Było trudno, jest jeszcze trudniej, a i tak będą młodzi wariaci na drogach
Spadek ten jest widoczny już od dobrych kilku lat, ale może on jeszcze bardziej się nasilić w najbliższym czasie. Od lipca bieżącego roku wprowadzono nowe zasady na egzaminach prawa jazdy, które kończą się negatywnie już po pierwszym krytycznym błędzie. Trudniejszy egzamin praktyczny może zniechęcić niejedną młodą osobę do zapisania się kurs na prawo jazdy, a przecież WORD-y (Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego) już od lat narzekają na mniejszą liczbę kursantów.
Pamiętam, gdy na przełomie 2006 i 2007 roku zapisałem się na kurs kategorii B z kilkoma kolegami z LO. Było to całkiem niedługo po wprowadzeniu nowych (wówczas) zasad dotyczących nie tylko placu manewrowego. Największą nowością było wprowadzenie kamer do samochodów egzaminacyjnych, które miały zapobiec zarówno korupcji ze strony kursantów, jak i nadużyć ze strony samych egzaminatorów.
O teorie spiskowe nie było trudno, gdyż im więcej kursantów i egzaminów, tym więcej pieniędzy w kasie WORD-ów. Samo stanie w kolejce do zapisania się na egzamin trwało ~1-2 godziny, a najbliższy termin na egzamin kategorii B - nawet 4 do 6 tygodni. A przecież mowa o średniej wielkości mieście, a nie np. stołecznej Warszawie.
Jak wyglądał egzamin? Jeśli się miało trochę szczęścia i umiejętności, ale też mocną psychikę, to dało się zdać za pierwszym razem. Znam jednak takich, co nie mogli zdawać nawet przez 6 podejść, a dziś jeżdżą prawie 20 lat bez nawet jednej stłuczki parkingowej. Dziś egzamin praktyczny stał się jeszcze trudniejszy do zdania, ale są zasadnicze różnice: nieporównywalnie mniejsze kolejki w WORD-ach niż kilkanaście lat temu i mniejsza liczba chętnych.
Z czegoś żyć trzeba
Nie brakuje głosów, że nowe zasady egzaminu na prawo jazdy wcale nie mają wpłynąć na bezpieczeństwo na drogach, lecz mają poprawić wyniki finansowe WORD-ów. Im więcej oblanych, tym więcej kolejnych egzaminów, co może być na wagę złota przy ograniczonym dziś wolumenie zdających. Oczywiście nie ma na to dowodów, ale trudno nie odnieść takiego wrażenia.
O problemach finansowych WORD-ów było już wiadomo kilka lat temu. Początkiem 2020 roku portal autofakty.pl podawał, że wszystkie WORD-y w Polsce odnotowały stratę w wysokości 11,5 mln złotych. Już wtedy dyrektorzy placówek rekomendowali podniesienie ceny egzaminu kat. B ze 130 (stawka obowiązująca od 2013 roku) do 230 złotych. Ostatecznie zmiany te weszły w życie niedawno, bo od 1 listopada 2025 egzamin prawa jazdy kategorii B kosztuje właśnie 230 złotych. I tak nie pobito "rekordu", który należy do stacji kontroli pojazdów w Polsce. Dopiero po przeszło 20 latach podniesiono opłaty za przegląd techniczny samochodów. I to również niedawno, bo we wrześniu 2025.
Wzrost cen egzaminów na prawo jazdy ma na celu załatanie dziury budżetowej w WORD-ach, które od 2013 roku cierpią na mniejszą liczbę kursantów. Nie chodzi tylko o ówczesne podwyżki cen, ale też o zmiany w egzaminach teoretycznych, które stały się trudniejsze niż choćby w 2012 roku. Nietrudno doszukiwać się analogii do 2025 r., kiedy to w lipcu doszło do zmian w egzaminach, a w listopadzie - do podwyżek cen.
Jak zmiany z lipca przełożą się na zdawalność? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba poczekać na dane, ale zdawalność może pozostać zróżnicowana w zależności od miasta. Jak podawał początkiem br. rankomat.pl, zdawalność egzaminu praktycznego kat. B wahała się od 22,0 do 38,9%. Najtrudniej było w Łodzi, najłatwiej zaś w Lublinie.
Jeśli dodamy do tego pogłębiający się niż demograficzny, to otrzymujemy gotowy przepis na pustki w WORD-ach. Już w 2019 r. portal prawo-jazdy.pl podawał przykłady Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego, w których liczba egzaminów praktycznych zmalała w ciągu roku o ponad 60%. To właśnie wtedy miały miejsce pierwsze redukcje etatów. Ucierpią (w sumie już ma to miejsce) także szkoły nauki jazdy, których może być za niedługo zbyt dużo w stosunku do klientów. Mimo listopadowych podwyżek nie ulega wątpliwości, że tłuste lata dla WORD-ów minęły bezpowrotnie.