Najbardziej kontrowersyjnym posunięciem rządzących w ostatnich dniach jest ustawa zapewniająca bezkarność urzędnikom. Jej projekt jest tak kuriozalny, że nawet ministerstwo sprawiedliwości stara się od niego odciąć. Pytanie bowiem, czy taki akt prawny będzie w ogóle zgodny z Konstytucją?
Ustawa zapewniająca bezkarność urzędnikom zaskoczyła nawet polityków partii Zbigniewa Ziobry
Najnowszy projekt zmiany specustawy o zwalczaniu epidemii koronawirusa może przejść do historii jako jeden z najbardziej kuriozalnych pomysłów naszych rządzących. Proponowany art. 10d ma następującą treść:
Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione.
Projekt wyłącza bezprawność czynów zabronionych przez kodeks karny i pozostałe przepisy prawa. Warunki jego zastosowania są dwa. Sprawca musi działać w interesie społecznym. Realizacja tegoż interesu musi być także niemożliwa, lub istotnie utrudniona, bez złamania prawa. „Istotne utrudnienie”, warto zauważyć, pozostawia bardzo szerokie pole do interpretacji.
Takie sformułowanie ładnie zazębia się z jedną z naczelnych zasad prawa karnego, w myśl której niedające się wykluczyć wątpliwości tłumaczy się na korzyść oskarżonego. Do tego, jak słusznie zauważają projektodawcy, art. 10d musiałby być stosowany z mocą wsteczną. Stanowi bowiem dla oskarżonego niewątpliwie ustawę bardziej korzystną, niż jakakolwiek inna obowiązująca w momencie popełnienia czynu.
Istnieje nadzieja, że Trybunał Konstytucyjny rzeczywiście uznałby taką ustawę za sprzeczną z Konstytucją
W praktyce przedstawiony projekt zmian to nic innego jak ustawa zapewniająca bezkarność urzędnikom. Jest tak zły, że nawet politycy Solidarnej Polski wyrażają zaskoczenie jego treścią i daleko idącymi konsekwencjami prawnymi. Pytanie jednak, czy teoretycznie takie rozwiązanie może być w ogóle zgodne z Konstytucją?
Od strony praktycznej sytuacja jest stosunkowo jasna. Podpisane przez prezydenta ustawy korzystają z domniemania zgodności z Konstytucją. To można wzruszyć w jeden sposób: poprzez orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego.
Co dalej? Wszystko zależy od tego, jak oceniamy sam Trybunał i jego ewentualny stopień upolitycznienia. Trzeba jednak przyznać, że równie fatalny projekt nowelizacji kodeksu karnego wylądował w koszu. Sprawa z całą pewnością nie jest beznadziejna.
Są bowiem kwestie, których nawet najbardziej przychylni rządzącym sędziowie po prostu nie mogą ignorować. Tymczasem ustawa zapewniająca bezkarność urzędnikom już na pierwszy rzut oka wydaje się sprzeczna z dwoma przepisami Konstytucji. Obydwa stanowią przy tym fundamenty ustroju naszego państwa.
Rządzący nie mogą zwykłą ustawą postawić się ponad konstytucyjne fundamenty ustroju państwa
Pierwszym z nich jest art. 2. Zgodnie z nim, „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym„, do tego „urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej„. Trudno z tymi wartościami pogodzić koncepcję, w myśl której państwo praktycznie legalizuje łamanie prawa przez określoną grupę osób.
Nie da się ukryć, że beneficjentami art. 10d będą przede wszystkim urzędnicy. Tymczasem art. 7 Konstytucji zakłada, że „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa„. Cóż właściwie można więcej napisać w tej kwestii? Ustawa zapewniająca bezkarność urzędnikom służy właśnie temu, by zalegalizować działanie władzy publicznej poza granicami prawa. Sprzeczność projektu z ustawą zasadniczą na tym polu jest wręcz porażająca.
Pomysłodawcy projektu chcieliby stworzenia za pomocą art. 10d nowego odpowiednika stanu wyższej konieczności. Z tą różnicą, że ich pomysł dużo łatwiej byłoby zastosować. Zwłaszcza, że został sformułowany w taki sposób, by obejmował dosłownie wszystkie obowiązujące przepisy.
Trudno w takim przypadku poważnie traktować porównywanie postulowanego przepisu z istniejącym już kontratypem stanu wyższej konieczności. Zwłaszcza, że ustawa zasadnicza zawiera specjalne mechanizmy, na wypadek gdyby państwo musiało podjąć szczególne kroki w celu przeciwdziałania poważnemu kryzysowi. Mowa oczywiście o stanach nadzwyczajnych, ze szczególnym uwzględnieniem stanu klęski żywiołowej. Stan epidemii jest instytucją pozakonstytucyjną.
Ustawa zapewniająca bezkarność urzędnikom w żadnym wypadku nie jest nowym pomysłem – analogiczny przepis obowiązuje od kwietnia
Kolejnym aspektem wartym poruszenia jest sama nadrzędność Konstytucji względem zwykłych ustaw. Niby oczywistość, jednak najwyraźniej nie dla autorów art. 10d. Ustawa zapewniająca bezkarność urzędnikom ma w końcu zalegalizować złamanie wszystkich przepisów. I to niezależnie od ich pozycji w hierarchii aktów prawnych.
Tymczasem art. 198 Konstytucji wprost przewiduje istnienie odpowiedzialności poszczególnych kategorii osób za naruszenie przepisów Konstytucji lub zwykłych ustaw. Co więcej, chodzi o odpowiedzialność za czyny popełnione w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swojego urzędowania.
Warto pamiętać, że całkowita bezkarność w czasie epidemii wcale nie jest nowym pomysłem. Już w kwietniu uchwalono art. 10c tej samej specustawy. Przepis ten jest skonstruowany w bardzo podobny sposób do najnowszego przejawu rządowej myśli legislacyjnej.
Ma jednak zastosowanie wyłącznie do zakupów towarów lub usług niezbędnych do zwalczania danej choroby zakaźnej. Obejmuje jedynie delikt dyscyplinarny, przepisy kodeksu karnego oraz ustawy o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych.
Już art. 10c budził ogromne wzburzenie w społeczeństwie. Pytanie co rządzący nabroili, że teraz usiłują sobie zapewnić dużo szerszą ochronę przed karą, niż wtedy?