Jestem subskrybentem YouTube Premium od praktycznie początku obecności tego systemu w Polsce. Bardzo go sobie chwalę, choć jednocześnie mam nieodparte wrażenie, że mogliby dać z siebie coś więcej. No to dali – większe ceny.
Dziś przez polski internet na podwyżki cen YouTube Premium przetacza się oburzenie ze strony osób, które i tak nigdy za tę usługę nie płaciły (to niestety częste zjawisko, najbardziej zagorzałymi krytykami iPhone’ów są osoby, które nigdy z nich nie korzystały). Jednak nawet z perspektywy lojalnego klienta YouTube’a nie mogę się oprzeć delikatnemu rozczarowaniu. Nie wiem nawet czy chodzi tu o pieniądze, po prostu niepokoi mnie kierunek rozwoju tej usługi, a konkretnie: brak tego kierunku.
YouTube Premium jest w Polsce pewnym stanowiskiem korzystającego
To nie tylko wykupienie usługi w dużej mierze sprowadzającej się do braku reklam, ale też pewna deklaracja konsumencka: tak, rozumiem, że nie wszystko w internecie jest za darmo i chętnie zapłacę, by do administratora platformy (która prawdopodobnie zużywa niewyobrażalne zasoby hostingowe) i do twórców treści (nierzadko silnie sprofesjonalizowanych, dla których youtube stał się po prostu miejscem pracy) trafiały z tego tytułu należne pieniądze.
Internet zgodnie wyśmiewał chytrą babę z Radomia, jednocześnie zupełnie nie dostrzegając, że ze swoimi adblockerami sam świetnie wpisuje się w tę mentalność. Z czasem wykształciło się ponadto całe pokolenie „turystów”, którzy rejestrowali konta w krajach gospodarek zrujnowanych przez rządy populistów, by korzystać z korzystnych kursów i braku realnej wartości tamtejszych walut.
Choć akurat ja mam zawsze duży problem z regionalizacją cen. Sam sobie niczego przez Turcję czy Argentynę nie opłacam, jednak zawsze odczuwam pewien moralny zgrzyt, że ta sama usługa oferowana jest gdzieś taniej, tylko dlatego, że tamtejsi ludzie nierzadko swoimi głupimi wyborami doprowadzili do tego, że żyją w upadłym państwie. A tacy na przykład Polacy niech płacą podatek od udanych rządów ciepłej wody w kranie i lokomotywy dobrej zmiany… Czasem cena tej samej gry komputerowej może się różnić o 90 proc. na przestrzeni kilometra w zależności od tego, czy oferowana jest na Warmii, czy w okręgu królewieckim.
Ale do sedna. YouTube Premium drożeje, ale daje trochę za mało
Ponieważ korzystam (i sponsoruję moim bliskim) z subskrypcji rodzinnej, podwyżki cen trochę mnie dotknęły, bo urosły z poziomu 35,99 zł do 46,99 zł miesięcznie. To oczywiście drobne, ale jednak budżet na miesięczne subskrypcje, po zsumowaniu wszystkich tego typu usług jest już zauważalny (czytaj też: zapłaciłem 2500 złotych Spotify, w ogóle tego nie żałuję). Pisałem też kiedyś, że na takie wydatki warto patrzeć w skali roku: Staram się zwalczać efekt latte. mBankowi coraz lepiej wychodzi to, żebym nie wydawał kasy na głupoty.
Podwyżki pozostałych, indywidualnych wariantów subskrypcji są marginalne. Rozumiem też czemu subskrypcja rodzinna tak bardzo podrożała – bo realnie była dość tania, tam wychodziło po 6 złotych na osobę przy pełnym obłożeniu rodziny. A wiadomo jak to jest w sieci, rzadko kiedy „rodzina” była naprawdę „rodziną” (a jak już, to skrajnie patchworkową). YouTube póki co sprawiał jednak wrażenie firmy, której niespecjalnie to przeszkadza, w odróżnieniu od takiego na przykład Netfliksa.
Czy będę dalej opłacał YouTube Premium? Tak. To zresztą nie są negocjacje, bo jako konsument nie mam pozycji do negocjowania na zasadzie „albo dacie śmiesznie niskie ceny, albo będę was okradał adblockerami”. Wolę płacić, niż co chwila przerywać seans reklamami leków na wszystkie choroby, których wbrew złośliwym sugestiom algorytmów nie mam. Jednak od dłuższego już czasu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że YouTube daje za mało w ramach swojego modelu Premium. Że tam były plany na o wiele ambitniejszą usługę, o wiele bardziej kompleksową, a skończyło się na takim fiu bździu, że nie ma reklam, no i można posłuchać na telefonie z wygaszonym wyświetlaczem.
