Zarobki w urzędzie – dobrze opłacani są tylko nieliczni
Z danych Ministerstwa Finansów, GUS i raportów branżowych wynika, że w 2024 r. średnie wynagrodzenie w administracji publicznej wyniosło około 9 200–9 800 zł brutto. Brzmi nieźle? Tak, ale to średnia statystyczna, w której mieści się pensja dyrektora departamentu w ministerstwie (nawet 15 000 zł) i młodszego referenta w urzędzie gminy (zaledwie 4 780 zł). W tym miejscu musimy przypomnieć, że w 2025 roku krajowe minimum to 4666 złotych brutto – część urzędników więc ma dostaje niewiele ponad najniższą krajową.
Kwoty te wynikają z rozporządzenia rady ministrów z dnia 25 października 2025 roku w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych. Zawarte w rozporządzeniu tabele określają maksymalne kwoty wynagrodzenia i dodatków funkcyjnych (których jednak nie otrzymuje każdy urzędnik), ale również kwoty minimalne. Tutaj minimalne wynagrodzenie zasadnicze jest uzależnione od kategorii zaszeregowania.
Oczywiście wynagrodzenie rośnie wraz ze stażem pracy, ale…
Zarobki w urzędzie z jednej strony potrafią być zróżnicowane, z drugiej pensje zostały wypłaszczone. Najniższa (I) kategoria zaszeregowania to zarobki od 4 666 złotych brutto (czyli dokładnie tyle ile wynosi płaca minimalna). Ten poziom zaszeregowania to na przykład:
Sprawdź polecane oferty
RRSO 19,91%
Jednakże kwoty wynagrodzenia, w zależności od zaszeregowania, rosną nieznacznie. Zaszeregowanie na poziomie II to 4680 zł brutto, II to 4700 złotych brutto, VII (czyli właśnie młodszy referent) to 4780 zł brutto. Poziom zaszeregowania XIII pozwala na zarobki w kwocie 5040 złotych brutto, zaś najwyższy, XX, to minimalnie 6510 zł brutto.
Co to jednak oznacza? Że najniższą krajową zarobią osoby na stanowiskach pomocniczych i obsługi (urzędniczych) – I kategoria zaszeregowania to bowiem zgodnie z rozporządzeniem pomoc kuchenna, pomoc rzemieślnika, czy pomoc palacza c.o. Aby podjąć zatrudnienia na takim stanowisku, wystarczy wykształcenie podstawowe. II kategoria zaszeregowania to z kolei np. dozorca, opiekun dzieci i młodzieży (w czasie przewozu do szkoły, czy szatniarz i sprzątaczka). Te osoby również wystarczy, że wylegitymują się wykształceniem podstawowym i zarobią 4680 złotych brutto.
Szkopuł w tym, że na przykład starszy referent, który musi mieć wykształcenie wyższe i ma już sporą odpowiedzialność w pracy (tak, urzędnicy również za swoje decyzje mogą odpowiadać, w tym finansowo, na zasadach odpowiedzialności cywilnej – błędy potrafią być kosztowne), jest zaszeregowany na poziomie IX i zarabia…. 4820 złotych brutto (zakładając, że w urzędzie, w którym pracuje, nie dopieszczają pracowników, a takich urzędów jest niestety sporo).
Szalonych zarobków nie ma nawet główny specjalista, który ma już naprawdę dużą odpowiedzialność i musi mieć odpowiednie kwalifikacje. On jest zaszeregowany w kategorii XIII i jego minimalne zarobki mogą wynosić 5040 złotych brutto. Czyli netto zarobi zaledwie ok. 3766 złotych, podczas gdy najniższa krajowa wynosi 3511 złotych brutto.
Te stawki są naprawdę śmieszne
Na papierze to tylko „urzędnik”. W praktyce: osoba, która musi znać przepisy prawa budowlanego, ochrony środowiska, planowania przestrzennego, administracyjnego, finansowego i kilku ustaw proceduralnych. Każdy błąd może oznaczać skargę do sądu administracyjnego, odwołanie, postępowanie dyscyplinarne, a w skrajnych przypadkach – odpowiedzialność finansową lub karną.
Niektóre decyzje podpisywane przez urzędników warte są miliony złotych, a mimo to osoba, która je przygotowuje, zarabia mniej niż początkujący sprzedawca w markecie budowlanym. Smutny w tym przypadku jest fakt, że administracja publiczna to jeden z najbardziej „oszczędnych” pracodawców w kraju. System wynagrodzeń w urzędach opiera się na siatkach płac ustalonych przez rozporządzenia, które przez lata nie nadążały za inflacją ani rynkiem pracy.
W wielu gminach, powiatach i urzędach wojewódzkich pensje zasadnicze są zbliżone do minimalnego wynagrodzenia, a tzw. dodatki motywacyjne to często kilkaset złotych. Podwyżki? Zależne od budżetu jednostki. A że większość samorządów ledwo wiąże koniec z końcem — często kończy się obietnicą: „w przyszłym roku”.
Coraz więcej wakatów na stanowiskach urzędniczych
W efekcie coraz więcej urzędników odchodzi. Szacuje się, że ponad 30% pracowników administracji rozważa zmianę sektora, a w niektórych gminach fluktuacja sięga nawet 40%. Najczęściej odchodzą młodzi, wykształceni, znający języki i przepisy. W sektorze prywatnym mają zdecydowanie lepsze perspektywy płacowe i szanse na rozwój.
Warto zwrócić uwagę, że problem z obsadą stanowisk urzędniczych to nie tylko problem kadrowy. To realne zagrożenie dla funkcjonowania państwa. Bo nawet najlepsze prawo nic nie znaczy, jeśli nie ma komu go stosować. Wkrótce możemy stanąć przed problemem braku możliwości załatwienia jakiejkolwiek sprawy w urzędzie, bo zwyczajnie nie będzie miał kto rozpatrzyć naszego podania.