Bywa w życiu tak, że kryzys finansowy zagląda w oczy i trzeba imać się dodatkowych zajęć, żeby móc związać koniec z końcem. W sieci nietrudno o ogłoszenia „pracy”, w których czyha naprawdę zmyślna pułapka. Łatwe zarabianie przez internet to yeti, Wielka Stopa i złoty pociąg w jednym.
Czasami brak środków oraz natłok obowiązków zmusza niektórych do szukania pracy przez internet. Ludzie logują się więc na przykład na OLX.pl i szukają, czy ktoś akurat nie potrzebuje zdolnego grafika lub pisarza. Ci posiadający talenty niekoniecznie tego rodzaju muszą ograniczyć się jednak do innych zleceń. I to oni właśnie najczęściej napotykają tajemnicze ogłoszenia o nazwie „Zarób 500 złotych w jeden dzień bez wychodzenia z domu!”. Diabeł – jak zwykle – tkwi w szczegółach.
Zarób 1000 złotych w tydzień, czyli: czemu mi nie odpisujesz?
Jakiś czas temu postanowiłam odpowiedzieć na kilka takich ogłoszeń, podając swój adres e-mail. Wszystkie prowadziły na jedną stronę internetową, gdzie mogłam znaleźć krótki filmik o tym, jak szybko się wzbogacić (o czym za chwilę). Okazuje się, że sprawa jest dość prosta. W serwisie trzeba założyć konto. I tu zapaliła mi się pierwsza lampka ostrzegawcza – w procesie rejestracji zażądano ode mnie numeru PESEL. Jak wiadomo, podawanie takowego obcym ludziom jest dość ryzykowne. No, ale. Bez tego nie mogłoby być artykułu, więc raz kozie śmierć, trzeba się dowiedzieć, czy łatwe zarabianie przez internet faktycznie istnieje. Strona szybko przekierowała mnie do czegoś, co w dużej mierze przypominało panel WordPress i tam też dowiedziałam się, jak zarobić pięćset złotych w kilka dni.
W tym czasie zignorowałam pozostałe oferty pracy, toteż od jednego – wyjątkowo zawziętego – zaczęłam dostawać maile, że tracę życiową szansę, że powinnam się spieszyć, że pieniądze są tylko o krok ode mnie. Dobra, dobra. To już wiedziałam.
Jak zarobić pięćset złotych w tydzień
Na początku myślałam, że zarobienie tych pięciuset złotych będzie polegało na klikaniu w reklamy, ale nie. Okazuje się, że sposób jest znacznie łatwiejszy. Wystarczy bowiem założyć trzy konta we wskazanych bankach, oraz wziąć trzy pożyczki. Pozabankowe – czyli tzw. „chwilówki”, wpakować się w najniebezpieczniejszą formę zadłużenia, lichwę w najczystszej postaci (pisaliśmy o tym, że nieumiejętne korzystanie z chwilówek prowadzi prosto w kłopoty). Wtedy też miałoby mi zostać wypłacone pięćset złotych. Przy optymistycznym założeniu, że przy pożyczce nie wmanewrowałabym się prosto w gigantyczne odsetki (bo spłaciłabym ją od razu i uniknęłabym większych szkód… to zawsze jest szansa na to, że przeoczyłabym jakiś haczyk w umowie), to potem miałabym trzy konta bankowe, z którymi coś trzeba zrobić… na przykład je zamknąć. A to, jak wiemy, wcale takie proste nie jest, banki nękałyby mnie ofertami i telefonami.
Ale pożyczki i zakładanie kont to tylko wierzchołek góry lodowej. Gdybym skorzystała z oferty, osoba, która mi poleciła serwis, otrzymałaby pieniądze. I właśnie na tym cały numer polega: na wyłuskiwaniu osób, którym można wcisnąć kit identyczny z tym, jaki sami otrzymaliśmy. Stąd też tyle „wyjątkowych oraz nowoczesnych” sposobów na zarobek krążących w serwisach oferujących pracę. Niektóre kasują takie ogłoszenia od razu, inne – jak OLX.pl – pozwalają im wisieć, chyba w imię zasady, że chcącemu nie dzieje się krzywda. Tymczasem ludzie klikają, dają się namówić, biorą pożyczki, a potem szukają innych osób, które chciałyby za ich pośrednictwem szybko i „łatwo” zarobić. Przy czym, jak już wspominałam, ryzyko jest znacznie większe niż potencjalny zysk. Ale parabanki muszą się jakoś ratować, bo chwilówki program 500 plus nieźle przetrzebił.
Czego unikać, szukając pracy zdalnej, żeby nie nadziać się na takich asów?
- pracy, którą można wykonywać „tylko jedną, dwie godziny dziennie”,
- pracy, która nie ma podanych żadnych wymagań poza ukończonym osiemnastym rokiem życia,
- „nowych projektów internetowych”,
- ogłoszeń z hasłem „przeszkolimy cię, wszystkiego nauczymy, nic nie tracisz, nic nie płacisz”,
- serwisów, które na dzień dobry proszą o PESEL lub numer dowodu osobistego
Dawniej takie praktyki były jeszcze bardziej bezczelne. Zazwyczaj polegały na „sprzedawaniu” poradnika, który miał doradzić, jak szybciej zarobić. Tak jak w tym dowcipie o facecie, który przyszedł doradzić ludziom, jak zarobić sto tysięcy złotych. Kiedy zapytał, ile osób zapłaciło tysiaka za wejście na spotkanie z nim, ujrzał sto rąk uniesionych w górę. Dzisiaj to już nie działa, ludzie nie chcą inwestować własnych pieniędzy, toteż kusi się ich piękniej – i nieco bardziej zdradziecko.
Zarabianie przez internet – da się, ale to nie wygląda tak różowo
Osoba, która świadczy takie usługi i w ten sposób zarabia jest nazywana brokerem. Pośredniczy on pomiędzy firmą a klientem i dostaje zyski w formie prowizji. Takie osoby spotykamy co jakiś czas – to ci znajomi, którzy próbują nam wcisnąć kosmetyki z katalogów popularnych firm kosmetycznych. Co prawda, oni akurat nie mają z tego pieniędzy (po prostu dostają w zniżkowej cenie część wybranych produktów) – ale łatwiej sobie w ten sposób wyobrazić taką osobę.
Chcesz więc wiedzieć, jak zarobić 500 złotych w tydzień? Ja nie wiem, ale zdaję sobie sprawę, że szukając po takich ogłoszeniach można sporo stracić – czasu, nerwów, może nawet własnych pieniędzy – na brokerską eskapadę. Lepiej już poszukać gorszej, mniej płatnej pracy polegającej na składaniu długopisów czy roznoszeniu ulotek.