Inaugurujemy dziś wakacyjny cykl, w którym nasza redakcja – trochę mniej oficjalnie – podrzuca stałym Czytelnikom swoje rekomendacje na dobre spędzenie weekendu.
Co przeczytać?
„Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” Już od pewnego czasu mam na swoim tapecie wydany przez Wydawnictwo Czarne reportaż dra Łukasza Drozdy, specjalizującego się w tematyce urbanistyki. To lektura na mniej więcej trzy intensywne godziny, która omawia największe problemy współczesnej urbanistki – pod kątem urbanistycznym, architektonicznym, ale też przede wszystkim społecznym. Choć autor spogląda na świat zdecydowanie inną optyką niż ja, to czyta się to lekko i nie da się nie docenić anegdot czy kilku uszczypliwości, choćby pod adresem J. W. Construction. Jednocześnie nie da się oprzeć wrażeniu, że temat prawdziwej patodeweloperki jest ledwie liźnięty. Pozostaje mieć nadzieję, że albo Łukasz Drozda, albo ktoś inny, zdecyduje się pociągnąć temat, opowiadając o płonących pustostanach w atrakcyjnych lokalizacjach, niemalże mafijnych układach deweloperów i obsadzanych przez nich zarządcach wspólnot czy o tym, jak bardzo krzywe sufity potrafią nam czasem sprzedawać za miliony.
To nie jest najlepsza książka, którą przeczytałem w tym roku. Momentami mi się nawet trochę nie podoba, pod względem treści czy konstrukcji. Ale – i to uważam za najważniejsze – mimo wszystko dała do myślenia, a czytałem ją jeszcze przed premierą, kilka miesięcy temu. Pod wpływem lektury zacząłem się między innymi naprawdę głośno zastanawiać się czy nadal chcemy z partnerką zamieszkać kiedyś pod miastem.
W co pograć?
Kilka dni temu mieliśmy na łamach Bezprawnika kampanię reklamową wakacyjnej wyprzedaży gier wydawanych przez Cenegę. I w tym kontekście powiem tylko jedno: brać, nie pytać, kto jeszcze nie grał w Cyberpunk 2077. Gra zaliczyła techniczny i wizerunkowy falstart, to prawda, jednak w moim odczuciu jest to absolutnie jedna z najlepszych gier w historii. Po pierwsze – ze względu na piękną grafikę i przyjemny gameplay. Po drugie – zwłaszcza – ze względu na fabułę i genialne wątki poboczne. Po trzecie – ponieważ CD Projekt RED nadal patrzy na gry komputerowe w polski sposób. I tak jak przemierzając Velen odnosiliśmy wrażenie, że znajdujemy się na trakcie pomiędzy Sierpcem, a Łąckiem, tak Cyberpunk 2077 przyniósł mi jakieś takie absurdalne poczucie, że nagle jestem w 1992 roku, na podwórku w moim rodzinnym Płocku. Tam dopiero powoli dochodziły okruchy lat 80. w USA. Może nie było megabloków, ale było takie poczucie bezkompromisowej akceptacji Stanów Zjednoczonych z ich wszystkimi wadami. To co dla nich było systemową porażką, dla nas było marzeniem. Był to czas nadziei i nawet niebo było jakieś takie bardziej błękitne. Dokładnie takie, jak na pustkowiach wokół Night City. Jeśli zastanawialiście się czy warto – warto. Czy działa – już działa.
27 miesięcy po premierze zagrałem w końcu w #CyberPunk2077. Wiecie co w tej grze jest najbardziej niesamowite? Dzieciństwo. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś gra czy film zafundowały mi aż tak sentymentalną podróż.
CD Projekt RED w perfekcyjny sposób zrozumiał i oddał te… pic.twitter.com/BpbnAdcnpu
— Jakub Kralka (@jakubkralka) March 12, 2023
Co obejrzeć?
Bezpiecznie byłoby tutaj polecić jakąś Sukcesję. Boję się, że zaraz zasugerujecie, że to jednak kącik polecania gniotów. Ale każdy wie, że Sukcesja to dobry serial, tymczasem w mojej ocenie serial How I Met Your Father ma znacznie gorszą prasę niż zasługuje. Owszem – nie sprostał wygórowanym oczekiwaniom. Owszem – oryginał był lepszy, a na pewno bardziej kultowy w swoich czasach. Ale tak z ciekawości, ile aktualnie sitcomów oglądacie, które byłyby warte polecenia?
Dałem HIMYF szansę w ostatnich tygodniach i uważam, że wcale nie jest taki zły. Pierwsze sezon jest średni z plusem, drugi nawet niezły. Owszem, zgadzam się z zarzutem, że bohaterowie są trochę zbyt słabo zarysowani i bardzo podobni do siebie. Z drugiej strony, czy nie byliście już zmęczeni lekko przerysowanymi i karykaturalnymi postaciami z pierwowzoru? Uważam, że serial nie tylko stara się czerpać z „Jak poznałem waszą matkę?”, ale też w swojej konstrukcji nieznacznie odwołuje się do „Przyjaciół”, tak jakby starając się naśladować to, co w obu produkcjach było najlepsze.
Nie wychodzi mu to perfekcyjnie, ale też serial nie jest wielkim gniotem, jak można by było przypuszczać, czytając opinie pojawiające się w sieci. How I Met Your Father, którego póki co pierwsze półtora sezonu można oglądać w Disney Plus, pojawił się w epoce, gdy w sitcomach nie możemy przebierać i w mojej ocenie jest pozycją mimo wszystko wartą uwagi. Nie ma może tak mocnego punktu zaczepienia jak Barney Stinson, ale beznamiętna grupa bohaterów też jest w stanie wytworzyć jakiś zbiorczy klimat komfortu, którego podobno w tego typu produkcjach poszukujemy. Serial uzupełnia też informacje na temat bohaterów pierwowzoru. Nieznacznie, ale może ten argument was przekona, by dać tej produkcji szansę.