Powinien dawać więcej. Konkrety?
W ramach YouTube Premium dostajemy aplikację YT Music, co z jednej strony jest… bardzo dobre, ponieważ w teorii to godny konkurent Spotify czy Apple Music. Jednak YT Music sprawia wrażenie programu na doczepkę, który pod względem wizualnym i organizacyjnym jest 8 lat za swoimi konkurentami. Jest niesamowicie trudno zaprzestać opłacania świetnego Spotify, mając do wyboru o dwie klasy gorszy produkt od Google, więc de facto wielu z nas dubluje subskrypcje. YT Music nie sprzedaje pakietu premium. W mojej ocenie to jedynie mierna nagroda pocieszenia dla osób, które nie chcą płacić za kilka podobnych usług równocześnie. Zrobiona na odwal się, jak najmniejszym kosztem, której ani przez moment nie przyświecała myśl stworzenia suwerennego potentata w tej kategorii produktów.
YouTube bardzo po macoszemu traktuje też temat podcastów, które zdobywają w ostatnich latach coraz większe grono fanów, coraz częściej mogą liczyć na profesjonalną realizację, a przy tym nie są aż takim ciężarem realizacyjnym, co filmy. Choć niektórzy podcasterzy wrzucają swoją twórczość także na YT, to nie wszyscy. Z drugiej strony jest cała masa filmów youtube’owych, które bez wielkiej straty mogłyby być podcastem. YouTube przy aplikacji Music pokazał, że generalnie ma bazę i możliwość, by stworzyć najbardziej optymalną aplikację podcastową na rynku (łącząc ze sobą zarówno audio z tradycyjnych kanałów YT, jak i klasycznie rozumiane podcasty), ale ambicji na jakiś szerszy rozwój tego projektu nie ma.
Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, jednym z filarów YouTube Premium (jeszcze jako Red) miały być też autorskie produkcje platformy. Starałem się przejrzeć ten katalog, ale tam się praktycznie nic nie dzieje, to jest w zasadzie porzucony projekt i nie wykazuje większych perspektyw na przyszłość. Czemu YouTube nie sięga po część streamingowego rynku, na którym świetnie radzi sobie choćby Apple? Nie wiadomo. Czasem to trochę wygląda tak, jakby Google celowo odpuszczało pewne rynki, na których ma potencjał, by nie przypiąć sobie łatki jeszcze bardziej zwalczanego na arenie międzynarodowej monopolisty.
YouTube Premium to funkcja techniczna, a nie merytoryczna
Z wyżej wymienionych powodów, mam duże poczucie niedosytu w odniesieniu do YouTube Premium. Szkoda, że taki gigant jak Google nie chce tego uporządkować, a przecież skala bałaganu w jego usługach jest olbrzymia. Wiecie, że nie da się jakoś kreatywnie połączyć dodatkowej przestrzeni dyskowej w ramach Google One z abonamentem YouTube Premium? Za to z kolei nasza rodzina jest już w obu tych grupach jednolita. Chcemy naszej mamie zapalonej fotografce/koneserce przyrody udostępnić youtube’a bez reklam, to musimy się jednocześnie liczyć z tym, że będzie zapychać chmurę rodzinną, bo „takie ładne chmurki”. Apple ma to rozwiązane sprytniej.
Nie porównuję nawet do Amazona, który po prostu agresywnie gra zbyt niską ceną, w ramach śmiesznego abonamentu Amazon Prime, oferując świetny serwis streamingowy, darmowe gierki i dodatki do gierek oraz darmową wysyłkę w ramach konkurenta Allegro.
Ale nie można się oprzeć wrażeniu, że płacenie za YouTube Premium jest trochę jak płacenie za nieco lepszą technicznie wersję aplikacji, z dość podstawowymi opcjami odtwarzania w tle* lub obrazu w obrazie, ale nie ma to nic wspólnego z „premium” czy pierwotnymi aspiracjami platformy.
*Swoją drogą nie wiem na ile Google jest jedną z tych firm z obsesją „ekologii”, ale zmuszanie ludzi do dopłacania za to, że telefon nie musi pobierać obrazu w 4K i jednocześnie bateria nie rozładowuje się bardzo szybko, to nie jest jakieś przesadnie ekologiczne podejście.