Muszę przyznać, że Ministerstwo Zdrowia ma kilka dobrych pomysłów
Żyjemy w ciekawych czasach. Zazwyczaj chodzi o "ciekawe czasy" z rzekomego chińskiego przekleństwa. Niekiedy jednak trafiają się po prostu zdarzenia, które na pierwszy rzut oka wydają się trudne do wytłumaczenia. Na przykład teraz aż 68,6 proc. Polaków jest według sondażu IBRiS dla Rzeczypospolitej zdania, że alkohol w naszym kraju jest zbyt łatwo dostępny. To idealny moment, by zrewidować politykę państwa w tym zakresie.
Ministerstwo Zdrowia postanowiło skorzystać z okazji, by wrócić do ambitnego pakietu zmian w ustawie o wychowaniu w trzeźwości. Wciąż uważam, że należałoby ten relikt minionej epoki wyrzucić do kosza i na jego miejsce uchwalić coś przystającego do rzeczywistości gospodarczej. Nie powinienem jednak zbytnio narzekać, bo resort w swojej propozycji łatania tej ustawy zawarł całkiem sporo rozsądnych założeń.
Będzie całkowity zakaz reklamy alkoholu, co powinniśmy rozumieć jako zrównanie dotychczas uprzywilejowanego piwa z pozostałymi trunkami. Skończą się promocje sieci handlowych na napoje alkoholowe oraz ich udział w programach lojalnościowych. Do tego nowe stacje benzynowe nie będą mogły ich sprzedawać. Istniejącym obiektom Ministerstwo Zdrowia chce dać czas do wygaśnięcia aktualnych koncesji. Nowych siłą rzeczy nikt im nie przyzna. Podobny zakaz obejmie szpitale oraz zakłady lecznictwa uzdrowiskowego. Ktoś złośliwy mógłby w tym momencie zapytać o sejmową restaurację. Niestety posłowie dalej będą mogli pić w miejscu pracy.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Gdybyśmy skończyli w tym miejscu, to nie miałbym się do czego przyczepić. Pomysłów jest jednak więcej. Mam ambiwalentne odczucia co do proponowanego obowiązku przeniesienia piw, win i innych lżejszych trunków na dedykowane stoiska z alkoholem. Obecnie znajdziemy tam mocniejsze trunki. Rozumiem chęć ograniczenia ekspozycji klientów na alkohol. Rzeczywistość może jednak pokrzyżować te plany w warunkach ograniczonej przestrzeni w dyskontach i innych mniejszych sklepach. Najczęściej alkohole znajdują się tam tuż przy kasach, gdzie i tak musimy się udać, gdy robimy zakupy.
Prawdziwą wisienką na torcie jest jednak zakaz sprzedaży alkoholu przez internet. To znaczy: teoretycznie Ministerstwo Zdrowia chce jedynie uniemożliwić dostawę napojów wyskokowych prosto do klienta. Trudno mieć jednak wątpliwości co do skutków takiego zakazu.
Przykro mi to pisać, ale zakaz sprzedaży alkoholu przez internet w zaproponowanej formie to czysty absurd
Jak pomysłodawcy chcieliby to rozwiązać? Wyobraźcie sobie, że kupujecie przez internet jakiś trunek. Załóżmy, że ma posłużyć za zwyczajowo przyjęty prezent okolicznościowy. Jeżeli postulowane przepisy wejdą w życie, to teoretycznie będziecie mogli kupić napój alkoholowy. Nic nie stanie na przeszkodzie, by za niego zapłacić. Jest tylko jeden drobny problem: kurier wam go nie dostarczy. Odpada także dostawa do Paczkomatu czy do dowolnego automatu paczkowego. Możecie też zapomnieć o skrytce pocztowej. Zostaną wam odbiór osobisty u sprzedawcy. Po co? Żeby mógł osobiście sprawdzić wasz dowód osobisty na okoliczność ukończenia 18 lat.
Doprawdy nie mam pojęcia, jak ktoś mógł dojść do wniosku, że to dobry pomysł. Nie bez powodu używam określenia "zakaz sprzedaży alkoholu przez internet". W końcu możliwość osobistego odebrania u sprzedawcy towaru zakupionego online jest bardzo ograniczona. Albo mieszkamy w wielkomiejskiej bańce i rzeczywiście akurat ten sklep z alkoholami ma swoją siedzibę w naszej metropolii, albo kupujemy w dużej sieci handlowej, która ma całe mnóstwo sklepów w całej Polsce. Przykładem mogą być tutaj Żabka, Dino, Lidl i Biedronka. Jeżeli chcemy kupić alkohol w którymś z tych sklepów, to najprawdopodobniej możemy zrobić to stacjonarnie bez zawracania sobie głowy internetem.
Sytuacja komplikuje się w momencie, gdy chcemy sięgnąć po produkt z oferty mniejszych, bardziej wyspecjalizowanych przedsiębiorców. Nie bez powodu przywołałem wyżej prezent okolicznościowy. To przez internet kupuje się napoje alkoholowe "z wyższej półki", które nie zawsze są dostępne w asortymencie zwykłych sklepów. W grę wchodzą także wyroby lokalnych rodzimych producentów.
Co zyskujemy w zamian? Zakaz sprzedaży alkoholu przez internet służy temu, by mieć pewność, że kupujący zostanie wylegitymowany. Drodzy urzędnicy Ministerstwa Zdrowia: słyszeliście może o mObywatelu? Wasi koledzy z Ministerstwa Cyfryzacji pracują nad tym, by można było za pomocą tej niezwykle pożytecznej aplikacji udowodnić swoją pełnoletność także na odległość. Podobne prace prowadzą urzędnicy Unii Europejskiej. Chodziło akurat o dostęp do mediów społecznościowych i pornografii. Możemy jednak śmiało zaadaptować to samo rozwiązanie także na potrzeby sprzedaży alkoholu w internecie. Nie ma najmniejszego powodu, by wymuszać odbiór osobisty zakupionych trunków.
Zdaję sobie oczywiście sprawę ze skali szkód, jaką wyrządza społeczeństwu bardzo swobodny dostęp do alkoholu oraz tego, co problem alkoholowy może zrobić z jednostką. Zazwyczaj jestem zwolennikiem zaostrzania przepisów. Powinno jednak chodzić o wyeliminowanie szczególnie drastycznych i niebezpiecznych zjawisk, które w przytłaczającej większości znajdziemy w sprzedaży stacjonarnej. To nie tak, że sama w sobie jest czymś złym. Po prostu osoba szukająca możliwie szybkiego i mocnego upojenia alkoholowego nie będzie robiła tego w internecie, bo przecież na dostawę trzeba poczekać.