Rząd ma dość igrania z ogniem
Wypalanie traw i nieostrożne palenie tytoniu znowu znalazły się na celowniku ustawodawcy, tym razem z dużo większym kalibrem sankcji. Rząd chce w ten sposób dać do zrozumienia, że skończyła się pobłażliwość dla „tradycji” zamieniania łąk w pogorzeliska czy traktowania świata jak wielkiej popielniczki.
Wygląda na to, że ulubiony sport niektórych rodaków – wiosenne podpalanie suchej trawy dla „odświeżenia” ziemi – może wkrótce okazać się dyscypliną ekstremalnie drogą. A miłośnicy puszczania dymka pod tabliczką “Zakaz palenia” powinni zacząć liczyć drobne (a raczej całe pliki banknotów), zanim kolejny raz puszczą oko do przepisów przeciwpożarowych.
Co się zmieni? Drakońskie kary za wykroczenia przeciwpożarowe
Projekt nowelizacji przewiduje radykalne zaostrzenie kar za wykroczenia stwarzające zagrożenie pożarowe. Zmianie ulegnie przede wszystkim artykuł 82 Kodeksu wykroczeń, dotyczący bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Oto najważniejsze nowości:
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
- Maksymalna grzywna wzrośnie sześciokrotnie – z dotychczasowych 5 000 zł do nawet 30 000 zł. To oznacza, że sąd za nieostrożne obchodzenie się z ogniem będzie mógł wymierzyć karę finansową porównywalną z największymi mandatami drogowymi XXI wieku.
- Nowy rodzaj kary – ograniczenie wolności. Obok obecnych sankcji (aresztu i grzywny) będzie można orzec również karę ograniczenia wolności. Podpalacz traw może skończyć nie tylko z portfelem odchudzonym o kilkadziesiąt tysięcy, ale i np. z obowiązkiem nieodpłatnej pracy na cele społeczne lub zakazem opuszczania miejsca pobytu w weekendy. Brzmi surowo? Taki był zamysł, pokazanie, że te „błahostki” traktuje się równie poważnie jak chuligańskie wybryki.
- Koniec z taryfą ulgową typu nagana– najłagodniejsza dotąd kara, czyli oficjalna nagana (upomnienie) ma zostać całkowicie zlikwidowana jako nieskuteczna wychowawczo. Trudno się dziwić bo czy kogokolwiek odstraszała perspektywa groźnego kiwnięcia palcem? Raczej nie, więc „palec” zostanie zastąpiony solidną karą.
- Mandaty pójdą w górę o 1000% – obecnie strażak lub policjant złapawszy delikwenta na wykroczeniu przeciwpożarowym może wlepić mandat do 500 zł (albo 1000 zł, gdy jedna akcja podpalenia podpada pod kilka paragrafów naraz). Po zmianach maksimum wyniesie 5 000 zł za jedno wykroczenie i 6 000 zł za kumulację przewinień.
Nowe sankcje obejmą szeroki wachlarz zachowań. Na czarnej liście znalazły się m.in.: rozniecanie ognia lub palenie tytoniu poza miejscami do tego wyznaczonymi, wypalanie traw, słomy czy innych pozostałości roślinnych (zwłaszcza w odległości <100 m od zabudowań lub lasu), każde nieostrożne obchodzenie się z otwartym ogniem oraz wszelkie czynności grożące powstaniem pożaru. Mało tego, również utrudnianie akcji ratowniczej lub ewakuacji będzie karane równie surowo. Czyli jeśli komuś przyszłoby do głowy np. zastawić samochodem drogę pożarową albo bagatelizować przepisy przeciwpożarowe w budynku (brak gaśnic, zablokowane wyjścia ewakuacyjne itp.), także narazi się na grzywnę z górnej półki.
MS argumentuje, że takie drakońskie środki to nie kaprys, a konieczność wymuszona realiami. Jak tłumaczy Michał Hara z Departamentu Prawa Karnego w MS:
Rząd zaostrza kary za nieostrożne obchodzenie się z ogniem, aby zwrócić uwagę na powagę tego problemu. Chodzi o to, by zwiększyć świadomość, że nieostrożne posługiwanie się ogniem może prowadzić do bardzo poważnych i negatywnych skutków. Wzmocnienie tej świadomości ma się odbywać także poprzez surowsze kary przewidziane w prawie wykroczeń – jest to tzw. funkcja prewencji generalnej tego prawa.
Innymi słowy edukacja edukacją, ale parę ostrzeżeń z wysoką grzywną w tle też nie zaszkodzi.
Dlaczego zaostrzenie? Rosnące zagrożenie i tragiczne przykłady
Co skłoniło rząd do tak zdecydowanego podejścia akurat teraz? Niestety, statystyki i spektakularne pożary mówią same za siebie. Coraz częstsze susze i upały sprawiają, że iskra wystarczy do tragedii, a Polacy wciąż tych iskier dostarczają na własne życzenie. Wiosną 2020 roku cała Polska patrzyła ze zgrozą na pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie w kwietniu spłonęło ok. 5,5 tysiąca hektarów cennych bagien i lasów. Śledztwo wykazało, że prawdopodobną przyczyną było celowe wypalanie traw w okolicy, czyli ludzka bezmyślność.
