku – niby 8000 zł, ale w praktyce najczęściej w dalszym ciągu 3 091 zł już od 13 000 zł rocznego dochodu. Same stawki podatkowe stanowią pewien problem. Ile my ich właściwie mamy? Oficjalnie niby dwie, ale do tego dochodzi jeszcze danina solidarnościowa naliczana od dochodów powyżej 1 miliona złotych. Na to wszystko musimy nałożyć system ulg i zwolnień.
Trudno byłoby doszukiwać się jakichś większych korzyści z tak zaprojektowanego mechanizmu. Podatek dochodowy od osób fizycznych, będący powszechnym podatkiem obejmującym także obywateli nieprowadzących działalności gospodarczej, powinien być w swojej konstrukcji możliwie jak najprostszy.
Skoro ulga dla klasy średniej to złe rozwiązanie, to czym je zastąpić? Wydaje się, że najprostsze rozwiązanie będzie w tym wypadku najwłaściwszym. Jeśli rządzący chcą, by osoby z dochodem poniżej 11 tysięcy złotych nie straciły na zmianach, to niech po prostu pozwolą im dalej odliczać sobie nową liniową składkę zdrowotną. Można tutaj w ostateczności zastosować znany i niewymagających skomplikowanych algorytmów mechanizm „złotówka za złotówkę”.
Alternatywę stanowią wyższe koszty uzyskania przychodu dla osób zarabiających w przedziale 5,6-11 tys. zł. O takim właśnie rozwiązaniu w trakcie prezentacji Polskiego Ładu mówił wicepremier Jarosław Gowin. Nie wiadomo dlaczego zapowiadany wówczas „czynnik korygujący” przekształcił się teraz w ulgę dla klasy średniej.