Drugim impulsem stała się lawina pożarów traw w ostatnich latach. Strażacy co wiosnę alarmują, że mamy do czynienia z plagą. Wystarczy spojrzeć na dane, w ubiegłym roku doszło do ponad 21 tysięcy pożarów traw, w których zginęło 5 osób, a 36 zostało rannych. Straty materialne? Ponad 20 milionów złotych rocznie – tyle kosztuje gaszenie tych „kontrolowanych” ognisk na łąkach. I to pomimo tego, że wypalanie roślinności od dawna jest w Polsce prawnie zakazane.
Przykłady tragicznych zdarzeń można mnożyć. Każdej wiosny giną ludzie próbujący opanować wypalane nieużytki albo sami sprawcy tego procederu. Nieraz dochodziło do dramatów – choćby 78-letni rolnik spod Krakowa, który spłonął we własnym pożarze łąki. Strażacy również oddają życie, w 2012 r. 25-letni ochotnik z OSP Pawłów zmarł po tym, gdy podczas gaszenia palących się nieużytków doznał ciężkich poparzeń płuc i ciała. Pośmiertnie odznaczono go za ofiarność, ale wolelibyśmy, by żył i by tamten pożar nigdy nie wybuchł.
Te wszystkie zdarzenia składają się na jeden wniosek, że dotychczasowe kary były zbyt łagodne, by odstraszyć amatorów ognia. Wiele z obowiązujących sankcji pamięta jeszcze lata 90. i nie przystaje do obecnej skali zagrożeń. Mandat 200 czy 500 zł za podpalenie trawy, umówmy się, to często mniej niż koszt kolacji, więc dla niektórych żaden straszak. „Nagana” od policjanta? Papier przyjmie wszystko, a podpalacz i tak zrobi swoje następnym razem. Rząd uznał więc, że czas na drastyczne zaostrzenie, skoro prośby i kampanie nie działają, sięgamy po groźbę kary finansowej z prawdziwego zdarzenia.
Strażacy przyklaskują
Projekt MS w naturalny sposób zyskał poparcie służb i instytucji zajmujących się bezpieczeństwem. Państwowa Straż Pożarna od lat prowadzi kampanię „Stop pożarom traw”, edukując i apelując o rozsądek. Gdy w jednym tylko dniu marca strażacy musieli wyjeżdżać ponad tysiąc razy do płonących traw, łatwo zrozumieć ich frustrację. Dowódcy PSP nieraz podkreślali, że wypalanie traw to „głupota” i śmiertelne zagrożenie, nie tylko dla przyrody, ale i dla ludzi oraz mienia. Służby ratownicze witają więc z ulgą zapowiedź surowszych przepisów, licząc że wysokie grzywny ostudzą zapał piromanów-amatorów.
Również leśnicy i przyrodnicy są za. Regionalne Dyrekcje Lasów Państwowych oraz organizacje ekologiczne od dawna biły na alarm, że ogień niszczy bioróżnorodność i zabija zwierzęta budzące się wiosną. Dla nich każda inicjatywa zniechęcająca do puszczania z dymem łąk jest krokiem we właściwym kierunku. Można powiedzieć, że MS i Ministerstwo Klimatu i Środowiska mówią jednym głosem, koniec tolerancji dla podpalaczy, czas chronić i przyrodę, i ludzkie życie.
A co na to „druga strona barykady”, czyli potencjalnie karani? Oficjalnie – cisza. Trudno oczekiwać, by ktoś jawnie bronił prawa do wypalania trawy czy rzucania petów w lesie. Być może gdzieniegdzie „tradycjonaliści” po cichu kręcą nosem, że „kiedyś się paliło i było dobrze”. Ale trudno zaprzeczyć faktom, że dziś już nie jest dobrze, bo klimat się zmienia, susze są częste, a iskra robi katastrofę. Nawet jeśli ktoś pamięta czasy, gdy ogień traktowano jako naturalny środek do odświeżania pól, musi przyznać, że realia się zmieniły.
Surowe prawo dla wspólnego bezpieczeństwa
Podsumowując, zmiany proponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości to odpowiedź na realny problem. Nie chodzi o czepianie się dla zasady czy drenowanie kieszeni obywateli, chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich. Każdy wyrzucony niedopałek czy „małe ognisko” na działce może stać się iskrą rozniecającą pożar o tragicznych skutkach. Nowe przepisy mają więc edukować przez wstrząs, uświadomić, że ryzyko pożaru to nie żarty, a odpowiedzialność za ochronę przyrody, życia i mienia spoczywa na każdym z nas. Jeśli ktoś tego nie rozumie po dobroci, zrozumie (miejmy nadzieję) po otrzymaniu mandatu z kilkoma zerami więcej niż dotąd.
Czy 30 tysięcy złotych kary zmieni mentalność tych najbardziej opornych? Trudno przewidzieć. Ale jedno jest pewne, państwo wysyła wyraźny sygnał: koniec z pobłażaniem dla ogniowychigraszek. Lepiej więc schować zapałki do szuflady (albo używać ich tylko do grilla w dozwolonym miejscu) i zacząć wreszcie szanować przepisy przeciwpożarowe. W przeciwnym razie może nas czekać nieprzyjemne spotkanie z wymiarem sprawiedliwości i… pustym portfelem. A to, umówmy się, żadna przyjemność – nawet dla najbardziej zagorzałego podpalacza.
Ostatecznie celem nie jest jednak tylko karanie, ale przede wszystkim zmniejszenie liczby pożarów i tragedii. Jeżeli dzięki surowszym przepisom choć jedna łąka ocaleje przed spaleniem, a choć jeden strażak wróci cały i zdrowy z akcji, to chyba warto było zaostrzyć prawo. Bo parafrazując klasyk, lepiej zapobiegać, niż gasić.